Relacja

Sang-soo Hong i Celine Sciamma: nowe horyzonty kinowego relaksu

https://www.filmweb.pl/article/Sang-soo+Hong+i+Celine+Sciamma%3A+nowe+horyzonty+kinowego+relaksu-143494
Sang-soo Hong i Celine Sciamma: nowe horyzonty kinowego relaksu
Nowe Horyzonty to transgresyjne odjazdy Gaspara Noégo i Julii Ducournau, awangardowe eksperymenty sekcji "Front wizualny" i "Lost Lost Lost" czy wieczorne pozbawione hamulców seanse "Nocnego szaleństwa". Ale nowohoryzontowe kino ma też kojącą, łagodną stronę. Na wyciszenie po kinowych odjazdach proponujemy "Kobietę, która uciekła" (reż. Sang-soo Hong) i "Małą mamę" (reż. Celine Sciamma).

***


Tajemnicki 
recenzja filmu "Kobieta, która uciekła", reż. Sang-soo Hong

Sang-soo Hong kręci filmy, które łatwo się ogląda, ale o których trudno się mówi. Ich urok jest bowiem ulotny jak mgiełka, a ich prostota jest prostotą zagadkową. Koreańczyk to jeden z reżyserów opowiadających w kółko niemalże tę samą historię w niemalże tym samym stylu: tak lekkim, że niemal niewidzialnym, a jednak absolutnie niepodrabialnym. Hong włącza po prostu kamerę i filmuje ciągnące się dyskusje o wszystkim i o niczym: jego bohaterowie wciąż tylko rozmawiają, piją soju i niezręcznie tańczą na polu minowym konwenansów. Jest w tym jakiś fascynujący paradoks: opowieści o komunikacyjnych impasach komunikowane są najefektywniej i najniefektowniej jak się da. Łatwo mrugnąć i pomylić kino Honga z telenowelą. Nic dziwnego, że jest to twórczość, którą albo się lubi, albo nie. Łatwiej bowiem te filmy "poczuć", niż zrozumieć, skąd bierze się ich urok.


"Kobieta, która uciekła" (2020) nie przynosi rewolucji. Muza reżysera, znana m.in. z "Teraz dobrze, wtedy źle" (2015) czy "Samotnie na plaży pod wieczór" (2017) Min-hee Kim, gra tym razem Gamhee, która pod nieobecność męża spotyka się z trzema znajomymi. Kobiety rozmawiają, piją i jedzą, a autor zamyka to wszystko w miniaturowej formie 77 minut. W porównaniu z innym zrealizowanym w tym samym roku filmem reżysera mamy tu jednak Honga w wersji wyrafinowanej. 

"Wstęp" (2020) – bo o nim mowa – miał swój urok, ale miał też skrajnie luźną (ktoś powie: niechlujną) formę. Stanowił ciąg słabo powiązanych ze sobą scenek sfilmowanych w serii przepalonych bądź nieostrych ujęć. "Kobieta, która uciekła" tymczasem już od początku koi oczy pastelową paletą barw, eleganckim kadrowaniem i kompozycyjną konsekwencją. Długie, niby "obojętne" ujęcia pulsują w rytmie "a to szeroki plan, a to transfokacja", fabuła układa się natomiast w kształt bliski wierszowi czy piosence. Mamy tu trzy sympatyczne "zwrotki", w których miło rozmawiają ze sobą kobiety, oraz trzy dysonansowe "refreny", gdzie wejście jakiegoś mężczyzny wprowadza nagły zgrzyt. Neutralna bezkształtność życia zostaje ujęta w ramy i rymy przejrzystej filmowej struktury: elegancka reżyseria Honga pięknie przekształca tu prozę życia w kinową poezję.

Słowo "poezja" kojarzy się zaraz z napinką czy pretensją, ale nie tędy droga. Hong zwyczajowo trzyma się blisko ziemi, co najwyżej wydobywając absurd koreańskiej zwyczajności. Gamhee i jej przyjaciółki konwersują przecież o sprawach ostentacyjnie banalnych. Mowa tu o jedzeniu i gotowaniu, małżeństwach i romansach, pracy i mieszkaniu. "Ekscytującym" tematem jest… niska kaucja. Bijący z ekranu ciepły spokój podszyty jest jednak melancholią. 


