PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=766007}

Tacy jesteśmy

This Is Us
2016 - 2022
8,3 18 tys. ocen
8,3 10 1 18286
8,0 4 krytyków
Tacy jesteśmy
powrót do forum serialu Tacy jesteśmy

A w zasadzie nie tylko ta dwójka, ale wszystko co ich dotyczy. Rebecca, która bardziej dba, troszczy się i lepiej traktuje Randalla niż swoje rodzone dzieci. I mogę być nazwana rasistką, ale Randall jest tak irytujący, że po prostu ludzkie pojęcie przechodzi. I to on prezentuje postawę pt. jestem czarny, jestem lepszy, ty nie rozumiesz jak to jest być czarnym, jestem inny, ty biały nic nie kumasz. Facet się sadzi, narzeka jak to mu źle wśród białych, a zapomina, że bez tych białych niczego by nie osiągnął, skończyłby jak jego ojciec. Ma pretensje, że Kevin był złym bratem, a sam jak się okazuje nawet głupiego serialu, w którym brat grał nie raczył obejrzeć. Zresztą ten facet cały czas ma pretensje a sam nie daje nic od siebie. Już w tych sytuacjach z dzieciństwa to widać- to Randall jest wredny i rzuca się na Kevina na meczu, to Randall świeci mu po nocy lampkę a potem łaskawie oznajmia, że może się uczyć w kuchni, a Rebecca cały czas bierze stronę Randalla, bo on jest taki biedny, adoptowany i trzeba go traktować łagodniej kosztem rodzonego syna. Nie kupuję też tego jego sztucznego entuzjazmu. A już najbardziej absurdalna jest sytuacja z biologicznym ojcem. Facet porzucił go w remizie, na pastwę losu, nie wiedziąc czy dziecko znajdzie opiekę a ten jak tylko go odnalazł to od razu zabiera tatusia do domu, lokuje w pokoju córki i staje się dla niego ważniejszy niż ludzie, którzy go wychowali i poświęcili dla niego pół źycia. Tak samo Beth. Tatuś Randalla jest dobry, bo jest czarny, mimo tego co zrobił swojemu synowi i można mu oddać pokój corki, ale biały brat, z którym mąż spędził pół życia i dzięki którego rodzicom Randall jest kim jest a ona wiedzie wygodne, luksusowe życie jest be, bo ona nie ma gabinetu i można go wygonić do piwnicy. Przecież to absurd. Tak samo sytuacja z kontaktami Rebecki z Williamem. Jak Beth się dowiaduje to od razu pretensje do teściowej, bo ona nie może nic ukrywać przed mężem, już masz mu powiedzieć, mimo że jest święto, jak mogłaś to zrobić itd. itp. Randall wielce urażony, obrażony. Bo przeciez Rebecca i Jack to powinni wychowywać go, utrzymując kontakt z ojcem ćpunem i tworzyć wielką, szczęśliwą rodzinę, bo w końcu zrobił im ogromny prezent porzucając dziecko. Randall jest przywiązany do człowieka, który go spłodził i porzucił, nawet do kocyka, w który go owinął i którego nie chciał uprać co wytknął mu Kevin, kiedy mieli po 15 lat a totalnie nie doceni co dali mu rodzice i że tylko dzięki nim jest kim jest. Biedny, pokrzywdzony Randall, bo on jest czarny a wychowali go biali, bo brat niedobry, bo on by wolał być w slumsach z tausiem ćpunem. Strasznie irytująca postać.

ocenił(a) serial na 6
Alee

Zgadzam się , tez tak samo mnie irytują

Alee

Zgadzam się.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) serial na 6
aya_rivera

Randall jest świetny w odgrywaniu niewiniątka i widać, że ludzie to kupują. Najgorsze jednak, że kupowali to rodzice. Kevin był zwyczajnie zazdrosny i miał do tego pełne prawo. Nikt mi nie wmówi, że Rebecca i Jack traktowali dzieci równo- Kate miała ojca, Randall oboje a Kevin żadnego. Tak bardzo chcieli, żeby Randall czuł się dobrze, że im się proporcje zaburzyly i olewali swoje biologiczne dzieci. Choćby rozmowa z Kevinem o seksie- Jack się śmieje i szybko ucina, bo Randall sobie nie radzi z przygotowaniem do zagrania w sztuce. Nieporównywalny ciężar gatunkowy, ale jak zwykle Randall ważniejszy. Więc to, że Kevin był wredny to wina rodziców, ale Randall nie pozostawał mu dłużny. Nazywaj mnie sobie jak chcesz, to świadczy tylko o Tobie :) Ja nie kupuję tej amerykańskiej bajeczki o biednym pokrzywdzonym Randallu, tylko dlatego, ze jest czarny. Poprawność polityczna to jeden z najgłupszych wynalazków ludzkości ;)

