Dyskusja o ostatnim :( odcinku najlepszego serialu,LOST-Zagubieni. SPOILERY!!!
Wg mnie pytania na które nie uzyskaliśmy odpowiedzi po prostu w przebiegu serialu straciły wartość albo były naprawdę mało istotne.
To co najważniejsze zostało przekazane.Powtórzę to i podkreślę , że dużo odpowiedzi nie padło ponieważ pytania które są zadawane przez fanów były wyjaśnione bądź są kompletnie wyimaginowane.
Jestem usatysfakcjonowany konstrukcją serialu , flashabcki , flashfrowardy i ta duchowa alternatywna rzeczywistość to dla mnie bomba nie trafiłem jeszcze na serial który zrobiłby podobnie , a przynajmniej w takim stylu.
Co do postaci , w serialu każda jest inna wyjątkowa i większość z nich się lubi , (nawet Ben'a który jest skur.....) osobiście tych za którymi nie przepadam wymieniłbym na palcach jednej ręki (nie wnikając w postacie naprawdę epizodyczne).
I w ogóle widzę , że ludzie w tym temacie zadają dużo pytań na które można sobie samemu odpowiedzieć , bądź takie na które już dostaliśmy odpowiedź...
P.S : Zasmuca fakt , że niektórzy czepiają się szczegółów :P.I faktycznie widzę , że Murdock tutaj ładne odpowiedzi daje i podaje konkretne argumenty :P
http://www.collegehumor.com/video:1936291 - tutaj jest większość pytań na których nie ma odpowiedzi :D
Ten but, który widać gdy Jack idzie"umierać" jest również w pilotowym odcinku gdy wychodzi z lasu bambusów, takie spostrzeżenie dla tych co nie zauważyli.
Final slaby jak serial po pierwszych 2 czy 3 sezonach. Najprostsza linia oporu, ogladac pierwsze odcinki czy pierwsze 2 sezony nitk nie myslal ze do serialu wpakuja podroze w czasie, alternatywna terazniejszosc, Jakob byl lepsza tajemnica niz przedstawienie go jako miniboga i zlego brata ktory chce wszystko niszczyc. Tak to bywa gdy kasa przyjdzie z serialu i to spora to beda krecic dalej kosztem fabuly serialu czy tez klimatu. Wezmy przyklad Prison Break - zrobili 4, poczatkowo mialo byc o uratowaniu brata, i na doklade rozumiem ze sezon jak uciekaja by sie przydal i do polowy sezonu 2 bylo co ogladac. Potem glupoty leca, firma, rodzina, zdradza, przyjaciel, itd az do finalu ktory tez nie byl zaskakujacy choc dobrze sie ogladalo bo byl w klimacie s1.
Lost nalezy do tej paczki do PB - fajny pocztek, potem nawymyslali masy rzeczy, scenariusz pisany sezonowo i o to mamy skutek. Kiedys byl ciekawy, obecnie jest jednym z gorszych serialu liczac calosc.
Jak juz to bym obejrzal jedynie ze 2 pierwsze sezony dla klimatu, tajemnicy jak podobnie Prison Break - wiezienie + polowa sezonu drugiego reszte olal.
To będzie najprawdopodobniej mój jedyny komentarz do finału. A "dlaczego", to pewnie każdy po przeczytaniu zrozumie ;) _________________________________________________
Czy zdajecie sobie sprawę z tego, co dokonali scenarzyści ?!!!
Czy już podobnie, jak i mnie, tchnęło Was, jakim mistrzostwem się na koniec wykazali ?!!!
Skończyłem oglądać wczoraj przed północą.
Myślałem potem przez pare ładnych minut o tym co właśnie zobaczyłem i próbowałem sobie to w głowie poukładać i......
i po półgodzinie mnie tchnęło!!Już wiecie co takiego NAJWAŻNIEJSZEGO jest w ostatnim odcinku???Czy myślicie, że ma znaczenie to, czy oni umarli i kiedy?Czy istotne jest to, co było nierealne, a co prawdziwe?Czy wydaje Wam się, że kluczowe jest zrozumienie tego wszystkiego i poukładanie w jakiś sensowny i logiczny sposób?Jeśli TAK, to mówię Wam, że to wszystko nie ma znaczenia!W takim razie co więc innego ma znaczenie i na czym polega owo mistrzostwo scenarzystów?Ano na tym, że zrobili z nas swoistych strażników, takich jak Jacob, Jack, Hugo....!"Strażników" pamięci o Wyspie - o serialu LOST i teraz tylko od nas zależy, jak długo "światło na wyspie" będzie żyć i kiedy zostanie zgaszone.A zgaśnie wtedy, gdy "odpuści" ostatni widz, który pogodzi się z faktem, że to już KONIEC tej cudownej opowieści, która to przez kilka ładnych lat go fascynowała, prowokowała do dyskusji, do przemyśleń, która sprawiała, że przez te lata nie chcieliśmy "opuszczać" Wyspy (zaprzestać oglądania), tylko wytrwale, na tyle ile każdy z nas mógł, trwaliśmy niby tylko przed ekranami telewizorów, a zarazem niemal ciałem i umysłem na Wyspie wśród naszych bohaterów.I teraz możemy być albo, jak Jack, który wzbraniał się przed prawdą, nie dopuszczał do siebie tego, że tak naprawdę już "odszedł".Jak Jack, który po prostu nie chciał "odpuścić", i tym samym nadal będziemy myśleć i zastanawiać się nad wydarzeniami z Wyspy, nad tym kto i kiedy umarł i czy aby na pewno możemy ze 100% pewnością powiedzieć, że wszystko jest dla nas jasne i przejrzyste.Albo w końcu i MY "odpuścimy" - zapomnimy o owym serialu, pogodzimy się z jego końcem i powrócimy do realnego świata, tym samym każde z nas z osobna wyciągając "korek" i gasząc "światło" w części naszego serca, zarezerwowanej dla miłości do "Zagubionych".Czy JA chcę "odpuścić"?Czy jestem już na to gotów?Czy jestem już na tyle zmęczony, że po owych kilku ładnych latach nie mam już siły, aby pełnić dalej rolę strażnika, którą to tak naprawdę wszyscy razem wspólnie wykonywaliśmy....(?)Czy chcę "odejść" i zgasić owo światło w moim sercu?...zapomnieć o LOST?NIE ! Nie "odpuszczę" !! Nie chcę "odpuścić" !!!Jeszcze nie czas ....!!!...ale przez to niestety wiem, że nie uda mi się do końca zrozumieć tego wszystkiego co ujrzałem - poukładać w jakąś jedną i logiczną całość kolejne wydarzenia....Ale czy tego faktycznie chcę?Czy chcę to wszystko pojąć i ogarnąć?NIE :)NIE, gdyż uważam, że wbrew niektórym Waszym opinio, nie ma jednej - jednoznacznej odpowiedzi "kto, gdzie i kiedy"Śmiało można wysnuć kilka nie mniej logicznych i niewykluczających się wersji tego, do czego doszło. Dlatego też chcę nadal myśleć o wyspie....Chcę... - pragnę pozostać "zagubionym"......choć wiem, że przyjdzie kiedyś taki moment i że i JA "odpuszczę"... :(Lecz wiem, że owo światło w sercu wyspy będzie nadal żyć !, chronione już jednak przez nowych - pełnych entuzjazmu strażników - tak wiernych, jak JA, TY, jak MY teraz, kolejnych widzów serialu.W tej chwili jestem jednak Jackiem, przepełnionym radością, siedzącym we wnętrzu serca Wyspy, po tym, jak udało mu się zatkać z powrotem "korek" i przywrócić światło.
To będzie najprawdopodobniej mój jedyny komentarz do finału. A "dlaczego", to pewnie każdy po przeczytaniu zrozumie ;) _________________________________________________
Czy zdajecie sobie sprawę z tego, co dokonali scenarzyści ?!!!
Czy już podobnie, jak i mnie, tchnęło Was, jakim mistrzostwem się na koniec wykazali ?!!!
Skończyłem oglądać wczoraj przed północą.
Myślałem potem przez pare ładnych minut o tym co właśnie zobaczyłem i próbowałem sobie to w głowie poukładać i......
...i po półgodzinie mnie tchnęło!!
Już wiecie co takiego NAJWAŻNIEJSZEGO jest w ostatnim odcinku???
Czy myślicie, że ma znaczenie to, czy oni umarli i kiedy?
Czy istotne jest to, co było nierealne, a co prawdziwe?
Czy wydaje Wam się, że kluczowe jest zrozumienie tego wszystkiego i poukładanie w jakiś sensowny i logiczny sposób?
Jeśli TAK, to mówię Wam, że to wszystko nie ma znaczenia!
W takim razie co więc innego ma znaczenie i na czym polega owo mistrzostwo scenarzystów?
Ano na tym, że zrobili z nas swoistych strażników, takich jak Jacob, Jack, Hugo....!
"Strażników" pamięci o Wyspie - o serialu LOST i teraz tylko od nas zależy, jak długo "światło na wyspie" będzie żyć i kiedy zostanie zgaszone.
A zgaśnie wtedy, gdy "odpuści" ostatni widz, który pogodzi się z faktem, że to już KONIEC tej cudownej opowieści, która to przez kilka ładnych lat go fascynowała, prowokowała do dyskusji, do przemyśleń, która sprawiała, że przez te lata nie chcieliśmy "opuszczać" Wyspy (zaprzestać oglądania), tylko wytrwale, na tyle ile każdy z nas mógł, trwaliśmy niby tylko przed ekranami telewizorów, a zarazem niemal ciałem i umysłem na Wyspie wśród naszych bohaterów.I teraz możemy być albo, jak Jack, który wzbraniał się przed prawdą, nie dopuszczał do siebie tego, że tak naprawdę już "odszedł".
Jak Jack, który po prostu nie chciał "odpuścić", i tym samym nadal będziemy myśleć i zastanawiać się nad wydarzeniami z Wyspy, nad tym kto i kiedy umarł i czy aby na pewno możemy ze 100% pewnością powiedzieć, że wszystko jest dla nas jasne i przejrzyste.
Albo w końcu i MY "odpuścimy" - zapomnimy o owym serialu, pogodzimy się z jego końcem i powrócimy do realnego świata, tym samym każde z nas z osobna wyciągając "korek" i gasząc "światło" w części naszego serca, zarezerwowanej dla miłości do "Zagubionych".
Czy JA chcę "odpuścić"?
Czy jestem już na to gotów?
Czy jestem już na tyle zmęczony, że po owych kilku ładnych latach nie mam już siły, aby pełnić dalej rolę strażnika, którą to tak naprawdę wszyscy razem wspólnie wykonywaliśmy....(?)
Czy chcę "odejść" i zgasić owo światło w moim sercu?...zapomnieć o LOST?
NIE ! Nie "odpuszczę" !! Nie chcę "odpuścić" !!!
Jeszcze nie czas ....!!!
...ale przez to niestety wiem, że nie uda mi się do końca zrozumieć tego wszystkiego co ujrzałem - poukładać w jakąś jedną i logiczną całość kolejne wydarzenia....
Ale czy tego faktycznie chcę?
Czy chcę to wszystko pojąć i ogarnąć?
NIE :)
NIE, gdyż uważam, że wbrew niektórym Waszym opinio, nie ma jednej - jednoznacznej odpowiedzi "kto, gdzie i kiedy"
Śmiało można wysnuć kilka nie mniej logicznych i niewykluczających się wersji tego, do czego doszło.
Dlatego też chcę nadal myśleć o wyspie....
Chcę... - pragnę pozostać "zagubionym"......
...choć wiem, że przyjdzie kiedyś taki moment i że i JA "odpuszczę"... :(
Lecz wiem, że owo światło w sercu wyspy będzie nadal żyć !, chronione już jednak przez nowych - pełnych entuzjazmu strażników - tak wiernych, jak JA, TY, jak MY teraz, kolejnych widzów serialu.
W tej chwili jestem jednak Jackiem, przepełnionym radością, siedzącym we wnętrzu serca Wyspy, po tym, jak udało mu się zatkać z powrotem "korek" i przywrócić światło.
jestem rozczarowany zakończeniem. Teraz tak myślę, że te alternatywne momenty wszystkich bohaterów poza wyspą w szóstym sezonie były zbędne. Sam czyściec i odejście nic nie wnosi do serialu, odciąga uwagę od najważniejszego, czyli wyspy. Po obejrzeniu miałem uczucie jakby przygody w "realnym świecie" były zapchajdziurą, tak jakby sezon musiał mieć te 18 odcinków.
Nie rozumiem też Was, najpierw dociekacie absolutnie każdego szczególiku dotyczącego wyspy i chcecie wyjaśnień, a teraz piszecie, że to nieważne. Zostało mnóstwo pytań dotyczących wyspy i odpowiedzi nie dostaliśmy.
Każdy ma inną opinię, ale ja bym wolał zakończenie bez tego czyśćca, bez tych ich wyimaginowanych historii, aby na końcu spotkać się razem.
ja w sumie mam takie odczucia, że to musieli się odnaleźć po śmierci, żeby iść dalej, ale po co do cholery te ich alternatywne życia? To mi do niczego nie pasuje! Albo ta wyspa zatopiona na dnie oceanu w pierwszym odc, co o tym myślicie?
jedno jest pewne zostawili nas kolejnymi pytaniami i nadal nie wiemy czym tak naprawde byla wyspa.. przypomnijcie sobie z scene z 3 badz 4 sezonu w ktorym to nastepuje przeciazenie w bunkrze... i jakies rejestrator na Alasce szaleja etc.
