Warstwa wizualna oraz aktorstwo rewelacyjne ale fabuła absolutnie nie zaangażowała mnie, losy postaci były mi obojętne. Budowanie napięcia? Nie odczułem, była za to odczuwalna tzw. "artystyczna nuda" i dzieje się na ekranie dość mało jak na tak długi metraż. Poza tym film jest wyjatkowo skromny jesli idzie o scenografię, niemal wszystkie ujęcia kręcone we wnętrzach i aż nazbyt to wszystko skupione na warstwie psychologicznej, był tu większy potencjał ale przewazyla jednak forma. Zaskakująco dobra rola Dakoty Johnson, no kto by się spodziewał, że potrafi zagrać.
Poza aktorstwem nic specjalnego. Muzyka i scenografia może jeszcze się bronią, fabuła od połowy leci na łeb i na szyję. Przerost formy nad treścią jak w "Mother" i "Heridetary". Jak dla mnie rozczarowanie.
Zgadza się, aczkolwiek nie podoba mi się po prostu takie wydziwianie na siłę. Za dużo artyzmu, za mało treści. Sama historia intrygująca ale mniej więcej do godziny, góra półtorej. Później cały suspens w moim odczuciu trafia szlag i następuje istna kakofonia dźwięków i obrazów. A zapowiadało się naprawdę dobrze...