PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=101037}

Queer as Folk

2000 - 2005
7,9 6,9 tys. ocen
7,9 10 1 6853
8,5 4 krytyków
Queer as Folk
powrót do forum serialu Queer as Folk

Zakończenie

ocenił(a) serial na 10

Co sądzicie o zakończeniu serialu ? Bo mnie strasznie zawiodło. Miałem ogromną nadzieję, że w końcu Justin i Brian się pobiorą i będą razem, bo przecież tak powinno wyglądać każde szczęśliwe zakończenie. Natomiast tutaj było całkowicie inaczej, zakończenie mnie zasmuciło i przybiło. Nie dość, że odwołali ślub, to Justin zostawił Briana i wyjechał do Nowego Jorku. Widocznie nie dostatecznie go kochał, bo ja nigdy bym ukochanego faceta nie zostawił.

ocenił(a) serial na 10
B_S_

Ja muszę się przyznać,że strasznie bałam się zakończenia filmu...sama nie wiedziałam czego chcę...ale uważam ,ze zakończenie dopełnia całości. Justin miał rację, ten Brian po zaręczynach nie był już tym Brianem którego pokochał i z którym był tyle lat. To, że Justin wyjechał nie oznacza końca...:)
Wiem,że jutro zacznę oglądać od nowa....

ocenił(a) serial na 8
marlena28l

Ja też tak miałam, wytrzymałam 3 dni bez serialu.... żałosne wiem:-)
a teraz jak mam zły dzień oglądam ulubione odcinki....

ocenił(a) serial na 8
jolkafw

Serial jeden z lepszych jakie obejrzałam, każdy odcinek miał coś w sobie:)zakończenie smutne i szczerze mówiąc moja romantyczna dusza oczekiwała happy endu ale ... chyba najlepsze jakie mogło być, bo historia ze ślubem jakoś mi do nich nie pasowała . A patrząc na całość związku Briana i Justina można oczekiwać, że na pewno jeszcze się spotkają i ich burzliwe losy mogą mieć zupełnie inne zakończenie:).a serial oglądam już drugi raz:)

B_S_

Dzisiaj obejrzałam ostatni odcinek. Normalnie lubie takie zakończenia bo nie są przesłodzoną bajeczką. Jednak po tym co Justin przezył i jak traktował go Brian itd mimo wszystko uważam że w tym wypadku spierdzielili końcówkę. Nie do końca jestem przekonana czy Brian został Brianem takim z początku serialu zwłaszcza że wyglądało na to że naprawdę Brian coś zrozumiał i przyznał się przed samym sobą że kocha Justina i chce żeby on był szczęśliwy. Z drugiej strony nie może się zamknąć w domu. Zgadzam się z opinią że patrząc na całość serialu i losów B&J jestem przekonana że ta miłość nie zginie i że wrócą do siebie. Może Brian sie przeprowadzi a może Justin wróci. Ale do końca nie jestem przekonana czy dobrze żeby nakręcili wersje kinową czy 6 sezon ( co jest już praktycznie nie możliwe chociaż kto wie) bo mogli by schrzanić cały obraz serialu. Często sie tak zdarzało. Końcówka jest otwarta i jeżeli mieli by to potem schrzanić to wole żeby już taka była. Głupio się przyznać ale się przejęłam losami tych bohaterów i naprawdę mam nadzieję że ( nawet jeżeli to tylko "głupi" serial) to po tych ich wszystkich walkach wrócą do siebie wezmą ślub i się zestarzeją. Nawet jeżeli są to spekulacje z mojej strony
Pozdrawiam :)

ocenił(a) serial na 8
B_S_

W sumie to jak się zastanowiłam to lepszego zakończenia nie mogło być, pomimo tego iż sama jestem wielką fanką Briana i Justina - po prostu myślę, ze to ich małżenstwo i zycie w monogamii by po jakims czasie zniszczyło ich związek. Myślę, że to co skłoniło Briana do oświadczyn to był zwykły strach, iż może stracić ukochaną osobę, tak jak przedtem prawie stracił Michael'a po wybuchu w Babilonie. Gdyby nie doszło do wypadku prawdopodobnie Brian nadal był tym kim jest - taka moja teza ;). Swoją drogą to JUSTIN cały czas chciał by Brian był facetem, który go kocha i był tylko dla niego - gdy widział, że tak nigdy nie będzie, zostawiał go. A teraz jak się Brian zmienił w dobrego i lojalnego 'męża', Justin nagle sobie uświadomił że jednak chce by pozostał tym kim jest i znowu go opuszcza. Trochę to popaprane i bez sensu. No nic, i tak wiem że teraz będę oglądać znowu po raz setny ten wspaniały serial... Ech marzy mi się, by zrobili szósty sezon, chociaż wiem że to się nigdy nie stanie, niestety :<