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) serial na 6
aya_rivera

A jak chcesz skomentować czyjąś wypowiedź to czytaj ją do końca, z czystej przyzwoitości, żeby wiedzieć o czym piszesz ;)

ocenił(a) serial na 10
Alee

Po przeczytaniu twojej wypowiedzi mam wrażenie, że oglądamy zupełnie inne seriale. W tym, który ja oglądam, Randall ani razu nie był biedny TYLKO dlatego, że jest czarny. Bardzo głupie i obraźliwe wydaje mi się to, co piszesz. A piszesz, między innymi: "Nazywaj mnie sobie jak chcesz, to świadczy tylko o Tobie :) " - więc zastanów się, jak to o tobie świadczy? Niefajnie. Są gorsze od politycznej poprawności. Rasizm, w każdym wydaniu, jest jedną z nich.

ocenił(a) serial na 6
cyathigerum

Ja oceniam kreację fikcyjnego bohatera, pomysł scenariuszowy, coś co nie istnieje w rzeczywistości i nie używam żadnych określeń powszechnie uznanych za obraźliwe. Opisuję postać Randalla tak jak go widzę, ale nie nazywam go używając słów jakich użyła wobec mnie aya_rivera. Jeśli chodzi o rasizm to dość drażliwa kwestia, bo doszło do tego, że każde skrytykowanie murzyna, nawet merytoryczne, jest nazywane rasizmem, ale jak zapytasz osobę rasy czarnej (żeby nikogo nie urazić) czy powiedzenie "Nienawidzę białych" jest rasizmem to odpowie, że nie. Nie mówi się głośno o tym, że rasizm czarnych wobec białych jest nieporównywalnie większy niż białych wobec czarnych i nic się z tym nie robi :(
A jeśli chodzi o serial to Randall jest kreowany na najbardziej pokrzywdzonego, dotkniętego przez los itd. I niestety wszystko jest pokazywane przez pryzmat rasy, to nie jest mój wymysł. I nie twierdzę tutaj, że Randall miał sielankę i nic złego go nie spotkało. Jednak spotkało go o wiele więcej dobra- nie tułał się po domach dziecka, nie trafił do jakichś cudownych rodzin zastępczych, nie zaznał biedy, głodu, choroby alkoholowej czy narkomanii rodziców- tego co zafundowałby mu William i co spotkałoby gdyby Rebecca i Jack go nie adoptowali. Dali mu ciepły, rodzinny dom, najlepsze wykształcenie, całą uwagę, wszystko czego mógł zapragnąć. I uważam, że po macoszemu potraktowany jest przypadek Kevina, który przypomnę, stracił brata bliźniaka. Każdy kto wie cokolwiek o więzi jako łączy bliźnięta powinien dostrzec, że Kevin całe życie ma poczucie pustki, jest jak gdyby zostawiony sam sobie, bez ważnej części. A o tym już nie ma ani słowa. Jack i Rebecca zafundowali mu za to adoptowanego brata. I nie będę tego oceniać, bo zawsze lepiej, żeby porzucone dziecko znalazło rodziców i dom, niż żeby tułało się po domach dziecka. Tylko, że jedno dziecko nigdy nie zapełni poczucia pustki po drugim. Rebecca i Jack nie pozwolili sobie na przeżycie żałoby po zmarłym synu, uznali, że skoro jest Randall, jest trójka tak jak miała być to będzie dobrze. A nie będzie i nie było też w serialowym przypadku. Randall nie był w stanie zastąpić Kevinowi jego bliźniaka Kyle'a a oni nie przeżyli żałoby. I zatracili się w wychowywaniu dzieci, w tym, żeby to Randall jako adoptowany miał najlepiej, niejako wmawiając mu tym samym poczucie skrzywdzenia. Oczywiście Randall nie byłby nigdy w stanie zapomnieć, że został porzucony i nie czuć z tego powodu żalu, ale może gdyby żył w czarnej rodzinie byłoby to dla niego prostsze, nie czułby się nie na miejscu. Życie jest bardzo złożone i czasami wybory, które wydają się oczywiste, piękne i szlachetne, wyrządzają wiecej szkody niż pożytku. W przypadku Randalla- trafił wspaniale i miał dobre życie, którego nie potrafił docenić, w przypadku jego rodzeństwa- lepiej gdyby wychowywali się w dwójkę, bo i tak poczucia pustki po Kyle'u nikt i nic nie byłoby w stanie im nigdy zapełnić. Można dyskutować i nie zgadzać się z wieloma poglądami, ale nie można dyskutować z biologią- różnimy się między rasami, nie tylko fizjologicznie, ale też inaczej myślimy, mamy inną emocjonalność itd. Ale taka a nie inna decyzja Jacka i Rebecki nie uprawniała Randalla do takiego zachowania, bo naprawdę dostał wszystko co mogli mu dać i choć dyskusyjna jest kwestia czy nie byłby szczęśliwszy w czarnej rodzinie (oczywiście adopcyjnej, nie z Williamem, który też jest nie wiadomo z jakich powodów strasznie gloryfikowany, ale może ja już nie powinnam się odzywać, bo to tylko rasizm, a nie obiektywna ocena, że narkomanem został na własną prośbę a porzucenie dziecka jest czymś strasznym) to Randall nie może narzekać, bo rodzina Pearsonów była dla niego niesamowitym darem od losu- tak samo jak byłaby dla porzuconego białego dziecka białych narkomanów, żeby nie było, że wszystko oceniam przez pryzmat rasy. Jeśli dalej nie rozumiesz mojej oceny to nie wiem jak mam to wyjaśnić. Nie podoba mi się zachowanie Randalla i to, że jest wysuwany na pierwszoplanowego i najbardziej poszkodowanego przez los bohatera, nie podoba mi się powierzchowne potraktowanie postaci Kevina i tragedii jaką była dla niego strata brata bliźniaka a dla Jacka i Rebecki syna ;)