Całą recenzję Jakuba Popieleckiego przeczytacie TUTAJ.

***


Jak poznałam moją mamę 
recenzja filmu "Mała mama", reż. Celine Sciamma

Wyobrażaliście sobie kiedyś, że spotykacie młodszą wersję Waszej matki i możecie spędzić z nią trochę czasu? Takie niecodzienne doświadczenie staje się udziałem 8-letniej Nelly (Joséphine Sanz), głównej bohaterki "Petite maman" Celine Sciammy. Śmierć babci sprawia, że mama (Nina Meurisse) zabiera dziewczynkę do domu rodzinnego na prowincji, by zebrać pozostawione tam rzeczy osobiste. Po paru dniach pogrążona w żałobie kobieta wyjeżdża, zostawiając męża i córkę samych. Zaraz potem protagonistka natyka się w lesie na bliźniaczo podobną rówieśnicę, noszącą imię matki – Marion (Gabrielle Sanz). Przypadek? Fantazja zrodzona w dziecięcym umyślę? A może jedyna w swoim rodzaju szansa na przeżycie tego, co bohaterka zna tylko ze wspomnień najbliższych? W dziele francuskiej reżyserki nie ma łatwych odpowiedzi, jest za to fascynująca podróż w głąb dziewczęcego świata i umysłu.


Sukces kostiumowego melodramatu "Portret kobiety w ogniu", którym Sciamma zaskarbiła sobie sympatię krytyki i publiczności, zapowiadał przełamanie w jej twórczości. Autorka zrobiła jednak nieznaczny krok w tył i wróciła do minimalistycznego, skromnego kina, osadzonego we współczesności. Jedno pozostało niezmienne: wrażliwe, pełne czułości spojrzenie reżyserki skoncentrowane na dziewczęcym i kobiecym doświadczeniu. Od wkraczania w sferę zmysłowo-erotyczną czy podejmowania kwestii tożsamości płciowej tym razem bardziej interesuje ją uniwersalne ujęcie inicjacji bohaterki jako dziecka, córki, koleżanki. Mimo różnic, najbliżej "Petite maman" do "Chłopczycy", z którą dzieli zdumiewającą naturalność młodziutkich aktorek, cierpliwą obserwację zachowań małoletnich postaci oraz wysunięcie ich perspektywy na plan pierwszy.

Przez kilka dni, które Nelly spędza w domu babci, Sciamma podpatruje ją jak oswaja się z nową przestrzenią, ciekawskim okiem spogląda na pamiątki rodzinne i poszukuje leśnego szałasu. Potem buduje siostrzaną więź z nowo poznaną Marion i we dwie eksplorują świat wokół: niby zwyczajny, niczym nie wyróżniający się, a jednak skrywający jakąś tajemnicę i naznaczony śladami przeszłości oraz śmierci. Nieprzypadkowo istotnym motywem filmu staje się żałoba, bo autorka konfrontuje Nelly z trudnymi emocjami matki, jakby nieobecnej, chwilowo obcej, a w końcu dosłownie znikającej z ekranu. Rezolutna bohaterka musi w pojedynkę znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania i spędzać wolne chwile sama lub z koleżanką , ale pobyt na prowincji wcale nie okaże się czasem straconym. Dzieło nie jest bowiem zatopioną w melancholijnym nastroju, przygnębiającą i monotonną opowieścią, tylko skrupulatnie rozpisanym dziennikiem z życia dziewczynki – osoby zafascynowanej tym, co nieznane, śmiało dopytującej o sens pewnych zdarzeń, z wypiekami na twarzy czekającej, co przyniesie nowy dzień. Sciamma umiejętnie wyważyła proporcje, odmalowując portret Nelly – z jednej strony podkreśla zmieszanie jedynaczki, nie w pełni świadomej uczuć swoich i otoczenia, a z drugiej – jej prawdziwy entuzjazm. Pierwszy stan ujawniają zbliżenia poważnej, zasępionej twarzy dziecka, zaś radość – sceny beztroskich zabaw z Marion, szczególnie te związane z wycieczkami do szałasu.  

Całą recenzję Wojciecha Tutaja przeczytacie TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones