Książka "Tylko jedno spojrzenie" nie ma szczęścia do ekranizacji.
Polski serial to druga po francuskiej (2017) próba przeniesienia powieści Cobena na ekrany.
Jak poszło?
Tak sobie.
Wprawdzie nie zmieniono tak drastycznie fabuły jak we wcześniejszej ekranizacji, ale wyszło smętnie, dłużyzny (tak, są ujęcia kapiącej wody z kranu!), szaroburo i nudnawo.
Tymczasem książka to typowy akcyjniak, thriller, gdzie wciąż odkrywane są tajemnice.
Tu jest letnio, nawet twist podany jest mało ciekawie.
Postać psychopaty Wu naprawdę przerażała w książce. Jego serialowy odpowiednik (to ten morderca z wąsem) bardziej denerwuje swoją głupotą i bezsensowną brawurą, która wygląda karykaturalnie w Warszawie i okolicach.
Nie chcę porównywać obu ekranizacji, bo obie mi się nie za bardzo spodobały, na minus francuskiej - zakończenie, jak wspomniałam zmienione o 180 stopni w stosunku do książki.
W polskiej wersji zachowano wprawdzie książkowe zakończenie wątku Grace (Grety) i jej męża, ale inne zmiany fabularne są w większości kiepskie, mało logiczne i naciągane.
Powieść Cobena to gotowy scenariusz, bo jest logiczna (czy wiarygodna to już inna sprawa), a scenarzyści obu ekranizacji za bardzo "popłynęli".
I te dłużyzny... Kap, kap, woda z kranu, bohater X/Y/Z patrzy tępo w ścianę, itd.
Jedyny plus aktorski za policjanta Tomka - aktor zagrał takiego typowego biurkowego glinę, któremu trafiła się wreszcie sprawa, gdzie może wyjąć broń (czy z niej skorzysta to już inna sprawa).
Szkoda.