Alee

Szczerze Cię podziwiam, że chciało Ci się napisać ten esej w odpowiedzi na nieuzasadnione i bezpodstawne bluzki jakiegoś chama i oszołoma, który nawymyślał Ci od s++k i rasistek tylko dlatego, że Twój odbiór serialu i bohatera jest inny, niż jego. Wiele lat temu koleżanka poleciła mi książkę (jedno z dzieł Andre Norton), przeczytałam ją i gdybym nie wiedziała z całą pewnością, że czytałyśmy to samo, uznałabym, że mówimy o dwóch różnych książkach. Wątek, który ona opisała mi jako fabułę książki, dla mnie zaistniał tylko gdzieś tam na marginesie, w tle głównych wydarzeń. Ale osoba, która wysłucha czy przeczyta zaledwie 2-3 pierwsze zdania cudzej wypowiedzi i od razu zacznie wyzywać rozmówcę od najgorszych, nigdy nie zrozumie, jak różny odbiór tego samego dzieła może mieć dwoje ludzi, bo po prostu nie jest zainteresowana poznaniem czyjegoś punktu widzenia i spróbowaniem zrozumienia go, a jedynie chce wykrzyczeć swoje jedynie słuszne i nieomylne racje. A już przyznanie, że nie przeczytało się całej wypowiedzi przedmówcy zanim się go zwymyślało, świadczy dobitnie o głupocie i arogancji.

ocenił(a) serial na 6
tillien

Dzięki ;) Jak dostałam powiadomienie o kolejnej wypowiedzi w tym temacie to szczerze, aż bałam się wejść i znów czytać jaka to ja nie jestem. Problem tkwi w tym, że można się nie zgadzać, można się nawet kłócić, broniąc swojego stanowiska, ale trzeba zachowywać granicę a tą granicą jest obrażanie i wyzywanie drugiego człowieka. Niestety administratorzy nie reagują. Pewnie dlatego niektóry myślą, że im wolno :/

Alee

Dokładnie. Tym bardziej, że nie krytykowałaś realnie istniejącej osoby, na przykład aktora grającego te postać, jego koloru skóry czy trybu życia, tylko fikcyjnego, wymyślonego, nieistniejącego bohatera serialu. Wyzywanie kogoś za to, że nie lubi fikcyjnego bohatera serialu, świadczy nie tylko o braku kultury osobistej, ale też o niedojrzałości, wręcz infantylności.

Alee

Alee

" I uważam, że po macoszemu potraktowany jest przypadek Kevina, który przypomnę, stracił brata bliźniaka. Każdy kto wie cokolwiek o więzi jako łączy bliźnięta powinien dostrzec, że Kevin całe życie ma poczucie pustki, jest jak gdyby zostawiony sam sobie, bez ważnej części."

Fantazjujesz. Przeżywa, bo przy porodzie stracił brata bliźniaka - trojaka? Co za wymysły?
Czy uważasz, że noworodek będzie pamiętał, że w brzuchu była ich trójka i brakuje części?
Całe życie ma brata - urodzonego w tym samym dniu. Noworodek nie ma pamięci i nie czuje braku przez całe życie!

Od kiedy masz jakieś wspomnienia? Kiedy miałaś 3 czy 4 lata? Niemowlęctwo pamiętasz? Niemożliwe - nikt nie pamięta.

