Ja oglądałem go dosyć dawno, więc musiałbym powtórzyć seans, aby sobie przypomnieć niektóre rzeczy. Oczywiście główny motyw muzyczny jest klasą samą w sobie. Wiele rzeczy rozczarowuje np. aktor grający Wermeera, który poza tą rolą chyba nie ma się czym pochwalić; muzyczka na samym końcu już przy napisach; trochę wydłużone gadanie w mieście sam Lee van Cleef (i tak dobry) nie jest już w tej formie chociażby z dzieł Leone. Trzej bracia to duży plus filmu. Każdy z nich jest charakterystyczny, jeden gorszy od drugiego. Początek stylowy, dynamiczny to wg mnie najlepszy fragment filmu. Potem jeszcze warto wspomnieć o scenie masakry - ogólnie nieźle wyreżyserowany ten western. Scenariusz może trochę niedomaga, ale klimat jest ok i jak na lata 70 to nie jest źle. Póki co 6/10, może ulegnie to jeszcze zmianie.