Scenę w której ginie młody angielski pilot zrealizowano genialnie. Czuć było panikę i śmierć w powietrzu. Zupełnie jakby widz siedział za sterami. Brawo!
Ja tylko czułam ulgę że go w końcu zabili bo bałam się że przeżyje.Scena mocno naciągnięta gdybyś o niej nie przypomniał to bym jej nie analizowała.Fakt, ze śpiewem na ustach nie umierał ale filmu i tak nie uratowało.
Ciężko żeby jedna scena uratowała film bo niestety poza walkami w powietrzu wyszło raczej cieniutko. Ale ta scenka była fajna. Jak na moment w kinie zapadła ciemność czuło się dosłownie jakby komuś urwał się film, a nam razem z nim.
Co się z kolei tyczy całej reszty to mam wrażenie że Anglicy w swoim filmie byli bardziej polscy niż Polacy. Luz w dialogach, przekleństwa, wódka i interesujący romans, a u nas wszystko takie sztywne, posągowe i dobólowo kulturalne... Do tego retrospekcje - płytkie, mało interesujące. Równie dobrze mogło by ich nie być.
Acha i co więcej - Anglicy w swoim filmie pojechali po sobie bardziej, niż zrobiliśmy to my. Nasz filmik był politycznie poprawny, z kolei Anglicy pokazali jak koniec końców zostali potraktowani polscy piloci: "Panom już dziękujemy, do widzenia, nie chcemy wkurzać wujka Stalina". Szacun za samokrytykę :)