ocenił(a) serial na 6
Majka4444

Najprawdopodobniej Kyle był dla Kevina bliźniakiem jednojajowym. Więź łącząca takie bliźnięta nie powstaje li tylko z powodu wspólnego dorastania, jest niejako wrodzona, więc tak, od strony psychologicznej Kevin był osieroconym bliźniakiem, który mógł odczuwać niewytłumaczalny dla niego brak. Pamięć nie ma z tym nic wspólnego, choć nie masz racji, noworodek ma pamięć, występuje jednak tzw. amnezja dziecięca / niemowlęca, która powoduje, że wspomnienia z lat poniżej 3 roku życia z hakiem są tracone. Co do psychologii i traum, na ludzką psychikę mają wpływ wydarzenia z całego życia, od poczęcia, które często są zupełnie nieuświadomione a wpływają na całe życie od początku rozwoju emocjonalnego przez osiągnięcie dojrzałości lub jej brak po zachowania dorosłych osób. Oczywiście przeprowadzanie głębokich analiz psychologicznych to nie jest temat na serial, szczególnie dla widowni amerykańskiej, jak i dla większości społeczeństw innych narodowości. Nie udało mi się jeszcze obejrzeć w pełni 2. sezonu, choć wiem, że pojawia się tam wątek alkoholizmu i problemów psychicznych Kevina, ale na głębsze rozważania nie liczę- obrazek ma być prosty, jedno dziecko umarło przy porodzie, wzięli porzucone i są, pomimo wzlotów i upadków, szczęśliwą rodziną. Kwestie utraty syna/brata się nie liczą, nikt nie przeżywa żałoby, nikt nie wspomina o zmarłym dziecku, nie ma jednej sceny na cmentarzu, generalnie wszystko jest ok.

Alee

Nie, nie ma żadnej informacji, żeby chłopcy byli bliźniętami jednojajowymi. Nic nie przemawia za wyższym prawopodobieństwem jednoczesnej poliowulacji i dodatkowego podziału jednego z zarodków nad samą poliowulacją i zapłodnieniem 3 jajeczek. Nie, nie ma żadnej magicznej wrodzonej więzi między bliźniętami, to są ładne bajeczki pasujące do filmów z Dannym i Arnoldem.

ocenił(a) serial na 6
zofiam_filmweb

Faktycznie, nie jest to wyjaśnione, więc jest równie możliwe, że mam rację ja, jak i to, że masz rację Ty. Natomiast co do, jak to nazwałaś, braku "magicznej" więzi między bliźniętami, będę raczej nadal opierała się na relacjach podawanych przez samych bliźniaków czy choćby paranaukowych badaniach nad tym zjawiskiem, niż na tym, że ktoś na fw napisał, że coś takiego nie istnieje, więc to prawda objawiona. Psychologia bada wpływ wydarzeń z całego życia człowieka na jego stan psychiczny i sposób funkcjonowania, również prenatalnego. Nie będę powtarzać tego co napisałam wyżej, ale traumy z życia płodowego, dramatyczne porody (a ten bez wątpienia taki był) mają przełożenie na życie dorosłe. Niezależnie więc od tego czy Kyle był dla Kevina bliźniakiem jednojajowym czy trojakiem, jego utrata była dla niego nieprzepracowana traumą. W późniejszych sezonach na szczęście wątek Kyle'a, jego śmierci, straty i pustki u Jacka i Rebeki się pojawił, kiedy zakładałam temat, bardzo tego brakowało.

ocenił(a) serial na 10
Alee

Trochę późno przychodzę, ale mam nadzieję, że to nie problem, bo chętnie z kimś kulturalnie podyskutuję na ten temat ;).

Mnie sama ta sytuacja również momentami wnerwia, ale niekoniecznie przez Randalla czy Beth. Randalla lubię i staram się jakoś zrozumieć. Z jednej strony od samego początku wydawało mi się dziwne, że tak otwarcie przywitał faceta, który go porzucił i przez, którego było mu momentami bardzo ciężko, ale z drugiej później dostajemy flashbacki, które pokazują, jak Randall potrzebował kogoś takiego jako dziecko, więc w miarę normalnym wydaje mi się, że skoro nadarzyła mu się szansa poznania Williama to z niej skorzystał zamiast marudzić.
Jeśli chodzi natomiast o Kevina, to z góry podkreślam, że Kev to jedna z moich ulubionych postaci, a sam wątek jego i Randalla to zdecydowanie mój ulubiony w s1 i mam nadzieję, że w s2 również coś w związku z nim poruszą ;). Nie zmienia to jednak faktu, że Kevin był straszny dla Randalla już od dzieciaka i chłopakowi mogły w końcu puścić nerwy, mógł się z nim po prostu pobić. Kev też się z nim bił, bo był czarny ;/. Poza tym w 1x07 jest świetna scena, gdzie w końcu wylewają te żale i Randall w niej przyznaje, że Rebecca stawała częściej po jego stronie, a on to wykorzystywał. Myślę, że to było w pewnym sensie zamknięcie pewnego rozdziału ich relacji i rozpoczęcie nowego ;).
Podejścia Beth z kolei nie do końca rozumiem, ale w sumie nie wiemy dokładnie ile ona wie o Randallu i jego dzieciństwie. Myślę, że sporo - może właśnie dlatego zachowuje się tak, a nie inaczej.
To co mnie jednak irytuje w tym - że tak powiem - wątku to głównie Rebecca. Zacznę od tego, że Kevin zachowywał się w stosunku do Randall'a tak, jak się zachowywał, bo brakowało mu uwagi rodziców i był zazdrosny, że Randall taką dostawał. I nie jest to wina żadnego z chłopców, a rodziców. I jak rozumiem, że trójka dzieci to nie przelewki i trudno jest rozplanować ten czas między nimi, tak niestety muszę przyznać, że Jack i Rebecca polegli. Jak próbuję sobie przypomnieć jakieś fajne sceny Kevina z rodzicami to mam kilka (idzie policzyć na palcach jednej ręki) scen Jack'a i chyba żadnej takiej sam na sam z Rebeccą. Podczas gdy z Kate, czy z Randall'em mają ich mnóstwo. Kevin się niestety wyżywa na Randallu i obaj są w ten sposób pokrzywdzeni, a Becca zamiast to jakoś ogarnąć, spróbować pogadać z Kevinem albo poświęcić mu ciut więcej czasu, postawić się w jego sytuacji, to tylko się skarży "a bo Kevin jest zły i niedobry, nęka Randalla", a potem przy kolejnej aferze staje po stronie Randalla i tylko bardziej to wszystko nakręca.
Druga taka sytuacja z tych teraźniejszych wydarzeń to na przykład fakt, że Rebecca znała imię NOWEJ asystentki Randall'a, a nie wiedziała jak nazywa się sztuka Kevina (której tytuł podawał jej kilka razy, dokładnej liczby nie podam niestety, bo nie pamiętam ;D).

