miałam obejrzeć "Lawę" Konwickiego (swoją drogą-czy ktoś nie ma jakiś jego filmów na płytkach??), z resztą tak właśnie miałam opisaną kasetę video...no i przewinęłam,włączyłam...a tam ni śladu "Lawy"...zamiast tego jakiś Murzyn w kapeluszu i zaczęcające dźwięki blues'a...i obejrzałam...i dobrze zrobiłam!! Ten film wlał we mnie jakąś siłę- wielka świeżość biła od tej historii, od podróży do ojczyzny blues'a, od dźwięków harmonijki i popisowych numerów na gitarce... I choć nie ciągnęło mnie nigdy za ocean,to oglądajac "Crossroads" nabrałam ochoty na powłóczenie się po Stanach...