Książki nie czytałem ale te nieśmieszne żarty i nudna narracja mnie irytowały okropnie
Mnie denerwuje ten jełop co wychodzi i opowiada ten narrator,,,Nietrafiony pomysł.
Podobnie było również w książkach, Lemony Snicket jest narratorem, który czasami wchodzi w słowo bohaterom, serial pod tym względem jest w 100% zgodny z narracją książek.
Ale dla dobra filmu mogli sobie darować.Mnie to wybija z imersjii.Chociaż widze ze niektórym sie podoba:)
Trudno mówić o Serii Niefortunnych Zdarzeń bez Lemony'ego Snicketa jako wyraźnego narratora :) Taka, dla niektórych, smutna prawda. Mnie osobiście, jako wielkiej fance książek, nie razi, a wręcz przeciwnie. Jest tak, jak powinno być.
W pełnometrażowym nie było czegoś takiego narrator chyba nie był fizyczny z tego co pamietam...Tamten film uważam za lepszy od serialu.Był mroczniejszy ten to czysta komedia.
Ten serialik to kicz. Właśnie brakuje klimatu, narrator powinien bardziej przeżywać tą opowieść, a nie zachowywać się jakby "byle do końca szychty". Smucił i nudził, nie wciągał widza w historię. Właśnie w filmie bardzo dobrze to zrealizowano, choć fakt ze to był film, to jednak lepiej opowiedziano historię dzieciaków niż w tym serialu. Klaus przecież był oczytany, to dlaczego pytał siostrę o znaczenie słów w serialu? I w pierwszym odcinku jak Słoneczko kamień obgryzł na wyszlifowanego... W książce takich totalnie absurdów nie ma. Nie mówiąc już o położeniu domu. W brudnym zatłoczonym centrum miasta. Nawet w serialu wspomniano o tym... Ale już wizualnie dom położony w pięknej spokojnej dzielnicy. Dalej błędów nie będę wypisywał. Prawdziwy oczytany człowiek zauważy niedoskonałości, a sama gra aktorska wszystkich postaci w tym serialu jest na -1.
Narrator jest smutny, ale nie przeżywa mocno tej opowieści, bo dla niego to wydarzenia to przeszłość, którą badał lata temu, więc emocje ostygły.
Nie przypominam sobie, żeby Klaus pytał siostrę o jakieś słowa, ale to że jest oczytany, nie znaczy że zna wszystkie słowa. W książkach też często się pytał lub sprawdzał znaczenie wielu słów, bo o to chodzi w tej postaci, że jest żądny wiedzy.
Nie wiem w sumie o którym domu piszesz (Olafa?), ani czy oszlifowanie kamienia zębami jest bardziej absurdalne niż wspinanie się zębami po szybie windy, ale serial i tak świetnie nawiązuje do książek i wykorzystuje masę szczegółów z nich. Pod względem wierności względem materiału źródłowego serial jest znacznie lepszy od filmu.
Ludzie zapominają że ten cykl książek czytany z perspektywy osoby dorosłej wpada pod kategorię groteski.
Komiczne zachowania postaci i stoicyzm narratora celowo kontrastują z tragizmem wydarzeń. Trudno tutaj winić twórców serialu o bycie wiernym oryginalnemu dziełu. Serial może się nie podobać jeśli ktoś nie lubi takiego gatunku, nie widzę jednak powodu by obniżać ocenę ze względu na cechy które charakteryzują taką kategorię estetyczną. Trudno winić komedię o elementy humorystyczne a dramat o powagę. Tak samo nie widzę podstaw by dziwić się występowaniu absurdu w grotesce.
OK, to tyle. Nakręcam się bo to pierwsza seria jaką czytałam w dzieciństwie ;-)
Bo ja wiem, czy mroczniejszy. Nie było tylu żartów, to fakt, ale cieplejsza paleta kolorów, zakończenie sugerujące szczęśliwą przyszłość sierot i to, że Olaf nawet nie jest poszukiwanym przestępcą (co obniża napięcie między nim a dziećmi), sprawiało w sumie, że nie bardzo czułem ten mrok. Serialowy humor świetnie kontrastuje ze złem, które dotyka dzieci (często dosłownie), co jeszcze je potęguje.