Fabuła się tu po prostu nie klei. Szkic historii świetny. Za dużo jednak tu sztuczności i zamętu.
Sala samobójców fabularnie była bardzo dobra. Tutaj reżyser sam się zagubił w osobie głównego bohatera. Nie dokonuje się w tym nastolatku żadna przemiana lub jest dla widza niezrozumiała. Koleś chciał mówić z ambony o barankach bożych a jak dostał do tego okazje to pokazał polskim katolikom jak zaklamani/niechrześcijanscy są. To by miało sens gdyby przemiana bohatera dokonała się na naszych oczach wcześniej. Mi tu zabraklo dłuższego wstępu. Historii bohatera, relacji z księdzem w poprawczaku...szkoda.
Jest w tym filmie kilka slabych a nawet żenujących scen. Jak kolega głównego nastolatka przychodzi po hajs. Najpierw chce go bić a potem placze...Zagrane tragicznie przez aktora drugoplanowego. Nasz bohater boi się go ale minutę później powala kogoś innego strzałem z glowki.
Wolałbym serial. Ta fabuła to złoto ale nie w tym wydaniu.
Ps - jestem ateistą
Nie zaprzeczyłem sam sobie. Gdybyś myślał rozsądnie ZANIM Cię do tego nakłaniałem, wtedy byłoby to sprzeczne z moją oceną Twojego myślenia.
Właśnie takimi skrótami myślowymi zastępujecie rozsądek i są potem efekty. :)
Odpowiedź mnie nie zawiodła... :)
Może była odrobinkę przykrótka, ale to zapewne w trosce o moje ubogie zdolności logicznego myślenia.
Czyli, używając skrótu myślowego, żeby mi się dekielek nie przegrzał :P
Trzymaj się ciepło i życzę dalszych owocnych 'rozmów'
Druga kwestia, do której nie odniosłeś się nawet słowem, bo może zamiast poprosić o pomoc zawierzyłeś swoim własnym możliwościom, to kwestia przemiany bohatera.
I znów Joker to świetny przykład banału. W filmach z USA właśnie (rzadziej) pod wpływem traumy rodzi się zło (czyli przemiana), albo (częściej) rodzi się dobro, gdy ktoś początkowo współuczestniczący w sprawie złej lub co najmniej kontrowersyjnej, zauważa, że system krzywdzi indywidualną jednostkę i staje w obronie. W długich monologach prezydenci USA przekonują obywateli do bohaterskiej walki z kosmitami, Tom Cruise przestanie być samolubem w "Rainmanie", a Keanu Reeves w "Słodkim listopadzie", Harrison Ford w "Sabrinie", Bogart w "Sabrinie" wcześniej, Gere w "Pretty Woman", tchórze znajdą w sobie odwagę jak lew z "Czarnoksiężnika z Oz", Neo zdecyduje się walczyć z agentem, Boromir odda życie za resztę drużyny, Valmont pokocha prawdziwie, Scully uwierzy w kosmitów, i tak do usranej śmierci można wymieniać,
BO NIE MA WIĘKSZEGO BANAŁU NIŻ PRZEMIANA BOHATERA
"Przepraszam, ale pier***nij się w łeb naprawdę mocno"
No ładnie się Pan przedstawił :P
No widzisz. Ty już, widzę, po zabiegu, od razu piszesz głupotki krócej niż kolega.
Wolę pisać krócej głupotki, jak robić z siebiw chamidło w prawie każdym poście ;)
W moim odczuciu nie jest to film o przemianie ale o elastyczności natury ludzkiej, o tym że można być dobrym i złym jednocześnie . Nie jest to też film o wierze w boga, tylko o wierze w to, że można stać się kimś innym niż się jest. Na minus , zbyt wiele niepotrzebnych wulgaryzmów , ostatnia scena mocno przesadzona, to było niepotrzebne.
ale to ty zacząłeś temat krytyki tego filmu wiec to po twojej stronie jest udowodnienie tego ze masz racje, a nie po mojej ze jej nie masz
Właśnie wręcz przeciwnie, Tomasz Ziętek zagrał rewelacyjnie. Dokładnie tak zachowują się osoby tego pokroju. W żadnym innym filmie nie widziałem tak zbliżonego przedstawienia postaci "sluma, dresa, margines" jak kto woli, jak właśnie tutaj. Oczywiście subiektywna ocena.