ocenił(a) serial na 9
mleko_w_proszku

Jestem po intensywnym tygodniu z QaF. Pierwszy odcinek zobaczyłem z pewną rezerwą. Słyszałem że serial jest dobry, ale tylko tyle. Oczywiście wiedziałem jakich tematów serial dotknie, ale sposobu ich przedstawienia już się nie spodziewałem. Wszystko baaardzo obrazowe, bezkompromisowo ukazane. Nie powiem ta bezkompromisowość na początku nieco mnie odrzucała. Do czasu. Pod koniec piątej serii wszystko wydawało mi się tak naturalne i tak zwyczajne że sam się sobie dziwię. A więc, choć myślałem że to już nie możliwe ten serial poszerzył moje horyzonty. Powiem nawet więcej, myślę że będzie mi troszkę serialowych bohaterów brakowało.

Zakończenie serialu nie przypadło mi do gustu w ogóle. Z jednej strony niby całkiem rozsądne bez żadnych uniesień, ale... brak scenariuszowi spójności pod sam koniec. Nie wspomnę że przez cały serial twórcy wyraźnie sugerują że w zasadzie to Brian i Mike powinni być razem. Tak naprawdę ich relacjom daleko jest do typowych braterskich uczuć. Nie podoba mi się także zachowanie Justina na samym końcu, kiedy w końcu dostaje to co chcę zwija żagle i obiera zupełnie inny kurs. What the fu&k? Czyli z jednej strony chciał romantycznego Briana a kiedy go dostaje krzyczy że ma być inny?! Oczywiście można to jakoś tam tłumaczyć, ale tak naprawdę to zakończenie jest porażką. Podobnie jak wyjazd Liz i Mel. Po jakiego kija?

Podsumowując: serial mega, na serio dobry, ale zakończenie pozostawia ogromny niedosyt. Przynajmniej mi. Pozdrawiam fanów!

ocenił(a) serial na 10
B_S_

QaF skończyłam oglądac jakieś 30 min temu i jeszcze jestem wszoku ;) Coż serial mega. Obejżałam go taśmowo chyba w 2 tygodnie. Trochę głupio się przyznac bo to tylko serial, ale strasznie mnie pochłoną i zamiast grzecznie się uczyc i odrabac lekcje oglądałam odcinek za odcinkiem przez co bardzo się wciągnęłam i zaangażowałam... Co do zakończenia: nie miałam pojęcia, że aż taka ze mnie romantyczka, ale ryczałam jak bóbr i ciągle jestem przygnębiona. Od początku bardzo kibicowałam J&B i miałam nadzieję, że jednak będą razem. Oczywiście ślub i tekst Briana podczas oglądania domu:"This is for my prince" był lekkim przegięciem. Liczyłam na taki specyficzny rodzaj związku, jaki tylko oni potrafili stworzyc, szczególnie kiedy Brian uświadomił sobie, że miłośc wcale nie musi tak bardzo ograniczac jego wolności. W sumie jeszcze nie wiem jak interpretowac zakończenie, ale dla mnie oni chyba nie będą już razem. Dla Justina był to etap dorastania i pierwsza miłosc. Teraz poleciał do NY i zaczyna wszystko od nowa. Za to na prawdę szkoda mi Briana bo został bez syna i chyba miłosci swojego życia. Chociaż w sumie kto wie... było chyba coś mówione, że nie sprzedał obrączek i "it's only time". Nie lubię przesłodzonych happy endów, ale akurat w tym przypadku chciałabym, żeby scenarzyci zaznaczyli, że jednak będą razem. Coś czuję, że będę za chłopakami tęknic( szczególnie za Emmettem)

