I jak wrażenia po odcinku? Ja nawet nie wiem co powiedzieć, zatkało mnie. Na pewno jeden z lepszych odcinków z całej serii.
Nie rozumiem tych narzekań ludzi na czwarty sezon. Serialem zainteresowałem się niedawno i obejrzałem zaległe odcinki tuż przed premierą czwartego sezonu. Wciągnąłem wszystko jednym tchem i nie widzę, żadnego spadku poziomu. Być może długie oczekiwanie na nowe odcinki sprawia, że u niektórych przesadnie też rosną wymagania. Ja mówię z punktu widzenia osoby, która obejrzała wszystko bez dużych odstępów czasowych między odcinkami i stwierdzam, że cały czas trzymają poziom. I dlatego mam nadzieję, że będzie piąty sezon, bo szkoda byłoby skończyć tak dobrą produkcję, a widać po zakończeniu że twórcy zostawili sobie całkowicie otwarte pole działania - mogą tak zakończyć, ale i mogą kontynuować serię. Ja mam jednak nadzieję, że kontynuują serial. Tak samo jak ciągle mam nadzieję, że Moriarty jednak żyje. :>
Ostatni odcinek faktycznie może budzić kontrowersje, bo moim zdaniem twórców trochę poniosła fantazja i przesadzili z wątkiem z siostrą Sherlocka robiąc z niej jakieś nadprzyrodzone monstrum. Poza tym sezon OK tak jak pozostałe.
Naciagana fabuła że szok. Z siostry sherlocka zrobili połączenie hanibala i jokera. Ze krotka rozmowa potrafi naklonic do morderstwa? No ludzie przestancie. Sherlock przeprogramowany ze nic nie pamieta z dziecinstwa? Dafuq. Zero pomyslu mieli na ten sezon.
Zgadzam się. Nawet nie chodzi o to, że musieliśmy czekać na ten sezon i wzrosły nam oczekiwania. 3 sezon był również gorszy niż 1 i 2, ale dało się go jeszcze jakoś przełknąć. Natomiast seria 4 to porażka, odcinki są zupełnie od siebie oderwane, większość wątków w ogóle nie zostaje wyjaśniona, wielki i najmroczniejszy villain zostaje pokonany w jednym odcinku i to w bardzo nie-sherlockowy sposób - brak jakiegokolwiek zaskoczenia, plot twistu. A z kolei wielki plot twist 3 odcinka to... szalona siostra Sherlocka, która zabija kogo popadnie, by na koniec wszystko zostało jej przebaczone, no bo przecież Sherli musi mieć z kimś grać na skrzypcach. "Urocze". To nie jest mój Final Problem:(
Moje oczekiwania wzrosły, nie zaprzeczę. Nie jest to jednak w żadnym wypadku moja wina i absolutnie nie jestem na siebie zła za to, że oczekiwałam czegoś więcej. Twórcy mieli calutkie trzy lata, żeby przygotować coś wyjątkowego. Dostali wystarczająco czasu, aby móc kombinować ze scenariuszem, nie musieli się spieszyć, nie gonił ich żaden deadline, więc mogli dopracować scenariusz w najdrobniejszych szczegółach, tak, aby wszystko się zgadzało, żeby nie powstały żadne, ziejące jak otwarta rana, dziury w fabule. A dziur niestety nie brakowało i co gorsza, bardzo rzucały się w oczy podczas oglądania. O czym również warto wspomnieć, to fakt, że zarówno twórcy, jak i aktorzy powtarzali wielokrotnie, że ten sezon będzie najlepszy ze wszystkich, jakie powstały do tej pory. Miało być przełomowo, miała być historycznie, miało być jak nigdy do tej pory... a my dostaliśmy po prostu chałę. Zlepek dziwnych scen, idiotyczne wyjaśnienie wątku z Mary, nudnego Culvertona Smitha, diaboliczną siostrę Sherlocka, która wcale nie okazała się tak wielkim zaskoczeniem, bo fandom zdążył to już przewiedzieć, poza tym uczynili z niej jakiegoś Boga, który potrafi wpływać na ludzkie umysły... seriously?