Mi się finał bardzo podobał. Co prawda wolałbym, żeby Jack przeżył niż umarł w środku lasu bambusowego, no ale to było do przewidzenia, od początku był takim barankiem co się poświęca dla innych. Co do "niewyjaśnionych pytań" to nie mam żadnego żalu. Serial skończył się tak jak powinien się skończyć moim zdaniem, opowiadając o bohaterach, których poznawaliśmy od pierwszego odcinka. Zżyliśmy się z nimi, poznaliśmy dobrze ich charaktery, to było w pewien sposób naturalne, że koniec LOST to będzie po prostu koniec drogi bohaterów. Na wyspie lądowało pewnie bardzo dużo osób wcześniej, Egipcjanie (posąg, pod którym mieszkał Jacob), Rzymianie (Jacob, MiB, ich prawdziwa matka, wioska do której się przyłączył MiB), jacyś Azjaci (świątynia z Dogenem), DHARMA. Gdyby chcieć opowiedzieć historię wyspy, Światła, magicznych właściwości to nie koncentrowali by się na jednym zestawie rozbitków. LOST był o Jacku, Kate, Sawyerze, Hugo, Sayidzie i wszystkich tych, z którymi spędziliśmy tyle czasu. To miłe zakończenie dowiedzieć się po sześciu długich sezonach ich przygód, że odnaleźli drogę do szczęścia/zbawienia/nieba, Jack się poświęcił i przywrócił równowagę na wyspie. Wyjaśnienie po prostu mitologii i zabicie wszystkich a wypuszczenie części samolotem z wyspy byłoby mniej ciekawe.
Jasne, że dla niektórych fanów fantasy dużo bardziej interesujące byłoby odkrywanie szokujących sekretów źródła mocy i jego wpływu na świat itd itp ale chyba nie o tym był ten serial. Zbyt mocno koncentrowali się na pochodzeniu/zapleczu bohaterów, ich osobowościach, wyborach, zmianach nastawienia, żeby to wszystko na końcu porzucić i opowiadać o Świetle.
PS. Ci co dalej uważają, że oni wszyscy byli "dead" od początku/zginęli jak rozbił się 815 mnie załamują. Gdzie Wy macie mózgi?
a do mnie dalej nie przemawia ten cały "czyściec" z FS - beznadziejny pomysł na maxa ze niby co w czyśćcu mamy drugie życie w którym wegetujemy jak rośliny nic nie pamiętając ze swojego prawdziwego życia ?? i żeby to sobie przypomnieć musimy mieć w swoim życiu takiego JACKA który się za nas poświęci i to wszystko wyprostuje ?? ech to jakaś paranoja :) to jak niby odkupić swoje winy ? i trafić do NIEBA
Minęło już trochę czasu od kiedy oglądałam finał...nie mam zbyt wiele do powiedzenia/napisania ponieważ już wszystko zostało napisane, niektórzy myślą tak jak ja, a przy niektórych Waszych teoriach ręce opadają ;p
We wcześniejszych tematach pisałam, że niekoniecznie chcę żeby Jack ochraniał wyspę ponieważ to będzie wiązało się z większym cierpieniem niż szczęściem, w końcu stanęło na tym, że to Hugo jest nowym Jacobem, nie wiadomo jakie uczucia towarzyszyły mu podczas pełnienia tak ważnej roli, ale miło było zobaczyć, że wszyscy odnaleźli swoją drogę, spełnili się i są szczęśliwi. Cieszę się, że po tym wszystkim co ich spotkało zaznali spokoju i szczęścia.
Ci, którzy negatywnie wypowiadają się na tema finałowego odcinka (chodzi mi m.in. o opinie, które obrażają to wszystko co zostało stworzone przez te 6 lat) może po prostu go nie zrozumieli i powinni obejrzeć drugi raz.
Szok jak czytam większość komentarzy na tym i innych forach. Ludzie w ogóle nie rozumieją co oglądają i nie potrafią ogarnąć całości i tworzą dziwne i bezsensowne teorie. Podam kilka odpowiedzi.
1 Czym była wyspa? - Było to realne miejsce gdzie rozbił się samolot Oceanic 815, z czego przeżyło 48 ludzi. Sens istnienia wyspy wyjaśnił Jacob (na przykładzie butelki z winem), że jest ona korkiem który nie pozwala złu wydostać się na świat.
2. Czy wydarzenia na wyspie były prawdziwe? - Tak wszystkie wydarzenia na wyspie były prawdziwe. Działy się za życia. Świadczy o tym fakt że ludzie opuszczali wyspę i wracali na nią. Kto umarł na wyspie ten umarł. Whatever Happened, Happened.
3. Właściwości wyspy, Dharma itp? - Wyspa była miejscem realnym i prawdziwym. Posiadała ona niezwykłe właściwości pochodzące od światła (miejsca gdzie Desmond wyciągnął korek). Pozwalało to na podróże w czasie, wizje, teleportacje, itp rzeczy. Dharma odkryła wyspę i badała wszystkie anomalie, które nie występowały w normalnym świecie.
4 Kim byli Inni? - Byli to mieszkańcy wyspy być może od czasów Jacoba (prawdopodobnie wcześniej). Kiedy Jacob został obrońcą wyspy podporządkował ich sobie.
5. Kim był MiB, przybrana matka Jacoba, Jacob? - Jacob i Mib byli normalnymi ludźmi, jak i również ich przybrana matka. Jacob objął po niej funkcje ochrony wyspy, ta również tę funkcje po kimś objęła.
6. Czym był Czarny Dym? - Powstał z Miba którego Jacob wrzucił do wody, ten uderzając głową w kamień stracił przytomność (lub umarł) i popłynał do światła. Mib zabił swoją matkę więc był złym człowiekiem i jego dusza znalazła odzwierciedlenie w postaci dymu.
7. Czym była gra Jacoba i Miba? - Był to gra 2 braci, w której jeden nie mógł zabić drugiego. Jacob jako osoba która broniła światła posiadała zdolności obserwowania ludzi i ich życia, manipulowania biegiem wydarzeń, niekiedy przewidywania przyszłości. Wiedział że pewnego dnia zostanie zabity przez Miba więc zaczął ściągać kandydatów na wyspę (tak jak ich przybrana matka ściągnęła) by kiedyś zajęli jego miejsce.