Spinella

Ostatni odcinek obejrzałam tylko raz i więcej tego nie zrobię. Zakończenie tego serialu przypłaciłam niemalże rozstrojem nerwowym. Jak dla mnie-to nie tak miało być tyle. Pal licho ślub-to mi nie pasowało do Briana mimo jego całej miłości do Justina. Ale wyjazd Słoneczka do NY? WTF? Ich ostatnia noc, to jak Brian tulił Justina-wyłam nad klawiaturą. A potem wyłam gdy patrzyłam na samotnego Briana...ale gdy nieco ochłonęłam stwierdziłam-wrócą do siebie. Muszą wrócić.

Malenssstwo

Własnie zakończyłem oglądanie. Końcówka nieco mnie rozczarowała, moim zdaniem nie powinna się nawet pojawić opcja ślubu, wszystko to popsuło, cały ich dotychczasowy układ. Serial dla mnie rewelacja. Strasznie podobała mi się zmiana podejścia do tego zwiazku Briana i Justina. Na początku to Justin skakał wokół niego, wyznawał miłość, szalał a Brian mając tego świadomość nie rzadko go ranił i olewał. A 5 sezon zamiana ról! ;) Brian zaczyna się starać, coraz bardziej mu zależy i widać, że chce się zaangażować a wtedy Justin łapie dystans. Strasznie mi się to podobało. Pokazało to jak miłość potrafi zmienić człowieka i to, że nie zawsze prowadzi to do szczęśliwego zakończenia. LICZĘ NA KONTYNUACJĘ! ;)

ocenił(a) serial na 9
B_S_

Kiedy oglądałam serial po raz pierwszy rzeczywiście wydawało mi się to zakończenie złe i nieodpowiednie, ale potem jak obejrzałam całość drugi raz stwierdziłam, że jest idealne. Wszystkie sceny są wystudiowane. cała idea odcinka od tytułu "We will survive!" po rozmowę w Kinnetick "I't's all about sex, and it always will be". teraz skończyłam ostatni sezon z tym rodzajem uśmiechu na twarzy z którym kończy się ulubione książki i filmy i cały dzień się potem siedzi i zastanawia co ja teraz mam zrobić ze swoim życiem, mój ukochany przyjaciel mnie opuścił.

ocenił(a) serial na 10
B_S_

ja po ostatnim odcinku nie mogłam ogarnąć tego zakończenia, ścisk z żalu w brzuchu tak dał mi sie we znaki, że nie mogłam spąc tylko myślałam dlaczego takie zakończenie, takie miałam uczucia jak oglądnełam serial pierwszy raz więc oglądnełam drugi i trzeci raz cały serial chciałam sprawdzic czy nadal tak to przezyję jak za pierwszym razem, niestety odczucia byly takie same jak za pierwszym razem , więc na pewno ogladne go czwarty raz

