Na wstępie - bardzo lubię serię "Poirot" (głównie za Sucheta, klimat, detale, angielski akcent, scenografię) lubię też książki Christie.
Moim zdaniem z zmasakrowano "Rendez-vous ze śiercią"! Tragedia.... Zmieniono właściwie wszystko, włącznie UWAGA SPOILER!!! z osobą mordercy, motywami, wykonaniem zbrodni (co to niby miało być?!). Całą historię z dziećmi, ich rodzicami, osobami postronnymi wymyślono od podstaw, za nic mając pomysły Christie, poza imionami i nazwiskami. Wymyślono jakieś kuriozalne postaci : niania-sadystka, zakonnica Agnieszka (!), wątki (handel żywym towarem, maltretowanie dzieci, oszustwa finansowe, itp.) Pozmieniano wątki np. pana Code, głównej matrony (w filmie była bizneswoman!), "ożył" mąż denatki, itd.
Słowem : MASAKRA!
Tym , którzy czytali książkę - odradzam.
A już myślałam, że w "Porze przypływów" i "Kartach na stół" scenarzyści przegięli z radosną twórczością własną, ale w "Rendez-vous..." pobili samych siebie.
Całkowicie się z Tobą zgadzam! Akurat tak się zdarzyło, że trzy dni przed tym jak trafiłam na ten film na canal+ przeczytałam książkę (ostatni raz miałam ją w rękach jakieś 4 lata temu). Bardzo podoba mi się intryga opisana przez autorkę, a tutaj takie dno. Już na początku się zdziwiłam, że zamordowana ma męża, skoro w książce jest wdową. Myślałam, że dalej będzie normalnie, a wszystko zostało zmienione... Jest to zdecydowanie najgroszy film na podstawie powieści Christie i aż żal jest go oglądać. Nie potrafię zrozumieć dlaczego twórcy zdecydowali się na takie posunięcie.
Zgadzam się w 100 procentach. "Pora Przypływu" też mi się nie podobała... W
ogóle nie podoba mi się jak zmieniają rozwiązania , np. robiąc z kogoś geja
albo wprowadzając wątek z tajemniczą zakonnicą. Agatha Chrisite ułożyła
wspaniałe fabuł i nie warto ich zmieniać, naprawdę.
Jak to oglądałam to momentami się zastanawiałam czy nie pomyliłam odcinków :P W sumie cały odcinek ratował tylko John Hannah, który bardzo sympatycznie grał... ale poza tym? Masakra. Najbardziej dobiło mnie zakończenie i cały wątek z Agnieszką O,o i Nianią... :P
Za to jeśli chodzi o wierność... "A.B.C." zostało zekranizowane wręcz mistrzowsko z wielką dbałością o szczegóły powieści :)
Jak widać wiele zależy od tego Kto reżyserował dany odcinek...
Rzeczywiście, pod względem wierności książki - leży i mamrocze coś o "jeszcze jednym jabolu na zeszyt..." Jednak pomijając ten cały wątek z zakonnicą (Polak zawsze musi być zdrajcą, huh?) i jeszcze parę innych - podobało mi się. Może dlatego że nie czytałem książki.
Zakonnica Agnieszka wymiata: chyba jedyne co umiała to "Ojcze nasz";-) A na serio, to teraz rozumiem, czemu ten odcinek w ogóle mi nie podszedł. W tych, które oglądałem po lekturze książek, żadna zmiana nie była na lepsze, a czasem wręcz klapa zupełna (dotyczy to jeszcze bardziej serii z Mss Marlpe) Ugejowianie to już standard w tej serii (Karty na stół, Pięć małych świnek, Śmierć na Nilu). Dziwne, że nie przyjęli jeszcze parytetów koloru skóry, tj. w każdym odcinku nie mniej niż 50% kolorowych (do których nic nie mam) - byłoby w sam raz zgodne z nowoczesną polityczną hiperpoprawnością tego kiedyś światłego, dziś wpółzidiociałego społeczeństwa UK.
Podpisuję się obiema rękami: obok "Zabójstwa Rogera Acroyda", "Pory przypływu" i "Morderstwa w Mezopotamii" najgorsza adaptacja powieści - zmiany nie mają sensu, zakończenie jest kiczowate i godzi w osobowość Poirota, którą budują twórcy (jedyne co dobre, to znów pokazali go jako religijnego człowieka, co wykorzystali w ostatnich sezonach), aktorzy też nie zachwycają, wątek z polską zakonnicą - absurd absurdów.
Jedyne co mnie pociesza, to fakt, że ofiarą nie padła dobra książka Agathy (bo powiedzmy sobie szczerze - z książki też nie było żadne arcydzieło).
Co do jaśniejszych punktów: niezła scenografia i bardzo dobra muzyka (fajny pomysł ze wstawieniem lamentu Dydony) oraz David Suchet i Tim Curry dla których wytrzymałem do końca (choć co zabawne, postaci Curry'ego nie ma w książce :D ).
Z całkowitymi zmianami twórcy powinni uważać: o ile zmiany w "Kartach na stół" były ok, a w "Morderstwie w Orient Ekspressie" wypadły wręcz wspaniale, o tyle "Rendez-vous ze śmiercią" dowodzi, że jeśli chcemy wprowadzić zmiany, to muszą mieć one sens.
Ode mnie 4/10 i niechlubny tytuł najgorszej adaptacji wśród powieści.
PS - co do "gejowizny" to zgadzam się (zwłaszcza w przypadku serii z Panną Marple), chociaż w "5 małych świnkach" ta zmiana wyszła akurat na dobre (w książce Blake był zakochany w Caroline, co moim zdaniem było strasznie słabe i naciągane :) ).
Qurczę właśnie obejrzałam i stwierdziłam, że to najgorszy odcinek z dotychczasowych, które obejrzałam. Reżyser i scenarzysta równo popłynęli z interpretacją książki.
Nie mogę się zgodzić, w "Kartach na stół" zmiany nie były ok, przynajmniej dla mnie. Za bardzo udziwnili ten film: wsadzili tam wątek gejowski, lesbijski, dodali szantaż, zmienili postać morderczyni w jednym z wątków, w dodatku to dość naciągane i kiczowate odnalezienie córki i matki po latach( którego nie ma w książce), w filmie giną i przeżywają inne osoby niż w książce. W dodatku wątek z tymi samobójczymi motywacjami Shaitany też był naciągany i jak dla mnie nieudany.
Natomiast ekranizacje Rogera Ackroyda i Morderstwa w Mezopotamii mnie się akurat podobały, choć za rewelacyjne, najlepsze wersje uważam odcinki: Zerwane zaręczyny,śmierć na Nilu, Samotny dom, 5 małych świnek i Boże Narodzenie. Z tymże wszystkich odcinków nie widziałam.