Co mnie również niesamowicie w tym sezonie kłuje to sposób, w jaki twórcy potraktowali postać Johna. Zepchnęli naszego poczciwego Johna na dalszy plan, zmieniając jego charakter o 180 stopni. John z poprzednich sezonów to John, którego kochałam, nowy John był tak okrojony, że biedny Martin Freeman musiał się męczyć przy nagrywaniu równie mocno, jak my przy oglądaniu. Zrobili z Johna substytut za Rudobrodego, w ogóle całe to wyjaśnienie wątku z psem-chłopcem było mocno naciągane. Chłopiec ginie bez śladu i nikt go nie szuka, oprócz jednego małego Sherlocka, który później całkowicie zmienia swoje wspomnienia. A Mycroft to wszystko kontroluje, aby Sherlock sobie nie przypomniał prawdziwej wersji zdarzeń....
Z Molly też pojechali po bandzie. Shipuję Johnlocka i jestem z Tjlc, ale to, co zrobili z Molly, boli nawet mnie. Jak mogli tak potraktować tę biedną dziewczynę, jak mogli tak zagrać na jej uczuciach i jeszcze się z tego śmiać? Mówię tutaj oczywiście o Mofftiss.
W głowie mi się nie mieści, że poprzednie sezony napisali ci sami ludzie, co sezon czwarty. Zabili własne show i zrobili z fanów durniów. Ja czuję się totalnie oszukana.
Nie mogę powiedzieć, że sezon był tylko zły, bo pojawiały się momenty pachnące świetnością dawnych lat, "The lying detective" mi się bardzo podobał, soundtrack jest wspaniały... i właściwie nie wiem, co więcej. Parentlock był uroczy ;p Cóż...
"It is what it is and what it is, is shit".
Molly. To było chore. Twórcy wcale nie poświęcili trzech lat na pracę przy scenariuszu. Zajęli się czym innym. I zachłysnęli trochę własną genialnością. Napchali za dużo wszystkiego. Naopowiadali, ze ojej co to nie będzie, z krzeseł pospadacie, tak mrocznie będzie, tak tajemniczo będzie, tak nieoczekiwanie będzie. A tymczasem ani tak bardzo mrocznie, ani tajemniczo. Przerwa przyda się wszystkim. Niech wrócą do zagadek i dedukcji bez pościgów, helikopterów, szybkich samochodów i Bog wie czego jeszcze. Holmesowi to niepotrzebne.
Wiem, że nie przygotowywali scenariusza przez trzy lata. Ale czy wierzysz, że nie snuli w swoich głowach żadnych opowieści przez cały ten czas? Czy to naprawdę było coś w stylu "o nie, a teraz przyszedł czas, kiedy MUSIMY napisać nowego Sherlocka". Ja mam wrażenie, jakby Mofftiss się po prostu poddali, jakby im już nie zależało. Poza tym, ten sezon jakoś dziwnie mi się nie łączy z pozostałymi, choć zapowiedzi mówiły co innego. Tyle wątków zostało bez odpowiedzi, np. co zawierał ten głupi list od Johna, który Sherlock dostał w T6T? Nie wiem, nie wiem... dla mnie wszystko to fake.
O tak, masz absolutną rację. Napchali za dużo wszystkiego, zrobili z Sherlocka drugiego Bonda. Dołożyliby jeszcze wybuchające długopisy i dali Sherlockowi licencję na zabijanie. Mam wrażenie, że mało brakowało. xD
W serialu zawsze lubiłam tę kameralność, całe napięcie i fabuła budowane był przede wszystkim na ciekawych dialogach i emanującej od bohaterów inteligencji. Z tego sezonu uczynili marne kino sensacyjne, które nawet nie stara się sprawiać wrażenia kina z wyższej półki. Ja mam wrażenie, że twórcom się odechciało, znudzili się, przez co stracili wyczucie i poszli w bardzo złym kierunku. Motyw przewodni całego serialu, jakim była wielopłaszczyznowa błyskotliwość został zdeptany. Jest mi z tego powodu bardzo przykro.
Dokładnie, żadnych helikopterów, pościgów i szalejących w sportowych samochodach gospodyń domowych. Holmes i bez tego sobie radzi, przecież wszyscy, oprócz Mofftiss, to wiemy. :)
Co do scenariusza to mówiłam w tym względzie, ze nie zajmowali się bo jakiś taki niedopracowany. Albo odwrotnie- może za dużo czasu mu poświęcili i przekombinowali. Nic to. Zdarza się.
gorzej, to jakas xmenka ze zdolnosciami xaviera. Przykro mi, ale o ile pierwszy odcinek jeszcze nawet mi sie podobal to od drugiego rownia pochyla.
