PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10066195}

Ocet jabłkowy

Apple Cider Vinegar
2025
6,5 5,1 tys. ocen
6,5 10 1 5128
6,5 6 krytyków
Ocet jabłkowy
powrót do forum serialu Ocet jabłkowy

Niezwykle rzadko zdarza mi się pisać o filmach i serialach. Ta produkcja dotknęła mnie jednak tak głęboko, że nie mogę się powstrzymać, by nie zachęcić do jej obejrzenia. Jest to historia oparta na faktach opisanych w Wikipedii pod adresem: https://pl.wikipedia.org/wiki/Belle_Gibson . Warto się z nimi zapoznać przed seansem, bo zmieniają perspektywę patrzenia. Przede wszystkim uzmysławiają, że mówimy o realnej historii, a nie fikcji literackiej, a to dobry wstęp do zadawania trudnych pytań.
.
W skrócie. W 2012 roku dwudziestoparolatka sfingowała swoją chorobę nowotworową i zaangażowała setki tysięcy ludzi z całego świata w tworzenie wokół siebie mitu silnej, niezależnie myślącej, pełnej dobrej energii i zaangażowania społecznego osoby. Wzięło w tym udział również kilka wielkich korporacji (w tym znana wszystkim firma z owocem w logotypie). Historia kończy się śledztwem dziennikarskim oraz sądowym, ale jej trzonem jest kilka w moim odczuciu trudno dostrzegalnych związków przyczynowo skutkowych. Nie mówimy tu bowiem o kimś kto budzi się pewnego dnia z pomysłem: zmyślę sobie chorobę, ale o kimś o tak bardzo zdegenerowanym mózgu, że pod wpływem kontaktu z innymi ludźmi i znoszeniem trudów własnej codzienności, stopniowo zostaje zainspirowany do stworzenia wokół siebie wielkiej sieci kłamstw. Jest to długotrwały proces pozbawiony empatii, którego celem jest zwrócenie na siebie uwagi. Taki człowiek w ogóle nie myśli o skali wyrządzanych krzywd, bo gdyby ona do niego dotarła nie byłby w stanie wytrzymać jej ciężaru. Brakuje mu zdolności dostrzeżenia skutków własnych działań w innych ludziach i ten brak empatii jest kluczowym aspektem powstawania tak daleko sięgającej sieci kłamstw.
.
Z każdym kolejnym odcinkiem czułem się tak jakby ktoś zekranizował moje własne życie, zmieniając tylko jeden detal: rozciągając manipulacje ze mnie i mojej rodziny na Internet i globalny, wielki biznes. Efekty pozostały identyczne jednak skala większa, bo skrzywdzonych jest po wielokroć więcej ludzi.
.
Przez ostatnie półtora roku zastanawiałem się jaką konstrukcję umysłu ma człowiek, który okłamuje wszystkich wokół, manipuluje, na każdym kroku usiłuje ich kontrolować i kierować ich postępowaniem, który wreszcie gotów jest zmyślić chorobę nowotworową, opowiadać o skomplikowanym procesie leczenia, udawać objawy, kraść i defraudować, krzywdzić, oszukiwać, zdradzać, wprowadzać w błąd, pozbawiać sprawczości, kraść czas, energię i dobrą wolę, a nawet wmówić ojcu śmierć własnego dziecka. To człowiek, który ponad wszystkim stawia własną potrzebę zwracania na siebie uwagi i nie przebiera w środkach, by ów cel osiągnąć. Ktoś, kto gotów jest okraść własne dzieci z dzieciństwa, byle tylko stworzyć wokół siebie bańkę zainteresowania i troski. To człowiek, dla którego życie innych jest niewiele warte chyba, że są mu przydatni.
.
