Uwazam ze były najlepszą parą uwielbiałam ich i uwielbiam do tej pory, one miały chemie między
sobą, i moze bład a może nie, ale te kobiety były w sobie zakochane hm no bo nikt mi nie wmówi ze
to było na potrzeby serialu xD
Też tak uważam :D Jest parę filmików na youtube gdzie np. Jennifer Beals płacze dziękując Laurel Holloman za te wszystkie lata spędzone razem albo jest "cast reunion" gdzie Jennifer i Laurel wyraźnie unikają kontaktu wzrokowego i bardzo widać tę chemię między nimi. Uwielbiam tę dwójkę i serce mi pęka, bo obejrzałam wszystkie sezony w 3 tygodnie i nie wiem co ze sobą teraz zrobić :(
Sięgnij po inny serial, jest ich tak wiele np. w "Orange is the new Black" jest też niezła para! i także chemiczna :) Do TLW wraca się z przyjemnością, jest ponadczasowy.
OITNB już obejrzałam :) już nie mogę się doczekać 3 sezon, którego premiera jest 12 czerwca :D
Pewnie w miarę nowsze masz obejrzane, może więc brytyjski "Bad Girls", też więzienne klimaty, ale nie w komediowym wydaniu. Szczególnie 3 pierwsze sezony z Nikki i Helen http://www.filmweb.pl/serial/Bad+Girls-1999-159295
Chociaż kiedyś uważałam, że pierwsze 3 sezony są najlepsze w TLW, a najciekawiej poprowadzoną historią jest ta z udziałem Jenny i Mariny, to po zakończeniu oglądania całości doszłam do wniosku, że bezapelacyjnie para : Tina i Bette stały się ozdobą piątego sezonu i całej serii, i pokonały Jenny i Marinę.
Mistrzostwem dla mnie był pomysł i wykonanie sceny w She Bar, mogę ją oglądać bez końca i na przestrzeni lat jeszcze mi się nie znudziła. Czuję w niej chyba wszystko to, co mogły wtedy czuć zarówno Bette, jak i Tina. Jest niesamowicie plastyczna i piękna emocjonalnie. Nie jest długa, a zawiera w sobie tak wiele niuansów, które prześlicznie ze sobą współgrają pokazując, jak głębokim uczuciem darzą się w dalszym ciągu byłe partnerki, jak dobrze się rozumieją, jak tęsknią za sobą. W scenie pocałunku jest nawet genialnie zagrany przez Jennifer Beals szloch, mówiący tak wiele o tym, jak żałuje, że wszystko kiedyś zniszczyła i jak żałuje tego, że teraz niszy kolejny związek - z Jodie, ale siła która pcha ją w kierunku Tiny sprawia, że jest wobec niej bezradna. Jest bezradna wobec miłości. To Tina jest, była i zawsze będzie miłością jej życia.
Myślę, że obie aktorki dały wielki pokaz swojego kunsztu aktorskiego, a to że przez te 6 lat zżyły się ze sobą, urodziły w międzyczasie dzieci więc miały też wspólne tematy po pracy:), to z pewnością mogło je bardzo do siebie zbliżyć. Hormony po ciąży mogły sobie pójść w inną stronę, ale nie ma co dywagować, nawet jeśli się osobiście zetknęło z taką "nagłą zmianą orientacji" . Nie znam ich, nie śmiem nawet snuć wywodów, że mogły mieć romans, jakoś nie pasuje mi to do profesjonalizmu. Łzy Jennifer Beals w wywiadzie w Blackpool raczej świadczą o tym, że żal jej, że to się wszystko już skończyło i każdy się rozjechał w swoją stronę, że nie podziękowała Laurel, że było jej dane grać przez taki szmat czasu w towarzystwie kobiety, aktorki i przyjaciółki, z którą się czuła bardzo komfortowo i była z tego powodu szczęśliwa.
Jeśli ktoś czytał wywiady, to wie, że z tym komfortem grania bywa różnie i stąd wiele scenicznych par nie ma tego czegoś, co widać było w przypadku Holloman i Beals. Jennifer mówiła np. o tym, że trudno jej się grało z aktorką odtwarzającą rolę pani stolarz (tą, z którą zdradzała Tinę).
Wszystko czego nie można oficjalnie zweryfikować, to są najzwyklejsze plotki, szczególnie pełno ich na Youtube. Te aktorki, to są wspaniałe, utalentowane (nie tylko aktorsko) osobowości i nawet jeśli między nimi coś się poza planem wydarzyło, to wiedzą to tylko one. Szmat czasu minął od końca zdjęć, jedna mieszka w Los Angeles i także gdzieś w Kanadzie, a druga większość czasu spędza w Europie. Póki co nie zanosi się na drugą odsłonę serialu, tym bardziej, że Laurel po TLW porzuciła aktorstwo i poświęciła się z sukcesem, malarstwu.