Podsumowując - rozumiem, co Cię irytuję, ale wg mnie jest do spowodowane przez inne osoby ;D.

ocenił(a) serial na 6
LadyCarmel500

Nie wiem czy czytałaś wszystkie moje wypowiedzi w tym wątku, ale wskazuję na dokładnie takie same przyczyny zachowania Kevina ;) Plus jeszcze fakt osamotnienia przez całe życie, bo stracił swojego bliźniaka. A to jak rodzice traktowali Kevina dobrze pokazuje scena rozmowy o seksie, o której pisałam wyżej.
Jak pisałam na początku denerwowała mnie cała otoczka, którą inni tworzyli wokół Randalla i Beth, więc tak jak piszesz jest to spowodowane przez zachowanie innych osób, niemniej jednak oni sami w sobie też są dla mnie irytujący i uważam że Randall sam prowokował pewne sytuacje z Kevinem w dzieciństwie, ot choćby afera z lampką. Odbieram też ich zachowanie jako sztuczne i pretensjonalne, Randallowi się wydaje, że wszyscy na niego patrzą przez pryzmat koloru skóry.
Co do Williama to nie czepiam się tego, że chciał poznać ojca, ale że od razu przywiózł go do domu, oddał pokój córki i przeprowadził na dobrą sprawę eksperyment na żywych organizmach, bo gdyby nie wyszło mógłby naprawdę skrzywdzić swoje dzieci. I tutaj irytuje mnie Beth, bo wychodzi jej solidarność rasowa. Jaki by Kevin nie był dla Randalla w dzieciństwie, jest jego bratem, osobą bliższą emocjonalnie niż William i nie da się nawet porównać tego co robił Kev z krzywdą jaką William wyrządził Randallowi. Tymczasem William jest gloryfikowany i wychwalany- najlepsze są sceny pogrzebu w tej kwestii- a Kevin ma nocować w piwnicy, bo Beth nie ma gabinetu. Nie sypialni, pokoju gościnnego, gabinetu! A William tymczasem cały czas zajmuje pokój dziecka. Niestety poprawność polityczna w tym serialu jest straszna i to co Amerykanie łykają jak głodne pelikany, mnie osobiście razi.
Miło mi, że jest ktoś z kim można normalnie pogadać i kto nie uważa, że ma monopol na rację i prawo do obrażania innych. Jak chcesz jeszcze omówić dokładniej jakieś wątki, bohaterów, przeanalizować dlaczego było tak a nie inaczej, to jestem otwarta ;)

ocenił(a) serial na 10
Alee

Z tym prowokowaniem masz trochę racji, ale według mnie ogólnie relacja Kevina i Randalla jest bardzo trudna, skomplikowana - dlatego ją tak lubię ;D.
Jeśli chodzi o kolor skóry to też jest kwestia tego, że on dorastał w białej rodzinie, w bardzo białym otoczeniu i na pewno czuł się przez to jeszcze bardziej inny. Sam fakt, że jest tym adoptowanym wśród rodzonych dzieci musi być ciężki, a do tego odmienny kolor skóry, przez który był wyśmiewany przez dzieciaki w szkole i nie miał wielu przyjaciół. Myślę, że te doświadczenia w jakiś sposób go ukształtowały, a on też ma do tego trochę inne podejście niż William. Wydaje mi się, że to właśnie jego ojciec prowokuje jakieś narzekania na ten temat i żale, bo sam z siebie Randall raczej nie narzeka. To William miał problem i to wpłynęło na Randalla, ale czy ja wiem, czy by się tak otwierał na ten temat, gdyby nie on.
Jeśli chodzi o kwestię Williama to się zgadzam i z jednej strony to rozumiem, ale z drugiej brakuje mi jakiegoś pokazania ze strony twórców, że to była decyzja średnio przemyślana i mogła mieć gorsze skutki. Rozumiem postawę Randall'a i dlaczego to zrobił. Nie chcę też specjalnie doszukiwać się logiki w człowieku, który po 36 latach poznał ojca, którego mu tak brakowało i w dodatku dowiaduje się, że umiera (nie pamiętam czy wiedział o tym, zanim zaprosił Williama?). Chciał go poznać, spędzić z nim jak najwięcej czasu i to było w miarę logiczne. W dodatku jego córki nie wiedziały na początku, kim jest ten facet. Sterling się w jednym wywiadzie śmiał, że dla nich to był kolega taty z pracy, który nigdy nie chodził do pracy i lubił pidżama party ;D. W tej sytuacji bardziej się zawiodłam na Beth, bo z początku podobało mi się, że jest taka podejrzliwa, nie ufa Williamowi do końca i podchodzi do niego sceptycznie. To, co mi przeszkadzało, że nagle jedna rozmowa między nimi rozwiała wszelkie wątpliwości i się tak polubili. Byłoby lepiej, gdyby do tego dochodziło stopniowo, a nie tak od razu.

