Witam, jestem bardzo skłonny uwierzyć w teorie o ekperymencie, myślę co jeśli uczestnicy są podłączeni do jakieś maszyny typu z matrixa i to wszystko dzieje się w jakim sztucznie wykreowanym środowisku, po śmierci po prostu się budzą gdzie wszystko zostaje im wyjaśnione, ich wspomnienia mogły by być zastąpione całkowicie, albo bardziej prawdopodobne po prostu niektóre wymazane, powiedzmy że zgodzili się na udział w tym eksperymencie za odpowiadnia kwotę pieniężną. Nie wiem do końca co może być celem, ale wydaje mi się że dotarcie do laterni jest wyjściem z tego świata. Również wydaje mi się że czas może płynąć inaczej i lata w tym świecie mogę być po prostu godzinami w rzeczywistości, a wszystkie nowe postacie, które się pojawiają (jak np. ludzie z autobusu), są po prostu stopniowo wprowadzane do eksperymentu. Również postać niedawno przybyłej staruszki, chorej na raka, jest bardzo podejrzana, i jak miałbym stawiać, ona może być osoba wtajemniczoną i być obserwatoerm, albo wie coś więcej niż inni.
imo lepiej myslec o tym jak polaczyc koniec z koncem bo poki co zagubieni mnie poplątani są. Rezyser sie pewnie odkleił i bedzie improwizacja
Coś w tym jest. Żona Boyla pojawiła się na chwilę w kamperze i prosiła aby wrócił. Tak jakby umierał lub był w śpiączce
myślę że ta żona pojawiła się tam dlatego że to miejsce w jakiś sposób próbuje manipulować ludźmi i po prostu była to próba przekonania go żeby tam został i żeby potwory go dorwały
Narzeczona powiedziala pielęgniarce że nie było Jej tyle ile jest w tym miejscu a więc czas raczej normalnie płynie ;)
Na razie to wątek staruszki chorej na raka okazał się być potrzebny tylko do tego, że przyniosła morfinę do ambulatorium, którą blondyna z autobusu mogła sobie przyćpać :)
Ja uważam, że to miasteczko to świat Victora wykreowany w jego głowie. Forma zracjonalizowania traum. Tylko poszło w real. Dlaczego trafiają tam obcy ludzie? Nie wiem, nie pytajcie. Dowiemy się w 17 sezonie xD
Kończąc drugi sezon serialu „Stamtąd”, coraz bardziej skłaniam się ku myśli, że to tak naprawdę nie jest horror, a dramat psychologiczny, który rozgrywa się na wielu płaszczyznach – w umysłach bohaterów, ich traumach i próbach poradzenia sobie z przeszłością. Zauważyłam, że często w filmach, które początkowo wydają się historią o zjawiskach nadprzyrodzonych, na końcu okazuje się, że mamy do czynienia z zupełnie inną rzeczywistością, bardziej przyziemną i psychologiczną. Przykładem może być film „Trauma”, gdzie to, co widzimy, jest w dużej mierze odbiciem stanu psychicznego bohatera. Czuję, że w „Stamtąd” może być podobnie – bohaterowie utknęli gdzieś nie w fizycznym miejscu, ale w zamknięciu swojego własnego umysłu, może nawet w szpitalu psychiatrycznym.
Zastanawiam się, czy ta dziwna przestrzeń, w której znajdują się postaci, nie jest jakąś formą terapii. Każdy z bohaterów przeżył coś, co wywarło na nim ogromne piętno – albo traumę, albo problemy emocjonalne, albo uzależnienie. Możliwe też, że ich „nadprzyrodzone zdolności” to jedynie odbicie ich zaburzeń lub chorób psychicznych, a to, co my jako widzowie widzimy, jest przetworzone przez ich percepcję. Najbardziej uderzającym przykładem jest tutaj postać dziewczyny uzależnionej od narkotyków. Ona przebywa w tym „dziwnym” miejscu, gdzie dostęp do leków zdaje się być łatwy – czy to przypadek? Być może to forma terapii dla niej, miejsce, gdzie ma w końcu szansę zmierzyć się z nałogiem. Tyle że ona sama, zamiast widzieć to jako pomoc, traktuje to jak więzienie, jak coś, co zagraża jej wolności.
Intrygująca jest też sama koncepcja potworów. Może one nie są wcale tym, czym się wydają? Coraz bardziej zaczynam myśleć, że te potwory symbolizują lekarzy lub terapeutów – osoby, które przychodzą, by pomóc, ale które pacjenci mogą postrzegać jako zagrażające. Dla tych ludzi, zamkniętych we własnych traumach i niezdolnych do zaakceptowania potrzeby leczenia, każdy, kto próbuje się do nich zbliżyć, staje się kimś przerażającym, kogo trzeba się bać. Potwory są spokojne, życzliwe, dopóki nie zetkną się z „pacjentem” – wtedy nagle stają się dla niego groźne. Może dlatego, że pacjenci widzą lekarzy czy terapeutów jako „potwory”, bo nie chcą przyjąć pomocy ani zrozumieć, że to dla ich dobra.
Co więcej, myślę, że sceny, w których bohaterowie stykają się z potworami i są „pożerani”, mogą symbolizować momenty, gdy ktoś traci kontakt z rzeczywistością lub nie może pokonać własnych demonów. Być może w rzeczywistości osoba ta kończy terapię, wychodzi na prostą, opuszcza miejsce, które symbolicznie może być szpitalem, ale dla innych bohaterów – „pacjentów” – jest to niewyobrażalne. Wolą myśleć, że ktoś został „pożarty” przez potwora, niż przyjąć, że ktoś inny mógł wyzdrowieć, bo sami nie są jeszcze gotowi na taki krok.
Coraz bardziej podoba mi się taka interpretacja, że cała rzeczywistość serialu może być tylko projekcją umysłów bohaterów. To miejsce, które zamieszkują, jest jakby osobnym światem, ich wspólną halucynacją albo symbolem. Przecież każdy z tych bohaterów niesie w sobie ogromne emocjonalne obciążenie, jakby uwięzieni byli nie tylko w dziwnym mieście, ale też w sobie samych. Może serial tak naprawdę pokazuje ich próbę znalezienia wyjścia, zmierzenia się z traumą, choć nieświadomie ciągle ją odrzucają. Ta rzeczywistość, w której funkcjonują, jest pełna zagrożeń i niejasnych zasad – jak stan umysłu człowieka, który zmaga się z chorobą psychiczną i niepewnością.
Przyznam, że wszystko to jest na razie tylko moją teorią, bo przede mną trzeci sezon, i może się okazać, że twórcy pójdą zupełnie inną drogą. Ale taka interpretacja sprawia, że serial wydaje się mi bardziej złożony, głębszy, z przesłaniem o ludzkich zmaganiach, z lękami i próbie odnalezienia się na nowo. Może rzeczywiście mam bujną wyobraźnię, ale „Stamtąd” aż się prosi o takie spojrzenie – jako nie tylko horror, ale metaforę ludzkiego umysłu pełnego niepokoju, obronnych mechanizmów i trudnych emocji, które czasem same stają się naszym więzieniem.