Czytalem fajny artykuł
Ilość usprawiedliwiania zachowania Sherlocka, poprzez określenie go "high-functioning sociopath", czyli
wysoko funkcjonującego socjopaty, w sezonie trzecim przyprawiła mnie o ból głowy. Zadałam sobie
pytanie - czy owe miano słusznie zostało nadane słynnemu detektywowi i rozpoczęłam dochodzenie (w tle
pobrzmiewa muzyka z openingu "Sherlocka").
Uwaga! Poniższy tekst nie jest artykułem naukowym. Piszę go na podstawie wiedzy, jaką nabyłam na
zajęciach psychologicznych oraz z różnych źródeł na papierze, jak i elektronicznych (nie, nie z Wikipedia.pl).
Poza tym, psychologia jest moją pasją od lat, dlatego pisanie tego skrótowego dochodzenia przyniosło mi
sporo radości. Uwzględniam w nim tylko wybrane aspekty zaburzeń osobowości, a jako że nie jestem
psychologiem, nie stawiam tu Sherlockowi żadnej diagnozy. Spisanie szczegółowej analizy zajęłoby mi
zapewne kilkanaście takich stron i może kiedyś się tego podejmę, ale do tego potrzebowałabym więcej
danych, których serial, jak dotąd, nie dostarcza. Jeśli ktoś posiada kontrargumenty podparte przykładami
oraz wiedzą naukową - zapraszam do komentarzy.
Na rozgrzewkę szczypta teorii:
socjopatia to zaburzenie osobowości, które powstaje w wyniku nieprawidłowego wychowania, czy
przebywania w nieodpowiednim dla rozwoju środowisku, tak więc, teoretycznie, socjopatą może zostać
każdy. Osoba, która nie otrzymała w domu odpowiedniego ciepła rodzinnego, wychowywana w rodzinie
patologicznej ma większe szanse na nabycie tego aspołecznego zaburzenie osobowości. Podkreślam -
socjopatia to cecha nabyta, nie wrodzona.
Cechy osobowości typowego socjopaty to między innymi:
- niemoc odczuwania empatii (nieliczenie się z uczuciami innych),
- brak poczucia winy, sumienia,
- wysoka inteligencja (niekoniecznie),
- w kontaktach międzyludzkich - manipulatorstwo i wykorzystywanie do własnych celów,
- najczęściej niemoc budowania związków przyjacielskich czy miłosnych (brak głębszych uczuć), osoba
taka nie potrafi się do nikogo przywiązać,
- lekceważenie norm społecznych,
- skłonności do agresji;
A teraz chwyćcie w ręce ołówki i odznaczcie sobie haczykiem, które z tych cech zgadzają się z Sherlockiem
Holmesem. Ja omówię pokrótce niektóre z nich.
Użytkownik jednego z for, u którego psycholog zdiagnozował socjopatię, opisuje swój stan, jako
"niemożność odczuwania miłości". Gdy jego ojciec umiera, "Mikkollaj_" czuje tylko pustkę, choć, jak sam
przyznaje, lubił go i szanował (więcej tutaj). Mężczyzna określa swoje relacje z innymi, jako oparte na chęci
wyrządzenia krzywdy i wykorzystania. Wyznania te wzbudziły w czytających odczucia obrzydzenia i niechęci.
Zacznijmy nasze dochodzenie od tego, że pomimo swoich wad Sherlock Holmes jest postacią
wzbudzającą sympatię. Dlaczego tak się dzieje? Brytyjczyk został przedstawiony, jako jednostka samotna,
która z powodu swojego egocentrycznego, anty-społecznego zachowania wywołuje gęsią skórkę (a może i
odruch wymiotny) u tych, którzy go spotykają. Tymczasem, obserwujący wszystko zza srebrnego ekranu
widz, darzy go sympatią, bowiem kto z nas nie czuje się czasami samotny? Kto z nas nie chce być
lubiany?
W końcu Sherlock decyduje się na przygarnięcie pod swoje skrzydła Johna Watsona, przyszłego
przyjaciela. Możliwe, że początkowo kierowała nim jakaś chęć uzyskania korzyści (wreszcie ktoś, kto
dostrzega jego geniusz i sypie pochlebstwami!), jednak z czasem wyraża wszystkie cechy osoby
przywiązanej i to nie tylko w stosunku do niego, ale i do innych, bliskich mu osób - dba o ich dobro
(pomińmy tę herbatkę z narkotykiem zaserwowaną Johnowi ;)), chroni przed niebezpieczeństwem (skok w
ogień za Johnem; pobicie Amerykanina, który skrzywdził panią Hudson, ratuje Irene Adler przed ścięciem),
tęskni, a nawet stara się łagodzić swoje zachowanie (pocałowanie Molly w Boże Narodzenie). Jak to
bardzo nie-socjopatycznie z jego strony! Każdy przypadek powinno traktować się indywidualnie, dlatego
drążyłam dalej...