madziara901

Zakończenie. Jakie zakończenie? Stek bzdur, zaprzeczający praktycznie całej idei serialu.
Pierwsze od czego trzeba zacząć, serial nie poszedł w ślady pierwowzoru. Głównego bohatera
nie postanowiono zeswatać z jego najlepszym kumplem, który mnie niemiłosiernie irytował, ale to już
inna historia. Dlatego nie oszukujmy się - większość ludzi brnęła przez te 5 sezonów, żeby w końcu
dowiedzieć się, czy Brian i Justin w końcu zdecydują się na coś poważniejszego lub chociażby, czy
Brian wyzna swoje uczucia Justinowi. Uogólniając - Brian i Justin napędzali całą historię.
Seksowny, niedostępny mężczyzna i młodziak próbujący "skraść" jego serce. (Nie chodzi mi o to,
że serial skupiał się tylko na tym, bo pokazał mi wiele wzruszających i wartościowych momentów,
ale mniej więcej między 4-5 sezonem, wszystko zaczęło schodzić na zupełnie inny tor, tor bzdur.)
Miliony lasek (panów pewnie też, choć w mniejszym stopniu), w tym ja,
nie ukrywają tego i otwarcie się przyznają, że historia Brian'a i Justin'a interesowała ich najbardziej.
Niektórzy powiadają, że Queer as Folk pokazuje, że życie to nie sielanka, a zakończenie
idealnie to pokazało. Dla mnie chyba brak budżetu byłby lepszym wytłumaczeniem "zakończenia"
niż uznanie go za arcydzieło.
Dlaczego? Bo życie innych to była sielanka.
Michael chciał stabilności i miłości i jak grom z jasnego nieba, pokazał się Ben.
Tak, Michael i Ben, szczęśliwa rodzinka, która od zawsze mi zwisała.
Para lesbijek, które po zdradach i kłótniach postanawiają, nadal razem, wyprowadzić się z rodzinnego miasteczka.
Ted i Blake, happy end. Emmet może i nie załapał się na zdjęciu rodzinki, oprawionym w ramkę, ale nie wyszedł
na tym najgorzej. Więc dlaczego Brian i Justin? Pozwolę sobie rozwiać wszelkie wątpliwości w dalszej części.
Paradoksalnie, uważam, że i tak nie spieprzyli tego aż tak jak mogli, ale tego nie zawdzięczamy
scenarzystą, tylko utalentowanym aktorom. Koniec jest, po prostu, jest. I nic poza tym.
Nie jest najgorszy, ale nie jest średni.
Opinie są podzielone, 1/2 romantyczek uważa, że to idealny koniec, ponieważ samemu można sobie dopowiedzieć
dalsze losy bohaterów podczas, gdy druga połowa obwinia wszystkich za to, że Brian i Justin nie wzięli ślubu.

To na co chcę zwrócić uwagę, to fakt, iż scenarzyści pokazali zupełny brak profesjonalizmu z ich strony.
Nie wiem o co dokładnie poszło, ale aktor grający Justin'a, nie zgadzał się zupełnie z pomysłem narzuconym mu
przez scenarzystów, którzy po pewnym czasie nie chcieli, żeby ta dwójka była razem. Dlaczego tak twierdzę?
Może dlatego, że genialny wątek, który można było wykorzystać na wiele sposobów, został totalnie zmarnowany
przez kłamstwa i kłótnie, które nie powinny mieć jakiegokolwiek wpływu na IDEE serialu, bo został zastąpiony
sielanką życia pary lesb i niewinnego Mike'iego, którzy mieli więcej czasu na ekranie niż główny powód przyciągania
publiczności, wmawiając nam, że ich życie to nie sielanka, bo podali na tacy jakieś idiotyczne wątki polityczne
i dzieciaka.
(Mam na myśli te w sezonie 4-5)
W moim przekonaniu utwierdzają mnie wywiady z minionych lat oraz te nowsze.
Na początku scenarzyści wytłumaczyli zakończenie w taki sposób: Brian i Justin NIE BYLI w stanie przetrwać
razem, bo obaj chcieli czegoś innego. To prawda, ale dlatego byli nietuzinkowi. Dlatego zawsze wracali do siebie,
dlatego Justin nigdy nie mógł dać sobie spokoju z Brianem. Nawet z Ethanem nie był w pełni szczęśliwy.
Brian nauczył się kochać w romantycznym znaczeniu tego słowa.
Ale drodzy scenarzyści zapomnieli, że
on nauczył się kochać JUSTIN'A, a nie innych, w romantycznym znaczeniu. Innych już od zawsze kochał, ale nie w taki
sposób i było to od zawsze pokazywane, już w pierwszych odcinkach! A miłość Briana do Justin'a była większym wysiłkiem, biorąc
pod uwagę styl życia Brian'a, dlatego ludzie pomimo, że widzieli, że oni mają się ku sobie, chcieli, żeby oni sobie ułożyli razem życie.
Co za bzdura, to po co ta cała maskarada? Widzieliście w ogóle momenty między Justinem, a Brianem w
1-3 sezonie? Wszystko potem traciło magię. Nie dałam się nabrać na to wesele, od razu wiedziałam, że nie tak to się
skończy, aczkolwiek skończyć mogłoby się w podobny sposób. Jedną z metafor był bukiet złapany przez Brian'a
"podczas" ślubu Lin/Mel. Więc co poszło nie tak? Scenarzyści nie umieli zachować profesjonalizmu i
z całym szacunkiem, ale zepsuli postać Justin'a, a Brian'a cofnęli w czasie, z tym faktem, że
teraz ma jeszcze mniej niż wcześniej. Co, "best friend", który miał go na końcu tak naprawdę w dupie i gdyby
nie Ben, to by nawet się nie pofatygował? Brak syna, którego również bardzo pokochał,
brak przyjaciółki, brak miłości życia (chociaż to można inaczej zinterpretować) i on niby jest szczęśliwy,
bo ma swój klubik znowu? Aha. Chyba bardziej się cieszył z tego, że jego miłość może się realizować niż z tego, że
dostał kopa w dupe.
No prosze was. Nie będę tu głosić jak aktor grający Justin'a został
zhańbiony, jak ktoś chce to niech sobie po angielsku wystuka. Nie dziwię się ten aktor, że ma takie zdanie o Justinie,
bo po prostu zepsuli go. "Albo grasz po naszemu, albo wypad" - logika scenarzystów :) Skąd ich niechęć do
Justina i Briana? Zwykła zazdrość, brak profesjonalizmu i dojrzałości, która wiąże się z tym zawodem.
Brian nauczył się kochać,
On tak bardzo bał się go stracić, że udawał dla niego kogoś kim nie jest, a Justinowi z sezonów
1-3 wystarczyłoby tylko to "Kocham cię, wiec zostań. Kocham cię, wiec nieważne przez co będziemy musieli przejść,
jakoś dojdziemy do porozumienia." A kochani scenarzyści nagle na przekór wszystkiemu, chcieli zrobić z Justina
drugiego Mike'a i dobrze wiemy, ze Mike i Brian nigdy nie mieli szansy zaistnieć.
"Obrączki, małżeństwo, to nie jest nam potrzebne." Justin sam tak powiedział.
Z tym swoim uśmiechem. Zawsze do siebie wracali.
To coś więcej niż małżeństwo, jakiś związek. Kochają się tak bardzo, że nie chcą wyrzeczeń wobec siebie,
wiec najgorszym błędem zakończenia było "nigdy więcej, to tylko czas", "wrócę" i ostatnia scena w Babilonie.
Nie wierzę, że to był tylko etap w ich życiu, pierwsza miłość. Justin kochał również Ethan'a, dostał to, czego
chciał i dlaczego nie był szczęśliwy? Odpowiedź jest prosta, Ethan to nie Brian.