8. Czym były podróże w czasie i wybuch bomby? - Podróże w czasie były efektem ubocznym rozregulowanego magnetyzmu wyspy. Wybuch bomby spowodował że rozbitkowie wrócili do swojej linii czasowej. WYBUCH BOMBY NIE SPOWODOWAŁ ŻADNEJ ALTERNATYWNEJ RZECZYWISTOŚCI
9. Czy była jakaś alternatywna rzeczywistość? - NIE BYŁO ŻADNEJ ALTERNATYWNEJ RZECZYWISTOŚCI. Wydarzenia jakie obserwujemy w ostatnim sezonie to WYDARZENIA PO ŚMIERCI ROZBITKÓW, które dzieją się (prawdopodobnie w czyśćcu).
10 Kiedy umarł Jack ? - Jack umarł na polu bambusowym na wyspie, widząc odlatujących samolotem Kate, Lapidusa, Milesa, Richarda, Sawyera oraz Claire. TYLKO ONI OPUŚCILI WYSPĘ. (JESZCZE DESMOND OPUŚCIŁ WYSPĘ JAKO OSTATNI przy pomocy Bena i Hugo)
11. Więc raz jeszcze czym była wyspa, światło, korek który wyciągnął Desmond? - Lost zakończył się w atmosferze metafizycznej, więc można przyjąć, że wyspa to takie miejsce, które broni świata żywych przed śmiercią, piekłem na ziemi (gdy Des wyciągnął korek, znikło światło i otchłań piekielna dosłownie zaczęła się wydostawać). Korek, który zakrywa otwór i daje właściwości elektromagnetyczne i jest nazywany światłem mógł być tam umieszczony przez samego Boga, który obdarzył osobę pilnującą przed jego wyciągnięciem długowiecznością oraz niewielką mocą. Matka Jacoba mówiła że światło to coś co jest w każdym człowieku, ale są tacy którym ciągle mało. (Prawdopodobnie korek jako balans między dobrem z złem miał moc aby wzmocnić w kimś dobro lub zło). Jak i kiedy powstała wyspa jest mało istotne ale prawdopodobnie powstała wraz ze Światem i jest jedyną obroną ludzkości przed piekłem.
To chyba tyle. Pewnie coś przeoczyłem ale tak wygląda ogólny zarys LOST.
Pozdrawiam
zgadzam się ze wszystkim co tutaj napisałeś..
tylko mała korekta do punktu 7
nie uważam, że Jacob szukał kandydatów bo przewidział, że dym znajdzie lukę i go zabiję... Jacob sam chciał go zabić, ale nie był w stanie, dlatego szukał kogoś, kto dobrowolnie przyjmie rolę obrońcy wyspy i zgodzi się zabić dym
Ogólnie dobrze gada, bo także zauważyłem, że niektórzy nie kumają finału.
Z jednym się nie zgodzę.
6. Czym był dym?
Nie był bratem J. bo jak wiemy on zginą, dym był istotą która przejmuje wygląd, wspomnienia, myśli (uczucia?, etc.) od osoby która "zasymiluje", tak stało się z bratem J., Lockiem i wieloma innym zapewne. A dlaczego dym miał te same pragnienia co brat J. lub inaczej dlaczego bardziej był bratem J. niż innymi których zasymilował? Możliwe, że to właśnie go pierwszego wchłoną (metaforycznie) i ma największy na niego wpływ lub dym jako istota która nie może opuścić wyspy "zgrała" się z bratem J. (jego pozostałością) który miał podobne pragnienia.
Oczywiście to tylko moja teoria, nie trzeba się z nią zgadzać.
Wielu ludzi okazuje na forum swoje niezadowolenie z zakończenia serialu. Ja doszedłem do wniosku, że skończył się on w możliwie najlepszy sposób. Pozostawiając szerokie pole do interpretacji. Dlatego każdy widz może wynieść z niego to co dla niego najlepsze.
Poza tym wraz z finałowymi scenami wszystko co działo się do tej pory nabrało znaczenia. Wszystkie te flashbacki itd. to miało sens, wystarczy się tylko trochę nad tym zastanowić.
Czym była wyspa? Korkiem zatrzymującym zło tam gdzie jego miejsce. Czyli gdzie? Oczywiście w naszej rzeczywistości, na ziemi, gdzie wśród ludzi ciągle jest wiele zła. To posterunek, przejście, brama chroniąca zaświaty, to lepsze miejsce, do którego mogą przejść tylko dobrzy ludzie, ludzie którzy przeszli duchową przemianę. Tam wchodzą na końcu bohaterowie.
Czym był czarny dym? Na końcu Jack jest w sercu wyspy, pojawia się światło, zostaje przeniesiony w miejsce, gdzie pojawiły się zwłoki brata Jacoba. Jack żyje, nie zmienił się w czarny dym. Co więc stało się z bratem Jacoba? Widocznie wpadł do tego światła martwy, jego dusza oddzieliła się od ciała i za sprawą energii wyspy przedostała się do realnej rzeczywistości pod postacią czarnego dymu, obdarzonego od tej pory świadomością. Dlaczego akurat czarny dym? Być może dlatego, że biegnąc do swojej spalonej przez matkę osady widział kłęby czarnego dymu. A być może to była to moc, energia, która potrzebowała zasilania, system ochronny wyspy, który właśnie tak wyglądał i był wykorzystywany przez strażników, ale tym którzy poddawali się działaniu światła za życia. Jack wchodząc do światła nie jest już obrońcą wyspy, przekazał pałeczkę Hurleyowi, czyli podobnie jak brat Jacoba, z tym, że Jack jeszcze żyje i jest dobrym człowiekiem, w przeciwieństwie do tamtego, który kierował się chęcią zemsty. W końcu przybrana matka Jacoba w jakiś sposób wymordowała całą osadę i zawaliła studnię. Brat Jacoba posiadłszy tą moc wykorzystywał ją do przedstawiania się ludziom jako bóstwo, stąd te wszystkie świątynie, podziemne tunele z hieroglifami i płaskorzeźbami egipskich bóstw. Wykorzystywał religie przeciwko ludziom, tak jak w odcinku kiedy wmawia Richardowi, że Jacob jest diabłem i daje mu polecenie zabicia go.
Rozbitkowie przybyli na wyspę ponieważ Jacob popełnił błąd wrzucając swojego brata do światła.
Co by się stało, gdyby światło zgasło i wyspa została unicestwiona? Prawdopodobnie przejście do lepszego miejsca przestałoby istnieć, wszystkie dobre dusze nie mogłyby tam odejść. Czyli tak jak mówiła ukochana Richarda "jeśli on się wydostanie, wszyscy pójdziemy do piekła".
Ja tak to widzę, ale oczywiście każdy może mieć inne spojrzenie i to jest świetne, że nawet po zakończeniu serialu można jeszcze długo o nim myśleć, a nie zapomnieć od razu dostając wszystko na talerzu.
