Pamiętam jak byłam dzieckiem, miałam chyba 7 może 8 lat. Pojechałam na wakacje do babci na wieś i zaprzyjaźniłam się z cielaczkiem. Chodziłam z nim na łąkę, rozmawiałam, powierzałam mu swoje dziecięce tajemnice, radości i troski. I pewnego dnia przyjechali ludzie, którzy mieli go zabrać. Pewnie nie wiedziałam wtedy, że do rzeźni, ale moja rozpacz była tak wielka, że babcia ich odprawiła. Nie wiedziałam jednak, że umówiła się z nimi, że przyjadą następnego dnia o 5 rano i go zabiorą. Te emocje, uczucie straty przyjaciela i oszustwo babci jest we mnie do dzisiaj.
Przepiękny, smutny film.
W podobnym wieku gdy pojechaliśmy w odwiedziny na wieś to akurat "rozbierali" cielaka. Był rozpięty na czymś w stylu kozła do ćwiczeń. Najbardziej wstrząsające były dla mnie wyciekające płyny, wówczas sądziłem, że to mocz, ale mogło być to coś innego. Na opakowaniach mięsa powinny obowiązkowo być zdjęcia z rzeźni.
Tego typu filmy lub czyjeś refleksje niekoniecznie muszą poruszyć twoją wrażliwość. Tu miłosiernie i brawurowo zakładam że takową posiadasz, że ma ją nawet kołek w płocie.
Nietypowe jest co najwyżej że chciało ci się tu krążyć po wątkach z tym samym głupawym grepsem. Jaką swoją życiową czy emocjonalną potrzebę zaspokoiłeś ? Zastanów się nad tym na spokojnie... w miarę swoich możliwości ma się rozumieć.
Zgadzam się. Wychowałam się na wsi. Zawsze przed Bożym Narodzeniem odbywało się "bicie świni". Wisiała głową do dołu, powieszona za tylne nogi, z rozciętym brzuchem. Minęło 40 lat a ja to pamiętam. I choć mocno ograniczyłam jedzenie mięsa, to czasem zdarza mi się... jest mi wstyd.