Najbardziej niezwykłym dla mnie wnioskiem do jakiego doszedłem po obejrzeniu tego serialu jest uznanie, iż istnienie Internetu jest bezpośrednim katalizatorem powstawania historii takich jak moja i Belle Gibson. Wyobraźmy sobie małą miejscowość sprzed ery Internetu. Wyobraźmy sobie kobietę wypatroszoną przez rodziców z empatii, pochodzącą z rodziny tak dysfunkcyjnej, że niezdolnej do wykształcenia elementarnych hamulców umożliwiających niepopełnianie określonych czynów choćby przez wzgląd na ich wątpliwą wartość etyczną, czy moralną. Nie ma ona dostępu do Internetu, więc nie może szukać informacji. Bez studiów medycznych nie ma możliwości odkrycia szczegółów chorób innych ludzi, przebiegu procesów medycznych, skutków i przyczyn wszelkich podejmowanych przez lekarzy akcji. Jest odcięta od wiedzy, a z drugiej strony od źródła inspiracji, bo kiedy w Internecie trafiamy na kogoś kto jest chory na raka, w otoczeniu takiej osoby pojawiają się tysiące słów wsparcia. Bycie chorym z punktu widzenia takiego zdegenerowanego umysłu jawi się więc jako bycie zauważonym, lubianym, bezwzględnie kochanym i wspieranym. To prosta równość. Jeśli ludzie myślą, że jestem chory na raka, traktują mnie inaczej, chcą coś dla mnie zrobić, chcą mi coś dać, chcą dla mnie działać. Każdy z nas tego kiedyś próbował, gdy jako dzieci udawaliśmy, że boli nas brzuch i dzięki temu osiągaliśmy to, czego chcieliśmy. Rodzice pozwalali nam zostać w domu i nie iść do szkoły, przytulali nas, troszczyli się o nas bardziej niż zwykle. Można więc powiedzieć, że umysł takiego człowieka zatrzymał się w rozwoju na etapie bycia kilkuletnim dzieckiem przekładając swoje nieemaptyczne, narcystyczne potrzeby (które dla dzieci są naturalną i właściwą częścią procesu dorastania) na świat dorosłych relacji. I to jest problem, bo tu już nie chodzi tylko o ból brzucha, ale o odbieranie innym ich sprawczości i manipulacje, które nie wyłudzają paru godzin potrzebnych na ugotowanie ciepłego rosołu, ale całe lata życia.
.
Idąc tym tropem można zadać pytanie. Tacy ludzie istnieją nie od dziś, co więc robili kiedyś, gdy nie mogli za pomocą kłamstw skupiać na sobie uwagi mas? Rodziny dysfunkcyjne to nie wymysł współczesnego świata, a składowa ogółu społeczeństwa obecna w nim w mniejszej lub większej skali od zawsze. Robili zatem to samo, co robią dziś, ale w znacznie mniejszej skali. Żyjąc w sowich małych społecznościach również kłamali i oszukiwali, ale skala tych manipulacji nie była tak wielka. Mogli udawać objawy chorób, ale nie mieli szans sięgać po kaliber chorób nowotworowych. Raz, że nie były one tak dobrze znane jak dziś, a dwa brak Internetu sprawiał, że niemal niemożliwe było angażowanie w taką historię osób trzecich bez potwierdzenia diagnoz dokumentami medycznymi. Wydaje mi się, że najpoważniejszymi udawanymi chorobami była niepełnosprawność. Wystarczyło mieć wózek inwalidzki, by móc udawać osobę z niepełnosprawnością, a stąd prosta droga do np. skuteczniejszego żebrania na ulicach. Jednakże wejście z taką osobą w bliską relację niemal natychmiastowo demaskowałoby mistyfikację, więc nie dawało to możliwości budowania skomplikowanej sieci relacji intymnych i rodzinnych. Dawało tylko możliwość wyłudzania pieniędzy i to od przechodniów, a nie wielkich mas ludzkich, czy najbliższej rodziny. Oczywiście zdarzały się wyjątki, ile to razy słyszało się o wyłudzeniu pieniędzy od tego, czy innego członka rodziny na tzw. rzekomą chorobę, ale to wciąż niewielka skala stopnia skomplikowania.
.
To, co stało się w życiu moim i ludzi otaczających Belle Gibson było możliwe właśnie dlatego, że Internet jest taki jaki jest. Stanowi ogromną encyklopedię wiedzy wszelakiej nie tylko w postaci suchych faktów, ale też setek rozmaitych, indywidualnych historii ludzkich, które mogą stanowić źródło inspiracji dla każdego typu chorego umysłu jaki sobie możemy wyobrazić. Dlatego skala współczesnych manipulacji ludzi pozbawionych empatii jest tak duża i tak łatwa do wykreowania.
.
W przypadku Belle Gibson inspiracją do stworzenia choroby nowotworowej w tak wielkiej skali były losy innej chorej na raka kobiety, która w swej naiwności zanegowała konwencjonalne metody leczenia i skierowała uwagę swoją i swoich fanów na alternatywne metody leczenia, w wyniku których koniec końców straciła życie. Belle zobaczyła w niej kogoś kto zyskuje uwagę nie dlatego, że robi coś wspaniałego i wartościowego, ale dlatego że jest chora oraz w swojej chorobie emanuje pozytywną energią. Dla Belle musiała to być prosta zależność. Jeśli ludzie będą myśleć, że jestem chora i będę emanować siłą, nieugiętością oraz będę interesować się losem innych, będą mnie kochać, wielbić i doceniać. I właśnie dlatego w 2012 roku rozpoczęła swoją fikcyjną chorobę, na której zbudowała wokół siebie wielką społeczność fanów i ogromny biznes. Przerażające jest to, że w przypadku ciężkich chorób, zdrowemu na umyśle człowiekowi w ogóle nie przychodzi do głowy, by domniemywać, że ktoś może w ogóle chcieć udawać, że jest chory. Prawdopodobnie dlatego przedstawiciele wielkich korporacji, które weszły z nią we współpracę nie próbowały weryfikować dokumentacji medycznych.