Witam czytam wasze refleksje na temat finału dodam coś od siebie.:)
Mi osobiście finał nawet się spodobał, chwycił za serce dobrze spędziłem przy nim czas oglądając go wieczorem i nie jako zegnając moich bochaterow:) niestety jeżeli o mnie chodzi pojawia się pewne "ale"... tak sobie teraz czasem myślę sięgając pamięcią jak przeżywalismy sezon 1, 2, 3, 4... ile tam było historii, zagadek miażdżących finałów poszczególnych sezonów, po prawie każdym odcinku wchodzenie na forum filmweba żeby poczytać czy inni maja podobne spostrzeżenia i jakie snuja teorie:P te różne zagadki teorie z odcinka na odcinek napędzały serial ludzie byli w ekstazie po każdym odcinku i chcieli więcej:P natomiast taki finał mam wrażenie to takie przesłanie od twórców przez te 6 lat było świetnie stworzyliśmy coś wielkiego innego!! natomiast teraz na koniec pogódzcie się z tym rozwiązanie i proszę nie pytajcie już o resztę... to tak jakby to wszystko nie miało większego znaczenia te wszystkie zagadki które de fakto napędzały serial i dzięki miedzy innymi nim ten serial stal się wielki, nie miało to takiego znaczenia ponieważ wszyscy są razem po śmierci szczęśliwi etz.
Teraz coś co na gorąco mi przyszło do głowy:P
Pomijając już fakt że to raczej wszystko przez matkę jacoba i jego brata to cale zło i to raczej ona była zła "brat tylko chiał poznać świat wyrwać się z wyspy co w tym złego?.. a jak było wszyscy widzieliśmy.
Chodzi mi o porównanie Jacoba wina jako zło, korek jako wyspa blokująca to zło i w żadnym wypadku to zło nie może się wydostać.. Cały szósty sezon bieganie gra w podchody aby "lock" nie opuścił wyspy, gadki Withmora itd. po co to wszystko?? żeby gość którego Kate zabiła jednym strzałem nie opuścił wyspy. trochę do dla mnie śmieszne..
No ale nic:) świetnie się to wszystko oglądało przez te wszystkie lata:) pozdrowienia dla innych Fanów i za ich rożnego rodzaju rozkminki przez ten czas dotyczące serialu:) było mi miło w pewnym stopniu razem z wami oglądać serial:)
ja mam tylko jedno pytanie ,co sie dzieje w ostatniej scenie z tym światłem ,czy oni wracają na wyspę czy idą do nieba ??
Christian mówi, że 'ruszają dalej'.. zależnie od tego w co wierzysz nazwiesz to inaczej
Kate zabiła go jednym strzałem (a właściwie zabił go Jack spychając ze skały) dlatego, że Desmond wyciągając kamień odłączył tak jakby zasilanie i Flocke stał się śmiertelny. Oni tak naprawdę nie wiedzieli co się stanie, jak to działa, czy światło da się z powrotem włączyć. To było fajnie pokazane na zasadzie metafory kiedy Sawyer nie mógł wyciągnąć batona z automatu. Ten baton był tak jakby zawieszony w przestrzeni i dopiero kiedy wyłączył zasilanie maszyny, mógł go dostać w swoje ręce i zjeść. Gdyby bratu Jacoba się udało i wyspa przestała istnieć to w serialowej rzeczywistości oni wszyscy faktycznie poszliby do piekła. Poza tym on przez stulecia stał się zły, opętany chęcią zrealizowania celu, pozbawiony uczuć dążył do niego po trupach. No i na końcu zabił Jacka, co było mega dołujące. Ale finałowej sceny nie wyobrażam sobie lepszej niż ta, w której Jack umiera i towarzyszy mu pies, a na niebie widzi odlatujący samolot. To było mistrzowskie.
joe_kaktus,pełna racja.Ostatnia scena z Jackiem ,Vincentem i odlatującym samolotem piękna i wzruszająca.Szkoda mi tylko troche Flocka,skoro stracił swoje "własciwości" to mogli mu pozwolic opuscic wyspę.
Myślę, że on musiał umrzeć. Był martwy ale nie mógł odpuścić, trzymał się swojego nowego wcielenia, wciąż był w świecie żywych i chciał wrócić do domu, którego już dawno nie było za morzem. A tak naprawdę miejsce jego duszy było już gdzie indziej odkąd umarło ciało. Tylko on się tam nie wybierał. Poza tym jak mówię, oni nie wiedzieli jak to wszystko działa więc nie mogli ryzykować wypuszczając go. Ale to prawda, że ten czarny charakter jest w serialu postacią tragiczną.
Jak dla mnie zakończenie jakimś godnym serialu nie było. W kościele się wszyscy spotkali, wyrwani ze swojego innego życia przed katastrofą, podotykali się i olśniło wszystkich, Juliet i Sawyer się kochają, Kate kocha Jacka, Juliet eks żoną Jacka w innym życiu i urodziła mu syna... Nie wiem czyli po całym Loście będą żyć teraz bez katastrofy... - boje..... zakończenie to po co ciągnęli serial w wiedzy, że samolot się tak naprawdę rozbił, a oni na plaży żyli? Rose i Bernard to wcale jakieś dzikusy. kilknaście lat żyją sami na wyspcie, a ta ma ciuchy nowe jak ze sklepu, a on koszule :/
Druga rzeczywistość, Jack każe Desmondowi odetkać źródło żeby Flocka mógł zabić, a potem sam je zatyka, czołga się do bambusowego lasu i ginie, Kate Saywer, Frank, Rick (przy okazji on równiez jest już śmiertelny), Miles wylatują samolotem i ciekawe, gdzie dolecą. Hugo Bossem wyspy, Ben jego waflem z zaszczytu...
Chciałem jeszcze dodać, że cieszy mnie, że postać Johna Locke'a doczekała się sprawiedliwości na końcu. Jak się okazało to właśnie on miał cały czas rację. To było super. Poza tym brak tutaj typowego happy endu. Wiadomo, że wszyscy kiedyś umieramy, a niestety Jack umarł na wyspie nie mogąc dzielić życia z Kate. Ten świat poza czasem to epilog, swego rodzaju pocieszenie dla widzów, ale ogólne wrażenie z zakończenia jest smutne.
O mój Boże. Uwierzycie, że piszę tego posta i płaczę? Co mam pisać? Że tak naprawdę obejrzałem najpiękniejsze zakończenie najpiękniejszego serialu? Jak mogłem być taki głupi? W innym miejscu założyłem wątek w którym proponowałem innym filmwebowiczom zabawę w to jakie będzie ostatnie ujęcie Lost. Jednym ze znaków rozpoznawczych serii było zbliżenie otwierającego się oka, więc naturalne, że należało się domyślić iż na końcu to oko się zamknie. Po prostu nie pomyślałem o tym, takie proste a nie przyszło mi to do głowy i chyba nikomu z nas.