PS
Obiło mi się o uszy, że w s2 ma być zgłębiona relacja Kevin i Rebecci. Może w ten sposób twórcy pokażą w końcu Kevina w lepszym świetle, a temat Randalla trochę odsuną ;)

Alee

Ja zauważyłam zupełnie co innego. To rodzice faworyzowali Randalla, nie on samego siebie. Widać do było choćby po tym, gdy Randall specjalnie źle się uczył i w którymś momencie przyznał się, że to dlatego, bo gdy on dostaje piątki, to rodzice kupują mu lody, a gdy Kevin lub Kate dostają piątki to nie dostają nagrody. Jasno tym pokazuje, że nie próbował być lepszy, wręcz przeciwnie, chciał być na równi z rodzeństwem. Natomiast rodzice tak bardzo starali się pokazać mu, że nie jest inny, że paradoksalnie właśnie swoim zachowaniem sprawiali, że czuł się inny. Co do ojca, nie uważam żeby to było jakieś irracjonalne zachowanie, wiele adoptowanych dzieci pragnie za wszelką cenę poznać biologicznych rodziców, nawet jeśli od adoptowanych mają wszystko czego potrzebują. Taka jest nasza natura, że nasze korzenie, pochodzenie, w jakiś sposób definiują nasze jestestwo i niewielu potrafi nad tym przejść do porządku dziennego.

gabiszu

" a gdy Kevin lub Kate dostają piątki to nie dostają nagrody" skąd to wzięłaś? Owszem powiedział, że nie chce dostawać piątek, bo ma wtedy lody w nagrodę i tyle. Ani Kate ani Kevin nie byli orłami i nie mieli piątek :)

ocenił(a) serial na 6
Alee

No nie wierzę. Tak powierzchownego komentarza na filmwebie dawno nie widziałem. W sumie jest trochę przykre.
Nawet wyróżniłem top 3 żenujących fragmentów.

3. "to Randall jest wredny i rzuca się na Kevina na meczu, to Randall świeci mu po nocy lampkę a potem łaskawie oznajmia, że może się uczyć w kuchni,"

2. "to on prezentuje postawę pt. jestem czarny, jestem lepszy, ty nie rozumiesz jak to jest być czarnym, jestem inny, ty biały nic nie kumasz."

1. "Facet się sadzi, narzeka jak to mu źle wśród białych, a zapomina, że bez tych białych niczego by nie osiągnął, skończyłby jak jego ojciec." (No to już naprawdę podłe. Idę jutro do jakiegoś domu dziecka powiedzieć dzieciakom z patologicznych środowisk że nic nie osiągną, chyba że wybawi je jakaś biała rodzina)

Dalej to taki bełkot, ale całość podsumowuje fakt jak to bardzo podkreślasz że Kevin i Kate są rodzonyni dziećmi, a czarny Randall adoptowany.
Stronnicze, powierzchnowe, bez empatii.

ocenił(a) serial na 8
Alee

Jesteś uprzedzona do Randalla. Z tą lampką to pierdoła- takie konflikty zdarzają się w każdym domu gdzie dzieci dzielą pokój i to jest kwestia do obgadania. Zresztą Randall powiedział, że może uczyć się w kuchni i to jest właśnie propozycja rozwiązania konfliktu. No i nie wiem czy zauważyłaś, ale Kevin rozlał mu napój na książki, co było dosyć chamskie.