Tez nie rozumiem czym sie zachwycac. Odcinki teledyski, zlepki obrazkow, skeczow, efektow specjalnych nie najlepszej klasy. Zero oryginalnosci, zero porzadnych zagadek. Hudson zrobiona na stara debilkie. Molly na zyiowa przegrywke, co sie tylko pociac moze, brzydka kura domowa na super ninje najemniczje, banda pomarszczonych tetrykow jako M6 czy cos... Watson safandula, do tego zdrajacy zone bez powodu, fochajacy sie, za minute zapominajacy o wszystkim i zachowujacy sie w ostatnim odcinku jakby sie swietnie bawil. Przynajmniej troche sie pobil, to ma u mnie na plus.
Ta siostra byalby do przelkniecia gdyby nie byla siostra, ale jakas uzupatorka, a najlepiej sisotra moriartego, ktora sie msci.
Ciapowaco rodzice Holmsow produkuja niebezpiecznych psychopatow, narkomanow, kurcze, powinni byc wyterylizowani, bo jeszcze wiecej jaj zniosa albo ktos klony porobi.
Tak w ogole to ja widze, ze tworcy to juz nie wiedzieli od kogo co sciagnac jeszcze bo im malo robienia debili z widzow. Pila, Ring, jakies horory kiepskie, Hanibal, porywanie samolotu, pewnie jeszcze bym znalazla z kilka tytulow, ale naprawde odrzuca mnie od zajmowania sie tym gniotrm, ktory obejrzalam.
Wyraznie po prostu pokazali nam faka na zasadzie, zrobilmy co chcemy, damy wam zmielone swinska kopyta z gownem, powiemy, ze to parowka, a i tka bedziecie wyc z zachwytu. I chyba mieli racje. Zamiast pojechac ostro po nich, to ja widze cielece oczy u ogladajacych, wstyd.
To nawet nie lezalo kolo Doyla, gdzie kurna dedukcyjne zagadki, ktore zaskakuja widzow!
Ktokolwiek z was nabral sie na to, ze ten brodacz ot Sherlok? Ktokolwiek pomyslal, ze ona nie zabije zony albo tych wisielcow? Po pierwsze zagadce stracilam zainteresowanie. I takie wlasnie powinno byc podejscie Sherloka - OLANIE gry siostry. I tak zabijesz, wiec zabij, mam to w nosie.
Jestem psychopata, nie mam uczuc. Dziwne, ze wczesniej nie wpadl na ten sam pomysl co Moriarty, ze likwidujemy przyczyne i problem z glowy dla takiej samej osoby jak Sherlock, tylko z brakiem klepek w mozgu w ogole.
Lekarz nie potrafiacy od pierwszego kopa rozpoznac kosci...
Robienie chyba pod fanow scenku gejowskiej na koncu z wychowywaniem dziecka...
A jak wybuegali z domu to zabralklo im tylko pelerynek i masek. Co za smiec... I niech mi nikt nie wmawia, ze to trzymalo poziom. Niewazne przerwy. Wiem co mnie przyciagnelo i co mi sie spodobalo w serialu i widze, ze tego w tym sezonie NIE MA I NIE BYLO.
Robienie glupka i slabeusza z M tez mi sie nie podoba, bo uwazam go za madrzejszego od S i ksiazkowego i tego.
A wszelkie zabawy psychoogiczne opieraja sie na tym, ze musi byc oprocz kary NAGRODA, oraz sprawiedliwosc, nawet chora, ale musi byc.
Czym sie rozni smierc osoby niewinnej od winnej? Niczym o ile nie jest morderstwem lub wykonywanym wyrokiem, znaczenie ma swiadomosc, tan kontekst, ktorego tak szukala. A moim zdaniem tym samy sie rozni co dobry dcenarzysta od zlego, jak widac tworcy tez tej roznicy nie pojeli do tej pory.
Czy tam ktokolwiek nie byl nacpany podczas pisania? Bo mam wrazenie, ze oni sie zamkneli wp okoju, napruli i potem rechoczac ze smiechu pisali sobie fanfika...
i ojojojo biedna dziewczynka idiotka, co nie wie z jakiego miasta wyleciala, do jakiego leci i widzie wielkie kolko nad rzeka, no kurcze co to moze byc... Gin ruda pluskwo i nie zabieraj mi czasu antenowego.