Jaki był ten finał? Cudowny. Po prostu. Czy trzeba pisać coś więcej? Może trzeba.
W tym miejscu dziękuję wszystkim ludziom, którzy byli odpowiedzialni za ten serial, ekipie, wszystkim. Dziękuję za to, że wykonaliście kawał cudownej roboty najlepiej jak się tylko dało.
Dzięki takim jak wy, chce się aby ten pieski świat istniał nadal.
Dziękuję za Lost.
Uwierzę, zakończenie to wyciskacz łez. Zwłaszcza kiedy ktoś był zapalonym zwolennikiem tego serialu i losy bohaterów nie były mu obojętne. Na szczęście nie było to wszystko pozbawione głębszej refleksji. Genialny finał.
Świetny film z youtube, zestawiający zakończenie Lost z pierwszą sceną serialu puszczoną od tyłu.
http://www.youtube.com/watch?v=PK7CJ_2K-1E
Wyczytałem też na zagranicznym forum teorię jednego z użytkowników mówiącą jakoby miejsce gdzie znajdowało się serce wyspy mogło być czymś takim jak bunkier "Łabędź" wybudowanym przez starszą cywilizację. Gość przytacza w tym miejscu Egipcjan, ale ja postawiłbym na kogoś jeszcze starszego. Użytkownik ów pisze, że wie, że Flocke jedynie podpuszczał Jacka w momencie kiedy weszli do jaskini opuścić Desmonda na linie, wspominając mu o tym, że być może w środku znalazłby się jakiś przycisk, o który mogliby się spierać czy go wciskać czy nie, ale jest to interesujący wątek do przemyślenia. Pisze on dalej tak, że basen z kamieniem po środku służącym jako korek był zdecydowanie zbudowany przez ludzi. Sugeruje on, ze co jeśli starożytni byli za to odpowiedzialni, tak samo jak za inne ruiny na wyspie. Być może jakiś starożytny Radziński kopał za głęboko w tym miejscu i uwolnił energię, która się tam znajdowała. A ze w tamtych czasach nie mieli komputerów i innych sprzętów takich jak Dharma, więc wykorzystali cegły i wodę, żeby zatrzymać tą energię w tym określonym miejscu. Na środku zamontowali ten kamienny korek, który jest czymś w stylu kluczyka bezpieczeństwa w bunkrze. Kiedy Desmond wyciągnął kamień rozładowywana energia wydała podobny dźwięk jak w bunkrze po rozładowaniu energii. To co spotkało Jacka po włożeniu go na miejsce to coś podobnego co stało się z Lockiem i Eko po zniszczeniu bunkra, przeniosło ich w jakieś inne miejsce niedaleko. Jeżeli pod łabędziem była kieszeń energii znacznie przewyższająca tę pod stacją Orchidea, to ta pod jaskinią ze światłem musiałaby być jeszcze większa skoro mogła zniszczyć całą wyspę.
Choć to nie moja teoria, to analogia wydaje mi się być bardzo interesująca.
Te wszystkie ruiny, świątynie, to pozostałości na wyspie po innych rozbitkach, przybyszach, cywilizacjach, które tam trafiły wcześniej. Co, jak, gdzie i kiedy powstało nie jest istotne dla zakończenia serialu. W przyszłości z pewnością na wyspę przybędą kolejni ludzie, dla których wrak samolotu 815 Oceanic stanie się kolejną zagadką, na którą być może nigdy nie uzyskają odpowiedzi.
Joe, co teraz? Oglądamy wszystko od początku? Mnie strasznie się podoba klarowność finału. Taka fajna klamerka. Cholera, czemu się nie domyśliłem takiego właśnie ostatniego ujęcia? :)
Żal Jacka, chociaż umierał szczęśliwy. Cieszył się, że zrobił coś naprawdę dobrego.
Wcześniej, to jego pożegnanie z Kate...
Przeminęło z Lost
Ja na pewno jeszcze wrócę do tego serialu kiedyś i obejrzę go od początku do końca. W finale było tyle świetnych scen, nawiązań do wcześniejszych sezonów. To była wyjątkowa, ostatnia podróż razem z bohaterami. Brak typowego happy endu... Długo można by pisać panie kolego :)
I jeszcze jeden film
http://www.youtube.com/watch?v=BA1Bg83W7eI&feature=related
Ogladam juz po raz którys i zawsze przy koncowke płacze (chociaz teraz mniej ;p ) Gratulacje dla całej ekipy ,dla Darltonów i oczywiscie dla wszystkich aktorów,ktorzy od początku do konca grali na najwyzszym poziomie.
Należę do "grupy" której podobał się finał!
Oczywiście mam kilka pytań na które chciałbym znać odpowiedź! Ale cóż nie można mieć wszystkiego ;-)
Obawiam się że niedługo te forum zacznie świecić pustkami (tak jak np. w wakacje) ,dlatego chce skorzystać z okazji i podziękować wszystkim forumowiczom za ciekawe rozważania i spekulacje o LOST !!! Nie zawsze brałem w nich udział ale starałem się śledzić je na bieżąco.
Szczególnie pozdrawiam (ponieważ lubiłem czytać wasze posty):
MURDOC
aqu32
Joecrou
joe_kaktus
fantastico
Czy mógłby mi ktoś łopatologicznie wytłumaczyć? Oglądałam lost tyle lat.. Pod koniec (5,6 sezon) oglądałam mało uważnie itd, bo zaczęło mnie nudzić, ale postanowiłam sobie, że jak zaczęłam to skończę. No i skończyłam, ale nie rozumiem.
Kiedy oni wszyscy umarli? Kiedy działy się te rzeczy - Hugo w psychiatryku gadający z duchami, Kate wychowująca Arona...? Bo skoro po śmierci Jacka z wyspy uciekła również Claire, to wszystko to musiało się dziać wcześniej... Po co zatem tak na prawdę oni wrócili na tą wyspę? Kate po Claire, a reszta?