A na meczu Randallowi puściły nerwy z powodu tego, że Kevin traktował go jak popychadło i otwarcie mu powiedział, że go nie cierpi, a to nie było uczucie wzajemne. Kiedy w swoim pokoju Randall patrzył na puste łóżko po Kevinie, było mu ewidentnie żal, że się wyprowadził. Była też taka scena, gdy Randall przyszedł do niego do piwnicy z jogurtem, żeby porozmawiać- załagodzić sytuację, pojednać się z nim, ale Kevin odpowiedział mu w dosyć ostrych słowach, że nie chce go oglądać. I nie winię tutaj Kevina za swoje rozgorczenie, bo jego też mi było żal. Rodzice raczej go ignorowali- bo pewno według nich wszystko powinno być z nim ok, bo ani nie miał nadwagi, ani nie był adoptowany. Zwłaszcza smutne były te sceny na basenie, kiedy najpierw próbował zwrócić na siebie uwagę rodziców, a później kiedy zaczął tonąć, nikt tego nawet nie zauważył. I w tym momencie ojciec zaczął go gorąco przepraszać- a matki to jakoś specjalnie nie poruszyło.

A teraz kwestia zasadnicza- Rebecca i jej tajemnice. Jak można się dziwić reakcji Randalla na to, że dowiedział się, że matka przez całe życie taiła przed nim prawdę o jego pochodzeniu. Ty byś się nie wkurzyła gdybyś całe życie musiała przeżyć w kłamstwie? I co z tego, że Randall na adopcji lepiej wyszedł, że adopcyjni rodzice dali mu dom i udane dzieciństwo? Jego matka okłamywała go, żeby żyć sobie w swojej rodzinnej sielance- i zrobiła to z własnego egoizmu.

Skrzywdziła tym swojego syna, bo zatajenie prawdy o pochodzeniu, korzeniach dziecka adpotowanego to jest najgorsze co mogą zrobić adopcyjni rodzice. Ale ostatecznie sprawa się rypła (tak jak często bywa w takich przypadkach) i Randall na własną rękę znalazł ojca, który po latach wyszedł z nałogu i okazało się, że jednak szukał z synem kontaktu, którego odmówiła mu Rebecca już przy pierwszym spotkaniu. Błądzić- rzecz ludzka, a przyznać się do błędu- rzecz chwalebna. U Rebecci nie było tego przyznania się do błędu- nie widziała w swoim postępowaniu nic złego, a kiedy Randall już odnalazł ojca, to ona dalej zakazała Williamowi mówić prawdę.

Rebecca była cholerną w tym wszystkim egoistką- bała się że Randall polubi swojego biologicznego ojca. Nie patrzyła przy tym na potrzeby, pragnienia swojego syna. Postawa Jacka, który jednak proponował żeby szukać prawdziwych rodziców Randalla jest mi dużo bliższa- miał do tego bardziej empatycznie podejście i chciał pomóc swojemu dziecku poznać prawdę o swoich korzeniach. Jack chciał żyć w prawdzie, a nie w kłamstwie jak Rebecca.

Nie cierpię Rebecci- można powiedzieć że miałą na punkcie Randalla obsesję. Z jednej strony faworyzowała go, czym przy okazji krzywdziła Kevina i Kate, a z drugiej strony całkowicie igorowała jego potrzeby i prośby o odnalezienie biologiczych rodziców. Gdyby była dobrą matką, to powinna go w tym wspierać.

Alee

Yyy ty tak na serio z tym bełkotem? Smutne życie musisz mieć

Alee

Ten wpis jest potworny :/ Można nie lubić postaci, ale to, co piszesz - trudno nawet skomentować :/ Naprawdę nie rozumiesz dlaczego umierającego człowieka umieszcza się w sypialni...? Podpowiem- nie, NIE dlatego, że jest czarny :/

