Przyznam, że im dłużej przyglądam się kolejnym sukcesom wypocin Eriki Mitchell, czy Bianki Lipińskiej, tym mocniej przecieram oczy ze zdumienia i niedowierzania. Jak to bowiem możliwe, że w dobie powszechnej emancypacji, walki o równouprawnienie płci, "czarnych protestów" i ruchów w stylu #MeToo tak absolutne szmiry sprzedają się w nakładach dorównujących największym współczesnym dziełom literackim? Czyżby aż tak wiele kobiet skrycie fantazjowało o zostaniu seksualną zabawką, bezwolną własnością Majętnych Panów o charyzmie sosnowej deski i wcale nie mniej płaskiej osobowości? Jeśli wierzyć liczbom, coś rzeczywiście musi być na rzeczy. Ja jednakowoż wierzyć nie chcę.
To tym smutniejsze, że owej zagadkowej fascynacji współczesnym niewolnictwem "zawdzięczamy" szereg ekranizacji zmuszających do zadania sobie pytania, czy kinematografia będzie jeszcze kiedyś w stanie podnieść się z dna, w kierunku którego coraz śmielej nurkuje w pogoni za łatwym pieniądzem. Nie miejcie bowiem złudzeń: "365 dni" to nie jest po prostu kolejny zły film memicznie nieutalentowanej reżyser. To przede wszystkim film obraźliwy i podważający wszystko, o co zdają się walczyć współczesne kobiety. Zupełnie jak jego książkowy oryginał, zupełnie jak przygody Christiana i Anastasii, ale również dokładnie tak, jak obraźliwe jest hard porno w wykonaniu niesławnej Sashy, nomen omen, Grey. Być może nie ma tu scen lizania sedesów, czy kobiecej twarzy przygniatanej męską stopą do podłogowych kafelek, być może bohaterka nie jest opluwana, czy bita, ale już sam kontekst pozostaje bez zmian.
A zatem, drogie panie, jeżeli już naprawdę musicie się na własne oczęta przekonać, czy nakreślone przez Lipińską wyobrażenie o "pikantnym związku" wykracza poza fantazje statystycznego czytelnika "Twojego weekendu", a umiejętności reżyserskie Białowąs dorównują już tuzom Pornhuba, to proszę bardzo - schowajcie godność w kieszeń i... bawcie się dobrze? O jedno tylko proszę: nie ciągnijcie za sobą do kin tych waszych biednych facetów. Prawdopodobnie niczym sobie na taką karę nie zasłużyli.
W tym filmie nie ma żadnego symbolu sztokholmskiego. Coś takiego wygląda całkiem inaczej. Poza tym syndrom sztokholmski tworzy się latami, a nie w kilka tygodni. Również na taki syndrom są najbardziej podatne dzieci, a nie dorośli ludzie.
Dlatego pisanie o tym syndromie w 365 dni jest nieprawdą.
Źle piszesz, poczytaj sobie skąd w ogóle nazwa tego syndromu. Właśnie ze sprawy, gdzie kilku dorosłych zakładników było przetrzymywanych i zostało tak potraktowanych przez napastników, że po uwolnieniu nie chcieli współpracować z policją i jeszcze bronili swoich napastników. Kampusch i wiele innych przetrzymywanych osób było wiezionych latami, a nie doznali tego syndromu. A innym osobom wystarczyło kilka dni, aby go doznać. I to jeszcze dorosłym osobom.
Syndrom sztokholmski wymaga długiego okresu czasu i uzależnienia emocjonalnego od oprawcy. Pamiętaj że nie każda obrona oprawcy przez porwanego oznacza syndrom sztokholmski. Powodów może być znacznie więcej. Kampusch przypisywano tzw. syndrom sztokholmski, chociaż sama temu zaprzecza.
Wypierda*aj stąd, każdy może pisać gdzie i ile chcę, nikim to jest twoja matka, która zapomniała zrobić aborcji
Twoja rodzina jest tępa, a twoja stara była leczona w psychiatryku, podobnie jak ty, nic nie warty odpadzie społeczny.
Uważam, że teraz w kinie polskim za dużo filmów jest o seksie. Kino erotyczne powinno być, ale nie niszczmy naszej kinematografii. Uważam, że polskie filmy są teraz gorsze i mało wartościowe.
można wiedzieć dlaczego kobiety nie lubią tego filmu? czy chodzi o to, że facet dominuje nad kobietą czy o cos innego?
Ten film to zwyczajna fantazja erotyczna, a teraz uwaga, zdradzę Ci pewien sekret, znany przez dorosłych, dojrzałych ludzi: rzadko kiedy ktoś pragnie, aby te fantazje na prawdę się spełniły, bo od tego są. Nikt nie ma pretensji do facetów, że marzą o lateksowych dominach, czy pustych, napompowanych botoksem lalach, bo i tak wybierają sobie na żony zazwyczaj "dziołchy z sąsiedztwa", ale marzą, fantazjują i robią o tym filmy. I tu jest podobnie. Żyj i daj żyć kobietom, fantazjować i tych fantazji nigdy nie realizować.
NIE KŁAM. Żadni faceci nie marzą o lateksowych dominach czy pustych napompowanych botoksem lalach. Całkiem ci padło na łeb? Faceci marzą o pięknych i młodych kobietach, a nie sztucznych tworach.
W tym filmie są bardzo przystojni mężczyźni i tak samo faceci wolą piękne i pociągające kobiety.
na pewno jakiś się zdarzy, co marzy. A że większość marzy o pięknych i młodych, to spoko. Tak samo kobieta z filmu fantazjuje o przystojnym włochu, z czym duża część mężczyzn ma problem. Bo kobietom przecież fantazjować nie można. BTW jesteś chamidłem z tym "padnięciem na łeb".
Fantazjować można każdemu, więc co ci padło na łeb że tego nie wiesz. Nikt nie krytykuje za fantazje.
Czyli wyszło szydło z worka. Jesteś intelektualnym zerem, a do tego wulgarną szumowiną.