Było tam tyle wątków, że ciężko ogarnąć, zwłaszcza jak się było nieuważnym widzem przez ostatnie dwa sezony... Także jak mi ktoś ładnie opowie o co chodziło to będę wdzięczna (mało mnie interesują jakieś dymy, Jacob, pseudo-religijne oddzwięki... w stylu czyściec piekło niebo)
Dodam tylko, że udało mi się bezbłędnie wyczuć śmierć Jacka, pisząc o jego tajemniczej ranie na szyi, którą zrobił jak się okazało nóż Flock'a
Sporo wyjasnien można znalesć tez tu zgłębiając wiedze o tym czym jest Dharma http://pl.wikipedia.org/wiki/Dharma
hal
Umarli, każdy w swoim czasie (Hugo być może po setkach lat), ale ich wspomnienia w nazwijmy to czyśćcu nie miały już żadnego czasu i nie miało znaczenia kiedy kto umarł (liczyło się tylko to co ich wszystkich łączyło za życia)
Hugo w psychiatryku i Kate wychowująca Aarona to wydarzenia grupy zwanej Oceanic 6, którym udało się wydostać z wyspy w końcu 4ego sezonu. Żyli poza wyspą około 3 lat. Jack chciał wrócić, ponieważ nie mógł dłużej żyć z poczuciem winy, że zostawił bez pomocy pozostałych rozbitków na wyspie, chciał sobie odebrać przez to życie. Saiyd nie chciał wracać, ale został schwytany przez "łowczynię głów" Ilanę (w rzeczywistości córkę Jacoba, któremu pomagała - niestety nie było czasu, aby jej wątek rozszerzyć). Hugo wrócił za namową samego Jacoba (zasugerował mu to tak, aby myślał, że sam podjął decyzję). Kate po Claire jak juz wpsomniałaś. Sun wróciła, aby odnaleźć Jina. Ostatnim członkiem Oceanic 6 był Aaron, który został pod opieką mamy Claire
I ze wzajemnością kolego :) Serial się skończył, ale nie to forum, a już na pewno nie jego fani :) .. Nie wiem jak Ty, ale ja tu będę jeszcze często zaglądał
Ja też jeszcze będę tutaj zaglądał. Fajnie się czytało wszystkie wywody, które mieliście do zaprezentowania. Także see you in another life brothers, ale jeszcze nie teraz :D
Napiszę krótko co myśle o finale bo tylko będe powtarzał wasze opinie .Finał był fenomenalny, fantastyczny, cudowny i zajebisty.Pewnie większości lostfanów zakręciła się łezka w oku jak Jack umierał.Z jednej strony żal i smutek przez śmierć Jacka a z drugiej radość, że wszyscy się odnaleźli i poszli do nieba.Jak ktoś wyżej napisał nie ma słow by określić moment śmierci Jacka.Można by tak w nieskończoność ogłądać tą scenę, takie to wszystko było spójne z pierwszą sceną serialu, z tym polem bambusowym i z tym wiernym psem.A jak Jack się uśmiechnął jak zobaczył odlatujący samolot... brak słów.
Gdzie zaczęła się nasza przygoda z Lost tam i skończyla.
adam79mce rownież pozdrawiam :) I ciesze się że spodobał Ci się finał tak jak mi,bo jest genialny i strasznie wzruszający :) zakończenie godne tej wspaniałej przygody z LOSTem.
Zacznę od końca, a mianowicie to co sprawia, że z wielką radością patrzę na ów serial - a teraz już niestety go tylko wspominam, to fakt, że wydarzenia na wyspie działy się naprawdę i nie okazały się jedynie jakimś/czyimś urojeniem - fantazją - alternatywną rzeczywistością etc,
Gdyby bowiem wszystko to miało być nieprawdziwe, to czułbym się po prostu oszukany :(
Co do przedstawienia wydarzeń dziejących się po śmierci naszych bohaterów, to została zachowana idealna proporcja w stosunku do tego, o czym wcześniej wspomniałem.
Przy próbie zachowania pozytywnego wydźwięku i przesłania, mimo wszystko smutna była scena, gdy Jack umierał.
Najbardziej dołujące było dla mnie to, gdy po tym, jakiego dokonał poświęcenia dla innych, ranny ostatkiem sił szedł przez bambusowe pole i walczył ze zbliżającą się nieuchronnie śmiercią, której jako lekarz był aż nadto świadomy - o czym zresztą powiedział do Hugo, że na dobrą sprawę już jest martwy.
Nie było w tym wszystkim smutne to, że w ostatnich chwilach swojego życia widział odlatujący samolot z Kate, Sawyerem, Richardem, Lapidusem i Milsem, lecz fakt, że umierał w samotności, w miejscu w którym ocknął się po katastrofie, w miejscu w którym na dobrą sprawę rozpoczął nowe życie. Fakt, że w ostatnich chwilach pojawił się ku jego boku Vincent, wcale nie umniejszył mojego smutku.
Ostatnia rozmowa Jacka z ojcem nieco pozytywnie mnie jednak nastroiła - a szczególnie słowa o tym, że "tutaj" nie ma żadnego "teraz".
Sprawia to, że nie żal faktu, iż po śmierci Jacka na wyspie, Kate żyła poza wyspą bez niego (ile lat, tego nie wiemy, i czy umarła ze starości, czy wcześniej - nie ma to znaczenia). Najważniejsze jest bowiem to, że w końcu się ponownie spotkali takimi, jakimi siebie zapamiętali i jakimi byli dla siebie, gdy widzieli się po raz ostatni.
Dołujące byłoby to, gdyby w zaświatach Jack spotkał Kate będącą staruszką i wtedy nie sposób by było nie opędzić się od myśli, że Kate resztę swojego życia spędziła bez Jacka u boku i to jeszcze pewnie nie wiedząc, czy przeżył na wyspie, czy jednak szybko "odszedł'.
Jack wykazał się największą wolą życia, przez co tak trudno było mu przyjąć do wiadomości fakt, że nie żyje i dopiero za trzecim przebłyskiem, pojął w czym rzecz.
Wizja Hugo i Bena, jako Jacoba i Richarda, jest niezwykle optymistyczna, a zarazem szkoda, że nie zobaczyliśmy ich w działaniu - jak Hugo sprowadza na wyspę kolejne osoby, jak Ben działa w jego imieniu, jak odbywa się cały ów proces.
Oczywiście wszystko to nie trudno sobie wyobrazić, no ale mimo wszystko szkoda ;)
Lock wybacza Benowi. Piękna scena.
Zresztą w ogóle postawa Locka w scenach z zaświatów jest taka optymistyczna.
Trochę natomiast mam mieszane uczucia co do działań Desmonda zmierzających do uświadomienia wszystkim, że nie żyją i najwyższa pora już odejść.
Niby bez tego nasi bohaterowie nie przypomnieli by sobie siebie za życia, jakie relacje ich łączyły nawzajem, nie mniej wraz z owym uświadomieniem niestety nieuchronne było, że zbliża się moment, w którym trzeba odejść - lub mówiąc w tonie optymistycznym, podążyć naprzód w nieznane.
Kończąc....
Czy w jakimś stopniu i miejscu czuję zawód, rozczarowanie, niedosyt...?
Mimo wszystko NIE.
Ostatni odcinek sprawił, że część spraw wcale nie wymagała wyjaśnia, gdyż nie było takiej potrzeby.
Ktoś z Was pewnie chciałby zobaczyć, jak powstaje posąg, jakie były początki wyspy, co się działo na niej przed Jacobem, czy wręcz przed jego macochą.
