Film Neame’a jest wzorcowym i chyba najlepszym obok „Płonącego wieżowca” przedstawicielem świecącego w Stanach Zjednoczonych w latach 70. ubiegłego wieku prawdziwe triumfy kina katastroficznego. Jest tu więc charakterystyczny dla takiego kina schemat fabularny: grupka ludzi, których ogólny zarys psychologiczny poznajemy na początku filmu, a w skład której wchodzą m.in. dość ekscentryczny kaznodzieja (Hackman), były porucznik policji (Borgnine) i jego żona – niegdyś dość sławna prostytutka, starsze małżeństwo, rozczarowany życiem kawaler oraz młode rodzeństwo. Ludzie ci, mimo odmiennych charakterów i różnicy poglądów, muszą w obliczu śmiertelnego zagrożenia połączyć siły, by wspólnie stawić czoła żywiołowi. A więc głównymi bohaterami są zwyczajni ludzie, którzy jednak postawieni zostają wobec nadzwyczajnych okoliczności. Schemat stary jak świat, co nie oznacza wcale, że nużący, bowiem film przez cały czas trzyma w napięciu, a to dzięki dynamicznej akcji, piętrzącym się coraz to nowym przeszkodom, które muszą pokonać bohaterowie, a także dość dobremu aktorstwu (oklaski dla Ernesta Borgnine’a). Jednak największym plusem filmu jest, wg mnie, sugestywnie oddana klaustrofobiczna, momentami wręcz dołująca atmosfera filmu.
Są oczywiście i minusy, a największym z nich jest oczywiście przewidywalność – niemal od początku wiadomo, kto przeżyje, a komu ta sztuka się nie uda (no, może z jednym wyjątkiem). Podobnie jak inne tego typu produkcje, również i „Tragedia Posejdona” nie jest wolna od kilku nieprawdopodobieństw. Ale ogólnie film robi duże wrażenie i trzyma w napięciu przez cały czas.
Popieram w całej rozciągłości - po "Płonącym wieżowcu" ten film to najlepsze kino katastroficzne jakie powstało.
Dodaje do tego "Trzesienie ziemi" z r.1974 i "Port lotniczy" z r.1975 - superkwartet katastroficzny z lat 1970-tych.
Ja dodam jeszcze Port lotniczy 77 i Rój. Przyznam że oba te filmy są nieco słabsze od wymienionych wczesniej ale mają swój urok. Mój ranking to
1) Płonący wieżowiec (1974), Tragedia Posejdona (1972)
2) Trzensienie ziemi (1974)
3) Rój (1978)
4) Port lotniczy (1970)
5) port lotniczy 77 (1977)
Był jeszcze jeden sławny katastroficzny, nagrodzony Oscarem za efekty specjalne film lat siedemdziesiątych. Nie wpisuję go na listę bo nigdy nie widziałem, - Hindenburg (1976)
"Są oczywiście i minusy, a największym z nich jest oczywiście przewidywalność – niemal od początku wiadomo, kto przeżyje, a komu ta sztuka się nie uda (no, może z jednym wyjątkiem)."
Hmmmm... Obejrzalem dopiero co po wieloletniej przerwie (w czasie ktorej zupelnie zapomnialem fabule tego filmu) i na poczatku (i praktycznie przez caly czas) nie wiedzialem kto przezyje a kto nie. Tak ze nie przesadzaj z ta przewidywalnoscia do bolu.
Polecam każdemu. 10/10. To arcydzieło. Trzyma w napięciu od początku do końca i nie nudzi się, mimo iż trwa prawie 2 godziny. Dodatkowego napięcia daje muzyka. Oczywiście można wychwycić kilka błędów w tym filmie... zastanawia mnie w zasadzie tylko to, na jakim obszarze Morza Śródziemnego miała miejsce ta katastrofa... gdyż jak wiadomo fale tsunami postają na płytkich przybrzeżnych wodach morskich i oceanicznych. Na pełnym morzu, taka fala może mieć maksymalnie kilkadziesiąt centymetrów.
Bardzo dobry film! Spora dawka emocji, ktora nie moze znudzic. I wcale nie przeszkadza mi, ze to stary film bez wyszukanych efektow specjalnych.
Poza tym Bardzo spodobalo mnie sie to, ze postaci sa bardzo wyraznie zarysowane, zindywidualizowane. Zapamietujemy kazda z osobna, bo kazda reprezentuje charakterystyczna postawe i zachowanie w obliczu tragedii. Nie jest to po prostu grupa bohaterow, masa, kazda osoba, nawet ta ktora jest w tle, wiele wnosi. Mozna powiedziec, ze film zawiera portrety psychologiczne bohaterow, choc nie jest to doglebna analiza psychiki, aczkolwiek mimo tego jest ona bardzo prawdziwa.
Przewidywalność? Ten film nie ma tej wady! Mnie trzymał w niepewności do samego końca i wcale nie wiedziałem z gory, kto i kiedy zginie.
SPOILERY;-) Ja również ostatni raz oglądałem to w TV ze 25 lat temu jako mały kajtek i nie pamiętałem nic, a nic z treści, ale dziś postanowiłem sobie to obejrzeć po raz drugi - choć właściwie tak jakby po raz pierwszy.
Nie zauważyłem jakoś specjalnie przewidywalności. Jedyny schemat, który, zwłaszcza w starszych produkcjach się powtarza, to niemal pewność, że z katastrofy uratują się dzieci. Także po śmierci tej puszystej pani, gdy Borgnine przekazał jej mężowi ten wisiorek wiadomo było, że mąż musi przeżyć, by przekazać go wnukowi. Ale już scena z dziewczyną, która nie umiała pływać, ale przepłynęła; którą strach sparaliżował na drabince powodując, że nie mogła ruszyć nogą ani ręką, ale na tę drabinkę się wspięła, a potem nieoczekiwanie wpada w płomienie ginąc, była dla mnie zaskoczeniem, bo sądziłem, że twórcy zechcą pobawić się się w moralizatorów przypominających, iż przełamując swoje słabości mimo wszystko można wyjść cało z poważnych zdałoby się tarapatów.
Słabe efekty? Jak na tamte czasy to na pewno była produkcja niezwykle kosztowna, pracochłonna, bo zrobiona z wielkim rozmachem. To nie jak dziś, gdy fachury od efektów specjalnych nie muszą ruszać tyłka sprzed komputera, a i tak wychodzą im "Godzille", "Parki jurajskie", czy "Twistery", że nie wspomnę o "Terminatorze 3", gdzie zła pani Terminator rozwala połowę L.A. dźwigiem;-) Troszkę szacunku proszę do roboty tamtejszych speców! Ode mnie 8/10.
Ale ta dziewczyna, co nie umiała pływać, przeżyła :) W płomienie wpadła dawna prostytutka, żona policjanta :)
jak najbardziej podpisuje się pod tym postem, film bardzo dobry brakuje takiego kina:(
Jak oceniacie nowego Posejdona z Kurtem Russelem. Oczywiście nie dorównuje oryginałowi, ale czy faktycznie jast aż taki zły jak mu się zarzuca. Nie sądzę. Mnie nowy Posejdon bardzo się podobał, a efekty miał po prostu oscarowe. Zdobył nawet nominację w tej kategorii. Przegrać z Piratami z Karaibów - Skrzynią umarlaka to żaden wstyd. Zresztą i jedno, i drugie to Industrial light and magic.