Tak jak w tytule. Sięgając po film (2 dni po przeczytaniu książki) bałem się, że zobaczę zupełnie coś innego niż przeczytałem. Tak jak było w przypadku "Szkoły uczuć". Na szczęście dostałem taką samą historie niemalże (kilka drobnostek pozmienianych, które nie mają wpływu na odbiór) jaka pozostała w mojej głowie przez ostatnie dni.
Prawdę mówiąc wyobrażałem sobie inaczej bohaterów, ale nie przeszkodziło mi to w odbiorze. Na szczęście gra aktorska tak stanęła na bardzo dobrym poziomie, że niemalże od razu wczułem się w postaci na ekranie.
Wielu z Was narzeka na sceny walki. Myślę, że nie do końca rozumiecie zamysłu ich ukazywania i czemu to jest w tak krzywym zwierciadle, trywialne i proste. Dlaczego tak było? Bo walki były ukazane oczami Oskara, 10-LATKA przypominam. Więc jak miał sobie to wyobrażać? Pełna masakra, krew się leje, efekty specjalne niczym w Avengersach? Ludzie puknijcie się w głowę i pomyślcie najpierw nad zamysłami przedstawionych scen, a potem lejcie swój jad i zaniżajcie specjalnie oceny dając 1-4 ukazując tym samym swoją ignorancje.
Daje z czystym sumieniem 8/10 i znaczek jakości na jedną z najwierniejszych ekranizacji książki jaką w życiu widziałem, a widziałem ich sporo.