" Jak kolega głównego nastolatka przychodzi po hajs. Najpierw chce go bić a potem placze...Zagrane tragicznie przez aktora drugoplanowego. Nasz bohater boi się go ale minutę później powala kogoś innego strzałem z glowki."
Śmiesznie, bo uważam, że w całym tym filmie to jest najlepiej zagrana scena, jak i w ogóle rola. Pierwszy raz widziałem aktorstwo Tomasza Ziętka i to jest rewelacja, ciągnie ten film do góry.
Po pierwsze to gość płacze po tym jak się nachlał, jak dobrze pamiętam to też coś przyćpali. Wiadomo, że to mocno potęguje emocje, stąd płacz. Nie pobił tego typa, bo wiedział, że może go zakapować za to.
dodałbym do tego gadajace głowy. Fatalnie zagospodarowany drugi i trzecie i kolejny plan. Ostatnia scena rodem z walking dead. Bohater pokazany w sposob jednoznaczny, czyli nie budzi sympati i ciagle najazdy na ,,konskie" głowy. Tak, mozna bylo to lepiej zrobic. Polifonicznie, a nie plasko, jednowymiarowo. Aktorsko bdb. nie ma przerysowania, min, darcia mordy, ale to za malo dla mnie.zmarnowany temat, potencjal na swietny film.
Tak się zapytam Po co w głównym bohaterze ma nastąpić przemiana? Czy to jakiś obowiązek głównych bohaterów w filmie ?
Poza tym jeśli już mowa o przemianie to stawiam , że nastąpiła po końcowej scenie.
Po prostu przyszedł Pan do kina nastawiony na coś. A tu okazało się, ze film był o czymś zupełnie innym a i to nie do końca się Pan zorientował, że tak było i nadal trwa w swoim nastawieniu
No dobra a jak rozumiecie te trzy sceny pod koniec filmu,wtedy kiedy główny bohater odwraca się od wiary czyli:Zakrycie obrazu w kościele,rozebranie się do pasa i juz w poprawczaku gdy inni wstali i się pomodlili przed posiłkiem a on to olał całkowicie.
Mnie się zdaje, że to była taka demonstracja swojego zdania w sprawie hipokryzji katolików, którzy wszystko robią na pokaz. Nadal podtrzymuję, że bohater filmu jest zbiorowy
Ja sądzę, że to był wynik frustracji i rozczarowania. Nie mógł zostać tym kim tak naprawdę chciał. Ludzie wtedy często kierują pretensje do Boga, obrażając się na rzeczywistość.
Ja nie odbieram tego jako pretensji do Boga. Po prostu nie chciał kłamać w kwestii faktu kim jest, dlatego zdemaskował się, pokazał publicznie dziary, żeby nie było żadnych wątpliwości kim jest i skąd pochodzi. Pozostałych bohaterów tego filmu nie stać było na taki moralny "ekshibicjonizm". Woleli nadal pozostawać hipokrytami, bo wszyscy tak robią. Nadal podtrzymuję, że bohater Bożego Ciała jest zbiorowy
Może źle podpiąłem wiadomość. Odniosłem się w swoich wnioskach tylko do tej ostatniej sceny - modlitwy przed posiłkiem. Ale stanę też trochę w obronie tego bohatera zbiorowego. To społeczeństwo dostało taki strzał między oczy, ich cierpienie i zgorzknienie nim wywołane zostało w pewien sposób przełamane, bo jednak przynajmniej część z nich wzięła udział w orszaku pogrzebowym.
Zgadzam się. Historia jakich wiele, spodziewałam się więcej. Nie zrozumiała jest dla mnie postawa głównego bohatera. Nie przekonał mnie do siebie. Czytałam wcześniej recenzje i spodziewałam się, że Daniel mnie porwie, zaszczepi we mnie trochę wiary. Chyba miałam za duże oczekiwania.
Jako wierzący widzę to inaczej. To nie jest tak, że empatia, wiedza itd pozwalały mu mówić a duch święty, który w tradycji i wierze chrześcijańskiej pozwala „mówić językami narodów” który „będzie mówił za was”. Daniel się modlił i otrzymał łaskę. Nie raz było pokazane jak przed „przemową” następowała cisza i zbliżenie na skupionego Ks. Tomka. Nawet jeżeli jesteś ateista i uważasz ducha świetego za totalny zabobon to popatrz na to jakbyś czytał mitologie dla zrozumienia tego co sieęwydarzyło na ekranie. Bał sie swojego kumpla bo mógł go wydać, nie bał sie miejscowego bo nie z takimi chojrakami miał do czynienia.