ocenił(a) serial na 6
zofiam_filmweb

Widocznie jednak na tyle emocjonujący, żeby nie wiedząc jak skomentować, odkopywać temat po 4 latach. Zwykle nie odpisuje już na odpowiedzi w tym wątku, ale chyba zdołałaś poruszyć moje niepoprawne politycznie serce. Od chwili powstania tego wpisu, serial poszedł do przodu, powstały nowe wątki, rozwinięto i wyjaśniono inne. Chociażby pokazanie w 4 sezonie, że z Randallem jest coś nie tak i awantura pomiędzy nim a Kevinem z ostatniego odcinka. Piątego sezonu jeszcze nie miałam okazji obejrzeć, wiem, że okazało się, że biologiczna matka Randalla jednak żyje i po zwiastunie patrząc występują podobne wątki na tle problemu Randalla z pogodzeniem swoich relacji z rodzicami biologicznymi i swoich relacji z dziećmi. Co do samego Randalla, nadal za nim nie przepadam, szczególnie za akcję z Rebeką i eksperymentalną terapią, może trochę mniej niż kiedy powstał ten temat. Wątek z Deją postawił go w lepszym świetle, ale jednak sam sposób prowadzenia narracji w serialu mnie nie zachwyca. Dzisiaj, kiedy króluje poprawność polityczna, ignorancja i kompletny brak logiki (nie będę tego rozwijać, bo wyszedł by mi cały temat poboczny), strach powiedzieć, że aktorka mi się w tej roli nie podoba, że postać którą gra była w książce ładna, a aktorka taka nie jest, jeśli aktorka jest czarnoskóra, bo to od razu rasizm (mimo, że można być urodziwym bądź nie bez żadnego związku z pochodzeniem rasowym i są ładne i brzydkie osoby rasy białej, czarnej, żółtej itd.). Ale przechodząc do tego, do czego się odniosłaś: nie chodzi o to, że nie pasuje mi umieszczenie biologicznego ojca w sypialni córki, bo jest czarny. Chodzi mi o brak naturalnej potrzeby ochrony własnych dzieci przed zagrożeniami. Kiedy zostaje się rodzicem, dzieci i relacja z nimi, wychowywanie ich i wprowadzanie ich do świata staje się ważniejsze od relacji z własnymi rodzicami. W sytuacji, w której mój rodzic krzywdzi moje dziecko, jako rodzic mam obowiązek i naturalną potrzebę reakcji i zapewnienia dziecku najwyższej ochrony, wsparcia i komfortu, nawet za cenę mojej relacji z moim rodzicem. Potrzeba odkrycia swoich korzeni, poznania biologicznych rodziców u adoptowanych dzieci jest normalna i często bardzo silna. Czym innym jest jednak poznanie, spotykanie, nawet decyzja o wprowadzeniu stopniowym do założonej przez siebie rodziny, a czym innym sprowadzenie obcego z punktu wiedzy o nim, znajomości z nim, jego historii życiowej, człowieka i ulokowanie w sypialni małej córeczki. W dniu w którym się go po raz pierwszy w życiu zobaczyło. Sorry, ale to nie jest działanie racjonalne. Nawet biorąc pod uwagę, że William był chory i niewiele czasu mu zostało, obowiązki Randalla jako ojca wyprzedzają jego pragnienia i potrzeby jako porzuconego syna. William jest byłym narkomanem a Randall nie wie o nim nic oprócz tego, że w dniu poznania jest chory, Nie wie czy nie stanowi zagrożenia dla jego dzieci, a potencjalnie może zakładać, że stanowi. W wątki czy małe dzieci powinny być świadkami cierpienia i śmierci, różnych dolegliwości osoby terminalnie chorej wchodzić nie będę, bo to dyskusja z zakresu sposobu wychowania, która nie jest jednoznaczna. Są jednak pewne uniwersalne wymagania wobec rodziców, które powinno się znać niejako intuicyjnie. Jak pokazały kolejne sezony, miałam rację, Randall ma poważny problem z relacją z rodzicami, tak adopcyjnymi jak i biologicznymi, który rzutuje na wszelkie inne jego relacje (z bratem, siostrą, żoną, dziećmi), działania i wybory życiowe. Niestety rodzina Pearsonów jest zaburzona (jak 99% rodzin), szczególnie na linii Rebecca-Randall i wskazywane przeze mnie problemy znalazły rozwinięcie w kolejnych sezonach, nie były wyssane z palca i sztucznie wymyślane, bo miałam kiedyś za dużo czasu.

ocenił(a) serial na 8
Alee

Dokładnie. Wątek sprowadzenia Williama do domu jest idiotyczny. Skoro go tak setce ruszyło wobec człowieka, który go porzucił to mógł go umieścić w jakimś ośrodku pomocy no pieniędzy miał jak lodu. Randalla raz lubię a raz nie. Bardzo zdenerwowałam nie jego postawa wobec Beth, która całkowicie zrezygnowała dla niego że swojej indywidualności, kariery i zgadzała się na wszystkie szalone pomysły (patrz sprowadzenie Williama czy zakup kamienicy w której mieszkał i odwalanie w niej większości ro oty jako zarządca). Randall okazał jej całkowity brak szacunku, sprowadził jej marzenia do kiepskiego żartu i był obrażony, że nie jest zachwycona faktem iż bardziej zalezy mu na kampanii i obcych ludziach niż na rodzinie. Mam wrażenie, że zatracul się w swoim wyidealizoeanym wyobrażeniu o życiu w czarnej rodzinie i uważał że wszyscy są winni jego niedoli - zarówno Beth z dziećmi jak i jego rodzina adopcyjna. Szlak mnie też trafił jak zobaczyłam scebe w której Kevin przyjeżdża go przeprosić za wszystko czego nie dostrzegał w dzieciństwie i za to że czasami nie reagował a reakcja Randalla była nieuzasadniona wściekłość i oskarżanie go o rasizm. No chyba miał go już przeprosić, że żyje. Wyżył się też na Kate która okazała mu współczucie w związku z afera BLM i chciała go pocieszyć. No nikt tego biednego Randalla nie rozumie - ani biali ani czarni się okazuje - a jak ktoś go prosi o wyjaśnienie to jest to rasizm No każdy ma wiedzieć co komu dokładnie w głowie siedzi i jakie są jego odczucia. Mam wrażenie że trywializowane są problemy wszystkich wokół- Beth i jej problemy ze znalezieniem własnej drogi, Kate I jej problemy związane z wagą i akceptacja siebie - to wszystko nie jest ważne bo jest Randall i jego problemy z tym, że mamusia od której spódnicy nie mógł się zresztą odkleić jest białą.