Nie mógłam spokojnie oglądać filmu, patrząc jak ta kobieta nieumiejętnie próbowała stawiać granice. Mając pieniądze i pozycję społeczną, zachowywała się jak zastraszone dziecko. Robotnicy, którym ona ma zapłacić za należycie wykonaną pracę, nie dość, że robią bałagan wokół posesji, to jeszcze bez pozwolenia wchodzą do jej domu, korzystają z toalety i sprzętów, niszcząc niektóre, sprowadzają panienki i organizują sobie imprezę, a nawet z nimi spółkują, a ona... nic. Nie rozumiem - skoro nie mogła w jasny i zdecydowany sposób okiełznać tych robotników, czemu nie zadzwoniła na policję? Jakby nie było, pomimo wyraźnego zakazu weszli do jej domu, co jest równoznaczne z włamaniem. Asertywność na poziomie zero.