(...) „Komandosi śmierci” kończą się tandetną sceną pojednania Brada i jego Marcy: ich miłości przyklaskują żołnierze bez imion oraz żadnego znaczenia dla fabuły, całości wtóruje rzewna, soft-rockowa ballada. Wszyscy poruszają się w rytm efektu slow motion. Golan chciał wypuścić „Komandosów…” do kin, ale musiał zadowolić się wydaniem straight-to-video – była to bardzo rozsądna decyzja. Większość materiału nakręcono w Izraelu, a budżet był na tyle niski, że reżyser postanowił wmontować w film scenę samochodowego pościgu ze swego „Miasta śmierci” – powstałego dwa lata wcześniej. To ten moment, w którym Paré wsiada to taksówki stereotypowego pana z zabawnym akcentem.
Pełna recenzja: YippeeKiYayMoviegoer
(Wordpress)