Aż do sezonu trzeciego, przeszłość detektywa była zagadką. Wiedzieliśmy jedynie, że ma wpływowego
brata - Mycrofta, z którym bezustannie rywalizuje. Dopiero niedawno udało nam się poznać rodziców - na
pozór przeciętnych Brytyjczyków. W odcinku trzecim, familia Holmesów spotyka się w domu rodzinnym -
pani Holmes przygotowuje potrawy, pilnuje synów, by nie palili, a pan Holmes wdaje się w pogawędkę z
Mary, w której przyznaje, że jego żona jest geniuszem. Biorąc pod uwagę ten sielski obrazek,
przedstawiający ciepło, miłość i troskę wydaje się, że Sherlock nie miał podstaw do tego, by stać się
socjopatą.
Co do empatii i współczucia - Moffat wyraźnie zaakcentował żal, jaki młody Sherlock odczuwał, po tym, jak
otruł swojego psa, także pierwsze dwie cechy wymienione powyżej można by było sobie wykreślić, gdyby
nie to, że detektyw, bez mrugnięcia okiem (a jednak z wzięciem pod uwagę odczuć Johna - zmartwione
spojrzenie w jego stronę daje temu wyraz) zabija Magnussona. Wobec czego, można by uznać, że jego
empatia jest wyłącznie ukierunkowana na wybrane osoby - te, które kocha. Jako że psuje to obraz
szablonowego socjopaty - twórcy BBC dodali do niego określenie "high-functioning", powtarzane w tym
sezonie wyjątkowo często, niczym mantra. Może nacisk na te określenie miał za zadanie zatarcie śladów i
odwiedzenie mnie od zadania sobie pytania:
Skąd u Sherlocka skłonności dyssocjalne? Wygląda na to, że nie ma dla nich uzasadnienia - chyba że się
z nimi urodził, ale wówczas byłby psychopatą, jak to sugerowała Donovan (tak, było w tym trochę racji!).
Czym charakteryzują się osobniki psychopatyczne? Znów, skrótowo - są, przede wszystkim, szczególnie
niebezpieczni i skłonni do okrucieństwa - zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Zadawanie bólu sprawia
im przyjemność. Problem w tym, że nasz bohater nie czyni zła, z samej chęci okrucieństwa, a jeśli kogoś
rani swoimi słowami robi to wyłącznie po to, by dać wyraz swoim niepowstrzymanej chęci wykazania się
zdolnościami intelektualnymi.
Psychopaci posiadają umiejętność idealnego stopienia się z tłumem - mogą wydawać się towarzyscy,
weseli, sympatyczni, a życie w społeczeństwie wydaje się nie sprawiać im problemu (czego nie można
powiedzieć o Sherlocku). Doskonałym, serialowym (jako że mówię o Sherlocku, jako o postaci serialowej,
podaję również inne przykłady serialowe :)) egzemplarzem takiego osobnika (psychopaty) jest lubiany,
pracujący w policji, seryjny zabójca Dexter Morgan.
Warto wspomnieć, że socjopaci (tak, jak i psychopaci) posiadają (często wygórowane) potrzeby
seksualne, a, jak wiadomo, u Sherlocka ich nie zaobserwowano (jak dotąd ;)). Jednak u Sherlocka może
to być wina aseksualizmu (dziękuję za przypomnienie, Naarien). Doskonałym przykładem takiego
wzbudzającego sympatię, swawolnego psychopaty jest Alex DeLarge z "Mechanicznej pomarańczy".
Inny klasyczny psychopata - Hannibal Lecter:
Uwzględniając powyższe przykłady moje śledztwo dowiodło, że obraz kunsztownie przygotowany przez
twórców BBC przestawia człowieka o skłonnościach anty-społecznych, ale nie socjopatę. Określenie
"high-functioning sociopath" nie istnieje w nauce, a wciskanie Sherlocka w tę ramę jest, znów, moim
zdaniem, naciąganiem. Można by to też określić koniecznym uproszczeniem, niezgodnym jednak z obecną
wiedzą psychologiczną.
