Zabrakło w tym filmie głębi, duszy. Film wydaje się spłaszczony, pozbawiony tej iskry która sprawiłaby że widz zatonąłby w tej historii. Nie mam do zarzucenia nic Willemowi D bo zrobił świetną robotę, ale sam film został zrobiony nieudolnie. Absurdalna praca kamery z ręki w scenach statycznych to porażka, podobnie jak montaż. Muzyka in plus.
Pełna zgoda. Dodałbym jeszcze na plus kilka dialogów m.in.: z księdzem (Mikkelsen) oraz Madame Ginoux (Seigner). Szkoda tematu, osoby z którymi byłem na seansie zamiast wgłębić się w życie Van Gogha, z niecierpliwością czekały na końcowe napisy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak zmęczyłem się podczas oglądania filmu :(.
Jak mnie to cieszy, że ktoś też zauważył tego gniota w ten sposób.
Co do muzyki to za sprawą genialnego montażysty muzyka traciła cały swój urok.
Już myślałem, że oszalałem niczym van Gogh i tylko ja myślę, że ten film to szmira. Dawno nie przeżyłem takiego cringe'u. Oczywiście są sceny naprawdę wartościowe ale jednak pretensjonalność wyziera z większości kadrów.
Vincent van Gogh hasający w polu i kłosach pszenicy niczym 15 latka na sesji zdjęciowej na portal nasza-klasa. Brak słów.