Odcinając formę od treści, bo fabularnie można mieć tu zarzuty, ale widać, że sceny, które działy się od połowy odcinka, ewidentnie komuś leżały na sercu.
Śmiem twierdzić, że 2 akt stał się melodramatem do kwadratu pokroju Jokera z Phoenixem, gdzie naprawdę przepięknie ograno JJ. Cieszy ta odwaga...