Film, który płynie. Film, w którym nie odczuwa się czasu. Film, który jest jak pocztówka z PRLu znaleziona w książce na strychu. Sztos to szczerze ciekawy film szczególnie, że ta barwna historia PRL-owskich cinkciarzy jest niezwykle przystępnie opowiedziana. Z dowcipem, z nutką sensacji, bez moralizatorskiego nadęcia, ani sztucznego patetyzowania. Okrasy dodają rewelacyjne kreacje Nowickiego i Pazury. Eryk jest starym wyjadaczem z branży, Synek zaś dopiero smakuje roboty. Miejscami przypomina się „Wielki szu”. Podobieństw jest wiele: tematyka odnosi się do zakazanej sfery życia – cwaniackiego PRL-owskiego półświatka. W „Sztosie” forsa kręci się wokół waluty, w „Wielkim Szu” wokół pokera. W obu filmach relacje głównych bohaterów przypominają układ hierarchiczny: mistrz i uczeń, jednak Nowicki w obu filmach gra nieczysto. W „Sztosie” Synek nie wie, iż Eryk przyprawił mu rogi. W „Wielkim Szu” natomiast Nowicki temperuje szczeniacki entuzjazm taksówkarza Jurka, układając się z karciarzem Denelem (Karol Strasburger). Mówiąc obrazowo, w obu filmach Nowicki gra „znaczonymi kartami”. Oba filmy mają gawędziarski sposób prowadzenia narracji, który przypomina kolorową opowieść wujka przy „kieliszku” herbaty. Słucha się jej z żywym zainteresowaniem, do samego końca. Niektóre scenki i kwestie wywołują szczery uśmiech – szczególnie te z udziałem Adasia i Studenta. Jako debiut fabularny „Sztos” oceniam bardzo wysoko i śmiało mogę powiedzieć, iż jest to film, nomen omen, kultowy.
Wspaniale napisane. A film cudownie nostalgiczny...gimnazjaliści, których na tym forum - jak i na innych - zatrzęsienie, nie mają szans na docenienie tych "klimatów". Dużo tracą.
A ja jednak mam szansę, bo ja się wychowywałem na komediach polskich i zawsze lubię obejrzeć sobie jakiś stary, dobry polski film. Zawsze mnie coś kręciło do tego. Co do filmu, bardzo dobry, komedia to to jednak nie jest i wcale tego się nie spodziewałem, a jedynie filmu, który mnie wciągnie w dobrą fabułę, akcję. Coś, co mnie przyciągnie do oglądania i sprawi, że mu się spodoba. Jak dla mnie, porządne 9/10. Trochę końcówka mnie kaleczy, ale czego tu żałować. 10/10 nie daje, bo nie widzę tu jakiejś perfekcji.
Jakiejś wielkiej perfekcji. Ale trzeba zauważyć, że to był debiut Olafa Lubaszenki, niczym Vabank Machulskiego.
ja też. powtórnie obejrzałem i zmieniłem na 10/10, szczeg. w odniesieniu do żałośnie naśladującego "Sztos-a 2", który jest po prostu NIJAKI (a może "byle-jaki")...