Rozwaliło mnie tłumaczenie tytułu niemieckiego filmu "Lila, Lila" na "Moje słowa, moje kłamstwa, moja miłość" :D
Szczerze mówiąc nie pamiętam już tego filmu, ale wiem, że oprócz tego, że tłumaczenie jako takie jest niezgodne (pływanie a pływanie łódką? I uczy się...), to zupełnie nie pasował mi ten tytuł do treści filmu, ale tak jak mówię, niestety nie pamiętam jej dokładnie.
Czasami nie ma sensu tłumaczyć dosłownie, bo to zwyczajnie źle brzmi w innym języku. I chociaż gdzieś się tam zatraca wieloznaczność tego angielskiego zwrotu, który mając na myśli kontekst można by tu rozumieć też w przenośni, że niejako wypływa on na szerokie wody, ale tłumacz akurat tutaj moim zdaniem nie sknocił. Pasuje do treści filmu, bo, co prawda chodzi o to, żeby Jack mógł sam zabrać dziewczynę na randkę, na wycieczkę łódką, ale przez cały film uczy się różnych rzeczy, a przede wszystkim właśnie pływania - w basenie. No trudno, żeby się musiał uczyć machać wiosłami, to żadna filozofia, ale umiejętność pływania to kwestia bezpieczeństwa przy takiej wyprawie :)
Dystrybutor tytułu nie tłumaczy lecz WYMYŚLA od początku, po swojemu. I tu ciekawostka. "Dirty dancing" to w Polsce "Wirujący seks"; wiadomo, słowo seks jest jak magnes, potencjalni widzowie mają myśleć, że w filmie będą się często "stosunkować", w różnych fikuśnych, "wirujących" pozycjach, a taki "Brudny taniec" to nie wiadomo co zwiastuje:-) Jednak w PRL film "Dirty Harry" puścili pod dosłownym tłumaczeniem. Może ówcześni decydenci uważali Polaków za bardziej pojętnych niż dzisiejsi, bo współcześnie mogliby wymyślić tytuł np. "Inspektor Callahan - ostatni z niezłomnych" podejrzewając, iż naszych rodaków nie skusi tytuł sugerujący, że jest to film o facecie niedbającym o higienę osobistą...