.
I kiedy myślę o swojej własnej historii, zastanawiam się, w którym miejscu pojawiła się inspiracja, co było tą cegiełką, która obudziła historię mądrej szamanki w postaci tomiku wierszy, który stał się fundamentem tworzenia fanów wokół toksyny oraz dlaczego historia choroby nowotworowej została tak gwałtownie zakończona rzekomym ozdrowieniem. Olśniło mnie już jakiś czas temu.
.
Wyobrażam sobie, że ktoś, kto wymyśla chorobę nowotworową szuka w internecie inspiracji i najlepszych metod na to, by jego historia nie pękała w szwach. Wyobrażam sobie, że ktoś taki wpisuje w sieć hasła typu: „udawanie choroby nowotworowej” albo „jak symulować chemioterapię”. Może (tylko może) toksyna w okolicach 2015 roku trafiła na historię Belle. To właśnie w tym roku media zaczęły donosić o faktach jakie odkryli dziennikarze. Może przestraszyła się, że i ją to czeka? Tego nie wiem, to tylko domniemania, ale zbieżność dat jest dla mnie dość zastanawiająca.
.
No, a tomik? Kiedyś myślałem, że powstał z natchnienia, jawił się jako akt artystycznej kreacji zainspirowany jakimś wewnętrznym głosem, ale dziś myślę, że motywacje być może nawet na poziomie podświadomym, były zupełnie inne. Toksyna pojechała na spotkanie z Baśniami Ludów Ziemi do (o ile dobrze pamiętam) Świdnicy. Mnie tam nie było, ale kiedy próbuję sobie wyobrazić jak to mogło wyglądać, dochodzę do wniosku, że moje przypuszczenia są wielce prawdopodobne. W tamtym czasie toksyna nie miała wielu znajomych. Mnóstwo kontaktów internetowych, ale namacalnych ludzi prawie nie było. Szamanka zaczęła powstawać na krótko potem, w zasadzie zaraz po spotkaniu z Baśniami. Bardzo dobrze pamiętam euforię w jej oczach, jakby zobaczyła dokładnie, co ma zrobić i jak ma pisać. Oglądając serial o Belle widziałem dokładnie to samo. Ten moment, w którym wszystkie zębatki zaczynają w głowie obracać się napędzając mechanizm tworzenia fikcyjnej historii.
.
Co toksyna ze sobą niosła? Nie pracowała, nie była artystką, nie tworzyła żadnych rzeczy, które mogłyby przyciągnąć uwagę innych, a jej próby tworzenia obrazów w Quillingu nie dawały dostatecznie dużego zainteresowania, by mogło to stanowić pożywkę dla zasypywania pustki jaką miała w sobie. Pewnie dlatego ostatecznie zostały porzucone, a resztki obrazów gniły później w stodole. Nie chodziło bowiem o ich wartość artystyczną, czy sentymentalną, a o to, że nie sprawdziły się jako narzędzie pozyskiwania uwagi.
.
Kiedy próbuję sobie wyobrazić spotkanie z Baśniami widzę toksynę, która wchodzi do pomieszczenia, w którym jest Magda, autorka baśni oraz słuchacze. Mnóstwo bardzo wrażliwych ludzi z chętnymi do słuchania umysłami. Toksyna zobaczyła dość prosty obraz. Wystarczy mówić odpowiednio natchnionym głosem, być blisko natury, mieć kontakt z neoszamanizmem, a ludzie wokół będą siadać i wielbić autorkę, kochać ją, uwielbiać pisać o niej, wyczekiwać spotkań z nią. Było to nawet lepsze od historii Belle, bo gwarantowało zaangażowanie na poziomie mikrokosmosu dającego się szczelnie zamknąć i bardzo dokładnie kontrolować obieg informacji. Przypuszczam, że toksyna mogła dostrzec w tym szansę dla siebie, w końcu nagroda rektorska z jaką skończyła polonistykę dawała jej ogromne pole manewru do tworzenia dobrej jakości tekstów plus jeszcze moja redakcja zrobiła swoje. I tak się zaczęło. Euforia jaką widziałem w jej oczach była dokładnie identyczna z tą zagraną przez aktorkę wcielającą się w rolę Belle Gibson. Wtedy właśnie rozpoczęło się tworzenie mitu.
.
To wszystko jest przykładem tego jak pokręcone są umysły ludzi pozbawionych empatii. Umysły kierujące się prostymi mechanizmami zależności, które nie biorą pod uwagę potrzeb innych ludzi. Nie uznają czasu innych ludzi za cenny i wartościowy.
.
Jestem w połowie pisania książki. Liczę na to, że może do końca roku będę szukał w końcu wydawcy, ale dziś wiem, że moja historia nie jest jednostkowym przypadkiem, że takich opowieści jest więcej.