Zanim Charlotte Roche napisała "Wilgotne miejsca", swoją obrzydliwą wizję dojrzewania zaprezentowała Catherine Breillat, tym małym skandalem otwierając sobie drogę do kariery. Odkrywanie własnej seksualności w obiektywie Francuzki jest jeszcze bardziej obrzydliwe, bo nie tylko nie szczędzi nam ona festiwalu wydzielin, lecz również przekracza granicę kina pornograficznego, a zarazem doprawia swój film ekstremą pokroju zabijania zwierząt. Jeśli już ten wstęp was przeraża, zrezygnujcie z seansu. W innym wypadku będziecie mieć problem ze zjedzeniem czegokolwiek w ciągu 24 godzin po seansie...

Mimo natłoku szokujących scen, o dziwo ten film ma swój sens. Zainteresowanie własnym ciałem, a później płcią przeciwną, posiada w sobie specyficzną mieszankę fascynacji i strachu. Reżyserka lubi także zacierać granicę między marzeniami, a rzeczywistością, co na pewno wychodzi "Młodej dziewczynie" na dobre. Nie brak tu jednak pretensjonalności. Ciągnące się litania głównej bohaterki do Jima raczej nie należą do najmocniejszych punktów programu.

Na pewno to dzieło nietuzinkowe. Czy jednak w pełni udane, zdecyduję chyba dopiero po zapoznaniu się z cała filmografią Breillat. Trudno bowiem ocenić film z jednej strony konkretny, a z drugiej bardzo nieprzyjemny w odbiorze. Przyznać muszę jednak, że gdybym był producentem po takim debiucie dałbym reżyserce pieniądze na kolejne obrazy. Z zastrzeżeniem by już nie krzywdziła żadnych stworzeń na planie. Choć takie indywiduum pewnie kazałoby mi się wypchać, "bo ofiara w imię sztuki jest niezbędna" :D