Na "A River Runs Through It" wpadłam przypadkiem, śledząc filmografię Rui Changa Wanga, którego kości policzkowe wpadły mi w oko z okazji "The Long Ballad" ;) Serial ujmuje już niebanalną czołówką, a potem jest jeszcze lepiej. Prowincjonalne miasto w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, a w nim stare domy tworzące zaułek, gdzie mieszka troje bohaterów: postrzelona Xiaoju, ironiczny Shiyi i prymus Cheng Lang. W szkole dołączają do nich rezolutna LeTao i najgorszy uczeń BaoBao. Razem przechodzą przez uciążliwości ostatniej klasy liceum, konfrontując się z oczekiwaniami rodziców i nauczycieli i z własnymi ambicjami (lub ich brakiem). To absolutnie cudowna część serialu, zwłaszcza że wzorem koreańskich "Reply" świetnie odtworzone zostały tamte czasy - scenografia, rekwizyty, ubiory, fryzury.
Potem nasi bohaterowie idą na studia i zaczyna się część druga, w której śledzimy ich w ciągu czterech lat nauki, dorywczej pracy i zajęć sportowych, ale przede wszystkim – poznajemy ich problemy sercowe… Dwa ostatnie odcinki pokazują naszych bohaterów po kolejnych kilku latach, kiedy każdy z nich ma już za sobą początek zawodowej kariery.
Drama, zwłaszcza w pierwszej części, wyraźnie nawiązuje do „Reply 1988” atmosferą miejskich zaułków, dynamiką grupy przyjaciół, spleceniem problemów bohaterów i ich rodzin (no i niemal do końca nie wiemy, z którym z chłopaków ostatecznie zwiąże się Xiaoju). Z drugiej strony niektóre pomysły chińskiej dramy ewidentnie wykorzystane zostały w „25 – 21”, można więc powiedzieć, że bilans wyszedł na zero… Co ciekawe, główna bohaterka wygląda i zachowuje się jak skrzyżowanie Hyeri z Kim Tae Ri.
Byłam zaskoczona – bo to chyba pierwsza chińska drama, o której mogę tak powiedzieć - jak bardzo wydała mi się ona prawdziwa, w przedstawieniu świata i emocji młodych ludzi, ich niedojrzałości, ich zmagań ze sobą i z życiem. Dużą rolę odegrali tu aktorzy, a przede wszystkim główni bohaterowie: posiadacz wybitnych kości policzkowych jako Shiyi i Yi Xuan Hu jako Xiaoju.