Najbardziej rozbawia mnie ostatni wywiad. "Oczywiście, że Brian i Justin się widywali po zakończeniu!
Przecież to tylko godzina lotem." Może minęło tyle czasu i w końcu ogarnęli, ale to co zrobili nie miało sensu,
nie wiem ;) Ale spójrzcie na ich opinie kiedyś. Jak drastycznym zmianom uległa.
Więc brawa dla aktorów, bo ostatnia scena miedzy nimi była odegrana perfekcyjnie, a scenarzyści i tak nie dostali
do końca tego czego chcieli, bo nie mogli tak po prostu zniszczyć tego, do czego dążono od samego początku,
czegoś co przyciągnęło tyle osób.


Ogólnie bardzo dobra produkcja do połowy 2 sezonu. Daje 8/10 za świetną robotę aktorów i historie, która
mogła naprawdę stworzyć coś nowego, co nie byłoby typowym romansidłem nawet
jakby pokazano nam happy end. W sumie i tak stworzyła, dzięki
kadrze aktorskiej. :))

B_S_

Kocham to zakończenie, dlatego właśnie że nie ma typowego, słodkiego happy endu i żyli długo i szczęśliwie.

ocenił(a) serial na 8
B_S_

Biorąc pod uwagę fakt, że obaj dotrzymują umów, zakończenie takie jakie jest, jest najlepsze dla nich obu, bo ani jeden ani drugi na dłuższą metę, na tym etapie życia umowy by nie dotrzymał i złamało by to życie im obu. Nie ma tez mowy, żeby Brian mógł przeprowadzić się na stałe do NY i rozpocząć tam swoja karierę od nowa, bo kim niby miałby niby tam być w porównaniu z pozycją jaką ma w Pittsburghu?