Paradoksalnie owe wyjaśnienia zabiłyby część tego niesamowitego mistycyzmu, który wokół temu towarzyszy.
A tak wiemy, że gdzieś tam jest owa tajemnicza wyspa, pełna cudów i niezbadanych magicznych właściwości.
Taka wizja nastraja po prostu optymizmem!
Długo jeszcze nie przestanę myśleć o tym serialu.
Wiem, że w końcu moje obecne podekscytowanie kiedyś się wypali, ale przecież i życie każdego z nas dobiegnie końca....
Nie mniej o tyle długo będzie tliła się we mnie pamięć o LOST, gdyż praktycznie nie oglądam innych seriali, a i zwykłych filmów coraz mniej.
LOST był wyjątkowy, niepowtarzalny, magiczny, całym sobą pochłaniający bez reszty.
pięknie to napisałeś.. myślę jednak, że ostatecznie motyw 'Live together, die together' przeważył nad widokiem Jacka umierającego bez swoich przyjaciół.. bo przecież za chwilę widzimy go już z nimi, wspólnie wyruszają dalej..
Nic dodać, nic ująć .. Kończy się coś co większość z nas z pewnością zapamięta do końca życia -śmiem twierdzić, że z łezką w oku i uczucie rozrzewnienia ... nie wydaje mi się, abym szybko miał okazję doświadczyć czegoś w telewizji co przykuje moją uwagę z taką mocą jaką czynił to LOST
I to wszystko również dzięki ludziom, z którymi było, jest i będzie (bo na pewno obejrzę go w całości co najmniej jeszcze raz) mi dane dzielić radość z oglądania tego serialu.
Mam tylko nadzieję, że to forum będzie jeszcze żyło w miarę aktywnie przez długi czas :)
Mi się wydaję, że wyspa była piekłem do którego trafili wszyscy bohaterowie po śmierci w katastrofie lotniczej (wszyscy zginęli). Tak jak tłumaczył Jacob Richardowi z ta butelką, że wyspa jest korkiem, który powstrzymuje zło przed wydostaniem się na zewnątrz (w jednym z odcinków 6-tego sezonu Richard zapytany czym jest wyspa wprost mówi - piekłem), dlatego też MiB chciał zniszczyć wyspę - 'wyciągnąć korek' (jak głupio to nie zabrzmi) tym samym uwalniając zło - czyli siebie. To by wpisywało się w schemat - flashbacki, wydarzenia przed lotem 815 -> życie; katastrofa lotnicza -> śmierć bohaterów, pobyt na wyspie -> pobyt w piekle, "alternatywna rzeczywistość" -> czyściec; zakończenie -> dotarcie do nieba. Schemat troche banalny ale jak się nad tym zastanowić... Wszystkie wydarzenia od chwili katastrofy, ich pobyt na wyspie był drogą przez piekło, później czyściec, na końcu zwieńczony dotarciem do "bram niebios" (zakończenie).
Przeczytaj to co napisali prestige i joe_kaktus wtedy zrozumiesz jaki był prawdziwy The End i jak należy to interpretować, albo po prostu obejrzyj jeszcze raz finał i zwróć szczególną uwagę m.in. na to co mówi Christian- ojciec Jacka.
Jakby to napisać najprościej...
To co zdarzyło się na wyspie naprawdę się zdarzyło! ;) 'Najważniejszą Częścią! Życia! Jacka był czas spędzony z Tymi ludźmi na wyspie'.
a do mnie dalej nie przemawia ten cały "czyściec" z FS - beznadziejny pomysł na maxa ze niby co w czyśćcu mamy drugie życie w którym wegetujemy jak rośliny nic nie pamiętając ze swojego prawdziwego życia ?? i żeby to sobie przypomnieć musimy mieć w swoim życiu takiego JACKA który się za nas poświęci i to wszystko wyprostuje ?? ech to jakaś paranoja :) to jak niby odkupić swoje winy ? i trafić do NIEBA
otóż do mnie nadal nie dociera że koniec serialu ;/ tyle lat tyle sezonów robi swoje poprostu przyzwyczaiłem się związałem się z tym serialem z bohaterami ( zwłaszcza z Kate :D:P ). I piszą niektórzy że łzy mieli w oczach w zakończeniu, otóż ja też miałem znaczy się zbierały się ale powstrzymywałem ale nie dlatego że wzruszyło mnie zakończenie ale fakt że kończy się ostatni odcinek tego serialu ... a moje odczucie jest takie że oni byli martwi przez te cały czas po katastrofie ta wyspa to taki czyścieć odkupienie szansa na odkupienie swoich czynów ... i gdy właśnie uratowali wyspę mogli odpuścić wyruszyć do nieba a Ben nie chciał bo stwierdził że nie czas jeszcze na niego musi odkupić jeszcze swoje winy . A ten dym to jakby taka przeszkoda w ich odkupieniu, no przecież nic nie przychodzi łatwo. Ale czego mi zabrakło ? Że nie pokazali jak John przekształca się w dym ;/ liczyłem na to eh aha i 6 sezonów musiałem czekać aż Kate i Jack się pocałują i prosto w oczy razem powiedzą że się kochają no ile można czekać !!!!!!!!!! hehe
NIE MOGĘ EDYTOWAĆ POPRZEDNIEGO POSTA -> TEN PONIŻEJ JEST POPRAWIONY PO GŁĘBSZYM ZASTANOWIENIU :D
Mi się wydaję, że wyspa była przedsionkiem piekła do którego trafili wszyscy bohaterowie po śmierci w katastrofie lotniczej (wszyscy zginęli). Tak jak tłumaczył Jacob Richardowi z ta butelką, że wyspa jest korkiem, który powstrzymuje zło przed wydostaniem się na zewnątrz (w jednym z odcinków 6-tego sezonu Richard zapytany czym jest wyspa wprost mówi - piekłem), dlatego też MiB chciał zniszczyć wyspę - 'wyciągnąć korek' (jak głupio to nie zabrzmi) tym samym uwalniając zło - czyli siebie. To by wpisywało się w schemat - flashbacki, wydarzenia przed lotem 815 -> życie; katastrofa lotnicza -> śmierć bohaterów, pobyt na wyspie -> pobyt w piekle (a raczej w jego przedsionku), "alternatywna rzeczywistość" -> czyściec; zakończenie -> dotarcie do nieba. Schemat troche banalny ale jak się nad tym zastanowić... Wszystkie wydarzenia od chwili katastrofy, ich pobyt na wyspie był próbą wydostania się z przedsionka piekieł, później czyściec, na końcu zwieńczony dotarciem do "bram niebios" (zakończenie).
Podkreślam nie byli w samym piekle, tylko w jego przedsionku :) Miejscu, które bezpośrednio sąsiadowało z piekłem (dlatego potrzebowało strażników)