Jest to "dokument", ale czego? Pokazuje nam prowincjonalną szkółkę we Francji do której uczęszczają dzieci w różnym wieku. I co? I nic. Dzieci rosną, a za oknem zmieniają się krajobrazy. Nie widzę celu tego filmu... Równie dobrze można by nakręcić film o codziennym życiu w mojej szkole, ale dla kogo byłby interesujący? Wyłacznie dla uczniów i nauczycieli...
Ponadto miałam wrażenie, ze sam pedagog jest obrzydliwie sztuczny, z powodu tej pełzajacej za nim kamery...
Boże, widzisz, a nie grzmisz!
Cóż, jeśli nie znasz się na dokumencie jako gatunku filmowym, to może nie wygłaszaj krzywdzących opinii bez podania argumentów, bo tak się akurat składa, że "Być i mieć" oprócz merytoryki, która jest notabene bogata a wktóra nie będę obecnie wnikał, jest również bardzo dobrym przykładem wyśmienitej pracy zespołu realizatorskiego na czele z operatorem kamery, interesująco żonglującym ogniskowymi obiektywów umiejętnie dobierając przy tym przysłonę.
Kolejny "norweski film o pierdzącym reniferze" ubóstwiany przez krytyków tylko dlatego że 95% ludziom się nie podoba - bo to przecież film kultury wysokiej i w ogóle kino offowe i chołota go nie rozumie:)
Odradzam :)