Justin z kolei jest za młody i zbyt obiecujący żeby zakopać się w rodzinnym życiu na wsi. Obj natomiast są na tyle silni i dostatecznie zakochani, żeby poradzić sobie z rozstaniem na parę lat, po których - wierzę w to - czeka ich wspólne życie razem, już bez rozstań.

Za to, bardzo źle odebrałam reakcję "przyjaciół" na postępujące zmiany zachodzące u Briana, którzy to ludzie sami dojrzewając z czasem do relacji odrobinę wyższych niż seksualne, chcą widzieć go ciągle takim samym, a przy okazji co i rusz rzucając mu w twarz pogardliwe określenia typu Piotruś Pan. Za każdym razem, kiedy robił coś dobrego kwitowali go krótkim: "no w końcu", "no chociaż raz"... To ile do cholery razy trzeba zrobić coś dobrego żeby otoczenie zauważyło, że nie robi się tego po raz pierwszy? Kogo z nich tak naprawdę Brian obchodził jako człowiek a nie jako seksualny drapieżnik, przywódca stada czy ikona seksu? Łatwo dać komuś wsparcie finansowe ale o wiele trudniej popchnąć go w realne zmiany moralne, które przecież muszą nadejść bo każdy z nas w końcu musi się zmierzyć z odchodzącą młodością, realiami ekonomicznymi czy politycznymi, z paskudnymi relacjami rodzinnymi, z nowotworem, z syfilisem, narkotykami i cholera wie czym tam jeszcze, co człowieka wyniszcza i zabiera na dno. No i od tego jak nam pójdzie taka konfrontacja zależeć będzie nasza przyszłość czyli dno albo powierzchnia.

Osobą, która z całą pewnością, pomimo wszystko i bez względu na wszystko, widzi w Brianie wartościowego i silnego pomimo swoich słabości człowieka jest Lindsay i wierzę że taką osobą staje się i Justin. Michael sprawdził się jak przyjaciel z dzieciństwa czyli ten przyjaciel "do tańca" ale już co do przyjaźni "do różańca", to jednak bardzo mu daleko. Dla niego wygodniej byłoby, żeby Brian się stoczył bo nareszcie miałby nad nim przewagę. Zazdrość o Briana wylewała się z Michaela przez cały serial i nie widzę żadnego sygnału, żeby nagle to uczucie zmieniło się na wspierające. Zwłaszcza ze Michael ma już inne priorytety i chwała mu za nie.

Nie sadzę że Brian odbuduje Babilon, bo tak jak zauważył - nikt nie będzie chciał tańczyć na grobach a poza tym, dobrze wie że jego czas w tym klubie już minął a lepiej aby wybrańcy bogów umierali młodo i pozostali w legendach. Już wygrywając zakład z nowym kogutem ale nie odbierając swojej nagrody - bardzo mądrze utrzymał pozycję i może odejść na tarczy, oddając pole młodemu bez upokarzającej porażki.

Dzielnica się wyludnia, wiatr polityki się zmienia... czas zamienić zabawki na inne w miarę jak zmieniają się priorytety. Tymczasem są inne sposoby uwodzenia tak jak są inne sposoby upominania się o społeczność do której się przynależy a Brian to wie bo jest dobry w swoim fachu.

A związek? Otóż wierzę , że Brian dojrzał do okazywania czułości, której tak bardzo potrzebował Justin, bo było to widać w ich ostatnich wspólnych scenach, kiedy ta czułość idealnie współgrała z pożądaniem. Ich wreszcie nazwane, wzajemne uczucie wkroczyło na nowy level na którym, budując przyszłość dla siebie będą budowali ją również jeden dla drugiego. Wierzę, że Justin nie zostawi Briana bo jak już zdobędzie ugruntowaną pozycje i pieniądze, to malować będzie mógł wszędzie, zwłaszcza w pięknym domu z kimś kogo mocno i z wzajemnością kocha. W ich ostatniej wspólnej scenie, zanim poszli do łóżka, Brian nie zawahał się w końcu po Justina sięgnąć nie tak jak ktoś, kto drugą osobę od siebie uwalnia i się z nią na zawsze żegna, ale tak, jak się sięga po ukochanego partnera, który nas całkowicie i z wzajemnością akceptuje. Jprdl.. nigdy nie przestane dostatecznie uwielbiać tego serialu.