Świetnie to ujęłaś :) czytałam w wywiadzie, że płacz w scenie z Shebar nie był zaplanowany, Jennifer powiedziała, że emocje były zbyt silne a Laurel świetnie pokazała jak Tina się zmieniła, że stała się większym oparciem dla Bette. Czytałam również, że Jennifer nie zbyt podobało się to, że musi zdradzić Tinę. Aktorki same mówiły, że była między nimi chemia i sceny intymne nie sprawiały im większego kłopotu. Nigdy nie dowiemy się czy zaszło między nimi coś więcej ale ja się cieszę, że przynajmniej są dobrymi przyjaciółkami i potrafiły tak dużo pokazać i przekazać tyle emocji widzowi na ekranie :)
Jennifer Beals mimo tak zdawałoby się silnego charakteru oraz z racji wykonywanego zawodu wydaje się bardzo krucha emocjonalnie. Prywatnie buddystka, uprawia jogę, medytuje, czynnie uprawia triathlon, jej pasją jest od wielu lat fotografia, i z tego co mówi bardzo często potrzebuje wyciszenia i ogromnej regeneracji po żmudnej i wbrew pozorom ciężkiej pracy, jaką jest aktorstwo. Poza tym ona chyba ma też taką manierę, że gdy grając towarzyszą jej silne , złe czy dobre, emocje to zaraz szklą jej się oczy, taką ją czasem odbierałam właśnie w TLW. Ale do etatowej płaczki, jak nazywa się często Julianne Moore, to jej jeszcze strasznie daleko :). Niewątpliwie zagrać wyśmienicie nieudawany płacz, wpleciony harmonijnie w namiętność pocałunków i oddać tym samym cały wachlarz towarzyszących tej scenie wewnętrznych stanów emocjonalnych, to jest ogromna sztuka.
5 lat temu Beals wydała album z 400 zdjęciami ze swojej sześcioletniej przygody z serialem (dokumentuje tak od lat wszystkie produkcje z jej udziałem). Niektórzy żałują, że tak mało w nim zdjęć wspólnie z Laurel Holloman. ALe to trochę skomplikowane być na zdjęciu i robić je (chociaż i takie tam są). Jest między innymi z Qentinem Tarantino, z którym Jennifer się przyjaźni, zagrała u niego w "Czterech pokojach". U Tarantino grała też Pam Grier (czyli serialowa Kit Porter) tytułową rolę w "Jackie Brown", w którym wprost uwielbiam rolę De Niro:)).
Prywatnie Jennifer przyjażni się też z Marlee Matlin (serialową Jodie) ale mimo tej przyjaźni nie stworzyły razem tak chemicznej pary, jak z Laurel Holloman. Myślę, że może jest w tym ogromna zasługa nieprzeciętnej osobowości Laurel. Nie da się też nie zuważyć, że w porównaniu do początku serialu Laurel bardzo wypiękniała, ona dosłownie - rozkwitła.
A wracając jeszcze na chwilę do Marlee Matlin, to jeśli ktoś nie widział, bardzo polecam dość wiekowy, ale dla mnie piękny film z jej udziałem, za który otrzymała Oscara i Złoty Glob -"Dzieci groszego Boga" z Williamem Hurtem.
TLW jest moim zdaniem dlatego serialem wyjątkowym, ponieważ dbając o widza, zadbano o świetną obsadę i każdy z nas może wśród tych wspaniałych par aktorskich wybrać sobie te, które wzbudziły w nim największą sympatię czy też rozpaliły ogromne emocje :)
Zachodzę w głowę, jak odkopałaś ten archaiczny wątek w tym gąszczu? :) Z przyjemnością odświeżyłam sobie to, co tu kiedyś napisałam. Może jeszcze gdzieś trafisz na moje słowa i też się będzie je miło czytało :))
przejrzałam Twojego bloga , jest świetny , to co piszesz czyta się jednym tchem , robisz świetną robotę , a co odkopywania wątku na temat TLW to moim hobby jest czytanie komentarzy na temat filmów czy seriali które mnie interesują , można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy , jestem wielką fanką TLW i chyba juz nigdy nie przestaną nią być , a więc wyszukuje wszystko co możliwe na ten temat , mieszkam w niemieckojęzycznym kraju i słabo znam angielski a wszystko co bardzo ciekawe na temat tego serialu znajduje właśnie w języku ang , czego bardzo żałuje . Pozdrawiam ciepło :)
I się wyjaśniło! :)
Także lubię wiedzieć więcej niż to co zostało pokazane w filmie, jeśli jest to obraz, który mnie w pewien sposób poruszył. Często jego otoczka: kulisy powstawania, losy postaci, wywiady z realizatorami, różne prawdy, półprawdy, plotki...wycięte sceny! to wszystko bywa zaskakująco ciekawe dla niejednego "detektywa filmowego". Taki film żyje sobie we mnie zupełnie innym życiem.
Kiedyś oglądałam dużo niemieckich filmów, bez znajomości języka i szukałam na angielskojęzycznych forach strzępków dialogów, jakichkolwiek informacji, które rozjaśniły by mi to, co widziałam. Ciężko się tak filmy ogląda. ALe mnie to nie zrażało. W końcu z czasem pojawiały się w sieci napisy angielskie i wyjaśniały praktycznie wszystko. Nieraz można się było rozczarować :)
Bywają też takie filmy, jak choćby moja ukochana "Rumba" w którym znajomość języka nie jest właściwie wymagana.
Dziękuję za miłe słowa i życzę wielu ciekawych komentarzy :)