A na końcu Euros geniusz zbrodni, która robi w tym Azkabanie co chce i z kim chce, siedzi w opuszczonym domiszczu na kocyku i sieroco się kiwa. Biedna dziewczynka, która czuła się samotna, bo brat wolał się bawić z kolegą w piratów. I przez te wszystkie lata rodzice Sherlocka nigdy nie wspomnieli przy nim o utraconej córce/ siostrze? Nie odwiedzali jej grobu? W ogóle, co do samolotu, to skąd pewność Sherlocka, ze to nie oszustwo? Dlaczego od razu uwierzyli we trzech w zagrożony samolot? Byli przecież w Nibylandii kontrolowanej przez Euros. Co do Johna. Jakiś taki wydał mi się oschły, zdystansowany, on nie przebaczył Sherlockowi niczego, takie mam wrażenie. Wypomniał nawet wcześniej, że Sherlock oszukiwał go przez dwa lata. To Holmes skacze wokół niego, troszczy się, ciągle dopytuje o samopoczucie- mania jakaś, a Watson łaskawie pozwala się, nie wiem, adorować? We wcześniejszych seriach byl sympatycznym ciapciakiem, ale przy błyskotliwym Sherlocku każdy wydałby się ciapą, a tu, jest po prostu dup...m
Fakt. Byla za duża, żeby udzielać odpowiedzi typu: Skąd wyleciałaś? Od babci. Czy coś w tym guście. Moffat dzieci ma, powinien wiedzieć
Wiem! Ale na początku nie wiedział tego nikt. Byl samolot. Samotne dziecko które trzeba uratować. I ratowali. Niepotrzebnie. Mało się przy tym nie pozabijali.
To sluzylo temu, ze to siostra i nie mogla powiedziec, ale przez to stracilo chyba na wiarygodnosci... Szczegolnie, ze widz sie domyslil, ze to Londyn... Moze to powinno byc w takim razie jeszcze mlodsze dziecko? Albo mowic, ze nie pamieta? Bo wyszlo naprawde malo pozytywnie dla tej dziewczynki. A swoja droga ta druga dziewczynka, ta znad jeziora, bardzo ladna... Euros ma tez kompleks co do wygladu? Czemu? Zmienia sie jak kamaleon, w Azkabanie (hahaha) zrobiona na tendecyjna wariatke, dobrze, ze sie nie slinila, a w Londynie seksi ruda, w miare ok corka miliardera, albo szara myszka psycholog, ale tu rozumiem, ze zrobila sie podobna do oryginalu.
Za duzo jej nawsadzali problemow i dlatego to takie malo wiarygodne...
John niby pamieta o smierci Mary, niby ma jeszcze zal, ale jak dla mnie w tym odcinku o tym co chwile zapomina i zachowuja sie jakby nic sie nie stalo, tylko momentami stawia te kropke nad i, i przypomina widzom, ze mam zal.
Przyjrzyj sie scenie w celi z rybakiem, scenie z granatem, w studni, nawet gdy ma strzelic do gubernatora... Tylko w tej ostatniej jest przytyk do Mary, ale tez jakos tak podany jak sarkastyczny zarcik, ze mialem, ale juz nie mam i widomo dzieki komu, jakby chodzilo o zlota rublowke, ktora S przetopil na kulke do pistoletu...
Du... pa? Nie wiem, akurat w ostatnim odcinku i poprzednim jakos tam zmadrzal nagle, dedukuje lepiej od obu braci, domysla i jeszcze przywalic potrafi. Sadzilam, ze naprawde pociagnie za spust i to byloby dobre, jest w koncu zolnierzem. A komora powinna byc pusta.
Jedno mnie zniesmaczylo, ze od razu nie rozpoznal kosci...
Moje ulubione:
-dalej lecą?
-na resztkach paliwa...
Że co?? Na końcu zrobili z debili wszystkich, nawet Sherlocka. Ja sama jakoś już od trzeciej sceny w samolocie wiedziałam że to fake. Od początku tej chorej gry mówiłam też mojemu chłopakowi, że nie wchodzi się w gierki z psychopatami, bo i tak zawsze to oni wygrywają.
Jedyna fajna scena to 'I want to break free'