Co ciekawe, jeśli twórcom BBC nie uda się uzasadnić skłonności anty-społecznych Sherlocka jego
przeszłością, czy innymi ciężkimi przeżyciami, wyjaśnieniem dla jego zachowań (wg. nauki) mogą być
zmiany w mózgu (tak, jak u psychopatów), co czyniłoby z Sherlocka osobę głęboko zaburzoną, która
powinna leczyć się farmakologicznie. To rzucałoby zupełnie inne światło na człowieka otoczonego kultem
oraz podziwianego za geniusz.
Czy sezon czwarty przedstawi inny wymiar rodziny Holmesów i samego Sherlocka? Spodziewać możemy
się wszystkiego, skoro Moffat ogłosił dwa kolejne, więc będzie mógł (wspólnie z Gatissem) jeszcze sporo
namieszać. Osobiście liczę na odrzucenie patetycznych scenek na rzecz porządnego wątku
detektywistycznego. Pożyjemy, zobaczymy - "The east wind is coming"!
A jakie jest wasze zdanie?
Rzeczywiście opracowanie psychologii postaci i wyeksponowanie tego wątku jest bardzo ważnym aspektem tego serialu, odróżniającym (jak sądzę) od poprzednich ekranizacji. Bardzo mnie ucieszyło takie podejście. W końcu twórcy powinni skorzystać z postępu w wiedzy z zakresu psychologii i psychiatrii.
Nie za bardzo mogę się wypowiadać odnośnie tego, jak to wyszło, bo moja wiedza z psychologii opiera się na programach typu talk-show. :) Ale jakoś podskórnie czuję, że w kreacji psychologicznej Sherlocka coś zgrzyta i przyznałabym ci rację. Autorzy pokrywają wszystko humorem, ale po zastanowieniu i psychika bohaterów i przebieg wydarzeń wydaje się lekko naciągany.
Myślę, że jest to spowodowane charakterem samej postaci w kanonie Doyla. Też jest trudna do określenia i niespójna. Doyle z jednej strony nie mógł skorzystać z takiej wiedzy, jaką dziś mamy, z drugiej nie wiem, czy mu na tym zależało. To, jak ukazuje Sherlocka, wygląda raczej na luźny zbiór różnych dziwactw, które akurat przyszły mu na myśl. Zresztą Sherlock Doyla nie jest aspołeczny! Raczej chłodny, zdystansowany, ironiczny, ale bardzo poprawnie zachowujący się w kontaktach towarzyskich, respektujący zasady dobrego zachowania się (trochę na pokaz, ale jednak), przy obcych zachowuje się jak dżentelmen, na więcej pozwala sobie względem Watsona.
Myślę, że autorzy "Sherlocka" stwierdzili, że wg współczesnej wiedzy taki geniusz jest możliwy tylko za cenę gorszych relacji ze społeczeństwem, pewnego upośledzenia inteligencji społecznej i na tym próbują oprzeć swoją interpretację. W odcinku s2e2 nawet mówi się o "jego Aspergerze". Taka interpretacja też szwankuje, ale zawsze to jakiś krok do przodu na drodze zrozumienia Sherlocka Doyla.
Ten serial przypomina mi też bardzo "Detektywa Monka", gdzie z kolei mówi się o nerwicy natręctw, a sam Monk jest określany jako "obsessive-compulsive detective".
Po pierwsze: gdzieś juz na tym forum poruszono ten temat, przy okazji czegoś innego (jeśli chcesz, to szukaj dłuuugich tematów). Doszlismy wtedy do kilku wniosków, które tutaj również umieszczę. (Przyznam z góry, że o socjopatach wiem niewiele, ale co nieco o autyzmie inteligentnym zaczerpnęłam interesując się Wire in the Blood).
Nie traktowałabym określenia "high-functioning sociopath" dosłownie. Myślę, ze Sherlock używa go (tak, tylko on o tym wspomina!) raczej jako zasłony dymnej i wymówki do ignorowania zasad powszechnie akceptowanych. Na zasadzie: obcy słyszy "socjopata", więc daje mu spokój i może robić, co chce.
