Film wg mnie ma dużo wspólnego ze Speed Kills z Travoltą. Dwa filmy o przemytnikach, którzy kończą z kulą w głowie. Oddali się swojej pasji, po drodze łamiąc prawo i się bogacąc. Niby film o Barrym to lekki i łatwy, ale czuje się w nim niepewność i brak jakiegokolwiek zadowolenia... Tak to odebrałem. Fajnie się ogląda, bo nie pokazują całej brutalności itp. Dobrze, że nie zmienili końcówki przynajmniej

Epatować brutalnością i seksem obecnie jest bardzo łatwo. Co więcej, widz na to liczy. Dlatego lekkość Barrego Seala jest taka trochę niedzisiejsza. Film pokazuje bardzo ciekawy etap rozwoju USA, ale się w niego nie zagłębia. Samego Barrego też poznajemy raczej powierzchownie. Tu bym porównał Barrego trochę do Operacji Argo, gdzie jest już znacznie więcej napięcia i nerwowości, ale też z pominięciem wulgarności.

Ten etap w historii Ameryki Środkowej i Południowej jest chyba jednym z najciekawszych po erze Kolumba. Kruchość tych państw jak i narodów sprawiła, że USA chciała się tam mieszkać za wszelką cenę, tak jak robią to do tej pory. Można by to bardziej pokazać, wgryźć się w to, ale nie o tym był film... Wymowne są sceny na końcu, przed napisami, jak Reagan zapytany o wmieszanie się IR Iranu do wojny mówi coś o torcie... totalna zlewa !