W zwiazku z tym, ze w nocy rozdane zostaly Oscary, postanowilem obejrzec The Shape Of Water, ktory oczywiscie wygral. Udalo mi sie wytrzymac niecale 30 minut i wylaczylem, bo moim zdaniem to wyjatkowy gniot. Fabula do bani, aktorstwo trzecioligowe, dialogi jak z greckiej tragedii a do tego paletajace sie po piwnicach, zakochane w sprzataczce monstrum, ktore wyglada jak jeden z potworow w Scooby-Doo. Amerykanskie kino idzie na dno!
Według mnie zasłużenie wygrał, biorąc pod uwagę oczywiście tylko 9 nominowanych filmów.
Mnie film nie zachwycił, ale "Michael Shannon i Sally Hawkins to było aktorstwo III ligowe". Dowcip tygodnia :)