Ja widzę Sherlocka tak: urodzony w rodzinie geniuszy (musimy założyć, że matka, Mycroft i pewnie Sherrinford to geniusze), wzrastał bez "kolegow z podwórka". Sherlock był dzieckiem bardziej emocjonalnym od Mycrofta (pomijając konkurencję między nimi) - Redbeard najlepszym dowodem. Po czym Sherlock styka się z rówieśnikami, ale jest od nich znacznie szybszy, może nawet zarozumiały. Dzieci w takich sytuacjach odrzucają "odmieńców", co musiało zmusić Sherlocka do zamknięcia się w sobie i przekonania, że jest wyrzutkiem społeczeństwa. W tym samym czasie Mycroft nie miał tego typu przeżyć, bo dobrowolnie się alienował, robiąc karierę. Chociaż on też ma potrzebę kontaktów międzyludzkich, ale zazwyczaj to się ogranicza do Sherlocka i najbliższych współpracowników, których przecież tez nie szanuje ("gold-fish"), ale dobrze się z tym kryje. (nie, nie jest socjopatą)
Sherlock alienuje się od głupoty, bo niestety zazwyczaj z takimi ludźmi się stykał. Przykład: klienci-idioci, Donovan czy Anderson. Klientów olewa, bo po prostu nie traci czasu na owijanie w bawełnę. A tamtej dwójki... cóż, nienawidzą się i jest zabawnie (tylko dla Sherlocka).
Zachowanie Sherlocka jest dla mnie nie tyle socjopatyczne, co... nieuprzejme? Chodzi mi o to, że (absolutnie w dobrej wierze) Sh mówi rzeczy prosto z mostu ufając, że osoba przyjmie prawdę. Tymczasem ludzie często się od tego wzbraniają. Przykłady:
1. Mówi Molly, że umawia sie z gejem (robi to, żeby nie traciła czasu na zwiazek skazany na porażkę)
2. To samo z panią Hudson (Baskerville). Może i robi to pod wpływem impulsu, ale dla niego stwierdzenie, że gość z dołu ma trzy żony było tak oczywiste jak dla nas "Poplamiłeś sobie koszulę." (W ogóle nie wiem, czy po prostu Brytyjczycy nie mają takiej mentalności, że im nie można zwrócić uwagi na defekt w ubiorze, bo w "Zakupoholiczce" bohaterka była wściekła, kiedy teściowa (Amerykanka) jej powiedziała, że ma plamę na bucie?!) poza tym oszczędził pani Hudson informacji o jeszcze innej żonie, więc oszczędził jej cierpień.
3. Nudna nauczycielka (Belgravia). Cóz, ona była NUDNA (porównajcie z Mary!). Wybaczcie, ale jeśli wasz nowo poznany chłopak mówi, że jego przyjaciel-współlokator dowiedział się, że bliska mu osoba właśnie umarła, to oferujecie pomoc, a nie wściekacie się, bo mieliście inne plany! Idiotka!
4. Lestrade. Sh chce dobrze i cały czas mu uświadamia, że jego żona to zdzira.
I tu dochodzimy do innej kwestii. Otóż do czasu poznania Johna Sh ma rodzinę i zaledwie kilka osób, z którymi jest w stanie normalnie rozmawiać, bo akceptują go. Mówię o Molly, pani Hudson i Lestrade (a takze kilku innych, o których nie wiemy nic lub mało, no i masa klientów). Tak, zauważcie, że Lestrade całkowicie mu ufa i współpracuje, chociaż mógłby go wysłać do diabła (niestety, często się tej postaci nie docenia, a przecież to ważny element pracy Sherlocka).
Przypomnijmy sobie pierwszy odcinek. Powiem, jak ja to widzę z punktu widzenia Sherlocka. Znienacka zjawia się znajomy (najwyraźniej z tych, którzy z nim rozmawiają na tyle, żeby wspomnieć o współlokatorze) i przedstawia mu jakiegoś miłego gościa (dedukcję Wam daruję). Sherlock robi popisówkę, bo przecież nic nie traci, "rozpracowując"/zgadując Johna. Kto wie, może to nie był pierwszy kandydat? Na pewno nie. W tym momencie wszystko zależało tak naprawdę od Johna - czy zaakaceptuje dziwność Sh czy nie. Pojawiając się następnego dnia na Baker Street, John zaakceptował Sherlocka. Ta scena, kiedy wchodzą do mieszkania i John robi uwagę na temat rupieci - Sherlock jest zmieszany i zaczyna "sprzątać"! Zależy mu! W ten czy w inny sposób, ale jednak. Mało tego! Wiele razy w ciągu tego odcinka John mógł po prostu wstac i nie wyjść! Ale zamiast tego wolał opieprzać Sherlocka, że jest leniwą gnidą. Tak naprawdę tym zachowaniem Sherlock zaufał Johnowi - pokazał mu całego siebie (nawet przed Lestradem grał) i nie pomylił się.
Gdzieś, ktoś podjął temat fizycznego okrucieństwa Sherlocka. Hm... Nie wiem, moze ze mną jest coś nie tak, ale wydaje mi się, że najokrutniejszy to Sherlock był wobec ścian w salonie :/ Owszem, zadał ból taksówkarzowi, ale cóż, gość zabił 3 inne osoby, a on miał się bawić w humanitarność? No i biedny agent USA. Ot, testosteron, bywa. To już John ma większe problemy z agresją (patrz: The Empty Hearse i His Last Vow).
Aseksualność Sherlocka. Skąd ludzie to biorą? Gdyby Sherlock był aseksualny, to by to powiedział wprost w pierwszym odcinku (bo zakładam, że jest na tyle inteligentny, żeby wiedzieć co go kręci). Tymczasem Sherlock na swój pokrętny sposób stwierdza "Teraz koncentruję się na karierze". Problem polega na tym, że Sherlock nie ma tak intensywnej potrzeby (jakiegokolwiek) obcowania z ludźmi jak inni. Jeszcze większy kontrast powstaje, kiedy porównamy go z Johnem, który co odcinek ma inną (czytaj: jest zdesperowany). Problem z Sh jest taki, że on potrzebuje bodźców. Irene Adler go ogłuszyła sobą, wykorzystała przewagę i on to w pewien sposób docenił. Pominę już w tym momencie motywy działań Adler. Powiecie, że Sherlock zachował zimną krew. Powiem krótko: to, co Sherlock robil, a co chciałby robić z Irene to dwie różne sprawy ;) Myślę, że jego głowa jest na tyle pojemna, żeby mieścić jego fantazje i czysto logiczne myślenie. Zresztą gdyby Irene po scenie przed kominkiem rozegrała to inaczej, to kto wie...? W samolocie Sherlock był wyraźnie zdezorientowany, więc jednak stracił czujność.
Swoją drogą, Cumberbatch w jednym z wywiadów odnośnie mającego się wtedy ukazać Scandal in Belgravia stiwerdził wprost, że tym razem było o tyle trudno, że wszędzie było mnóstwo flirtu. Ergo: Sherlock też musiał na swój sposób flirtować. Nawet, jeśli wg aktorki grającej Irene jeszcze nie pokazał swojej "seksownej twarzy" (kontekst troszkę zmieniony, chętnie wyjaśnię, o co chodzi).
No i Magnussen! W kartotece Sherlocka wyraźnie napisano, że jego upodobania są NORMALNE, a nie np. aseksualne.
Co do ewentualnych wybujałych potrzeb seksualnych psychopatów... Cóz, to by się może i zgadzało? W końcu jedyną kobietą, która nim wzruszyła była domina lubiąca chłostać niegrzeczne księżniczki. Nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało...
Bardzo ciekawy temat. Ja też psychologiem nie jestem, nawet amatorem. Co do sprzeczności w postaci Sherlocka, to są dwie możliwości. Jedna - to jak tu już wspomniano, Doyle'owski oryginał, nie oparty na żadnej wiedzy naukowej. A drugi - sądzę, iż człowieka nie da się wsadzić w tak ciasne ramki konkretnego zaburzenia. Niektóre cechy pasują do psychopatii, inne do socjopatii i takie rozbieżności dowodzą tylko, że człowiek to nie robot.
Sherlock to najczystszy w świecie schizoid.
brak ochoty na zawieranie bliskich związków oraz czerpanie z nich przyjemności, wliczając w to bycie członkiem rodziny
niemal ciągłe wybieranie zajęć samotniczych
małe – o ile jakiekolwiek – zainteresowanie doświadczeniami erotycznymi z innymi ludźmi
czerpanie przyjemności z niewielu – o ile jakichkolwiek – rodzajów zajęć
brak bliskich przyjaciół lub powierników innych niż bezpośredni krewni
wrażenie bycia obojętnym na pochwały czy krytyki wygłaszane przez innych
okazywanie chłodu emocjonalnego, dystansu lub spłaszczonej uczuciowości.
Oczywiste jest, ze socjopatia jest atrakcyjniejsza dla widza, haslo asperger tez ladnie brzmi, filmowo, ale fakty sa takie, ze te fanowskie diagnozy to strzal w stope. Sherlock ma osobowosc schizoidalna + dzieki racjonalizacji wszystkich dzialan pozbyl sie wyrzutow sumienia, dzieki czemu moze, jesli chce, dzialac podobnie do socjopaty. Ale tylko na polu moralnym.