Piegża a co do opowiadanka miło się czyta,ale nawet nie mogę znaleść ale .. ;]
Jeden komentarz Piegży i już wszystko wraca do normy!!! Hasło zapamiętam, użyję jak znowu znikniesz!!! Puls w normie!! Tata jeszcze nie wrócił, Andzia ze szkoły mi dokucza.. Na nią przyda sie zaklęcie.. Piegza!! Jesteś niazastąpiona!!!
Marlen, nie wiem, czy nauczę się Twojego nowego nicka. Jak będę się mylić, to się nie denerwuj na ułomą piegżę ;D
Spoko loco luz i sponton...Czy jak to leciało...
Jedno małe "k" w tą czy w tamtą....
Ale zmiana nicka diametralna czyż nie???
hehe;)
PS>To zakładamy temacik z humorkiem?
No właśnie - trzeba malutkimi kroczkami iść na przód....tak więc idę jutro ściąć moje długie włosy:P
Beatko, nos do góry, Tata wróci, Andzi prześlij ode mnie kopa w kostkę. Będzie dobrze :D
Pozdrawiam!
Dzięki Borucowi to my się w ogóle trzymamy na tym boisku, bo bez niego.... to jak pijane dzieci we mgle!
Wspomnienia Marlen i Rokitki prosto z pola- kampania 2007
Inspektor Mr D. do pana z wyraźnym brakiem owłosienia na głowie i w dresach
Mr D.: Dokąd idziesz dziewczynko?
Kierowca wciska gaz do dechy, z zawrotną prędkością nasz armirolot wypada ze wsi na drogę główną.
Z cyklu nasza polska wieś "Łod":)
W pewnej zabitej dechami wiosce żyła pewna rodzina: ojciec (łojciec), matka i syn - Józek. Ludzie prości z hektarem pola pod lasem. Pewnego dnia do domu przyszedł list: Wujo Bronek z Ameryki postanowił zabrać do siebie Józka i uczynić z niego biznesmana. Józek pojechał.
10 lat później. Żona wychodzi na ganek, a widząc zbliżającą się postać wrzeszczy:
- Stachu, toż to nasz Józyk wraca!
Józek zupełnie odmieniony: czarny garnitur, neseser.
- Aj Józek, dobrze, że jestyś, gnój trza wyrzucać!
Józek na to:
- What? (Łot)
- A łod świń i łod krów by się przydało!
:)
Jesteście naprawdę dobre. Te teksty poprawiły mi numer po tej straconej bramce...
Piegża, to był by napad. Złota zasada: Andzia może mnie bic bez powodu, potem jest, że to ja ją uderzyłam. Jak ja ją uderzę, to będę miała taakie kłopoty. I od razu słyszę głosu koleżanek, "dlaczego uderzyłaś Andzię??" Chętnie bym podrzuciła jej zatrutą mielonkę, ale pewnie nie je takich rzeczy. Rzuciła bym ją żółtym kamieniem, ale na pewno zauważą. Mogę tylko pożalic się ostatniej sprawiedliwej: mojej naj przyjaciółce. Mogę też posłuchac wykładu nauczycielki geografii. Pozdrowionka dla nich!!
Dobranoc, dobranoc... chyba wolę iść już spać... nie mogę patrzeć na ten mecz. Do jutra dziewczęta!!
O! Widzę numery GG :D To se wezme spisze :D
A numer do Tajlandii ktoś ma bo ja do Japonii już posiadam :D
oj dziewczyny ja tam waszych dialogów kompletnie nie rozumiem... te mielonki td, itp to może jakiś szyfr dla wtajemniczonych???
A wiesz- pomysł z mielonką to akurat zrodził sie podczas olsztynskiej Kortowiady, jakos po wspólnym obejrzeniu 1 odc 2 sezonu i eksperymentu Zacka i Hodginsa z paleniem manekina pokrytego mielonką hehe;]
Hah ja na historii jakieś 2 mies temu uczyłam się o tych Juwenaliach ;D
Dziewczyny Boruc kochany wszystko dzięki niemu..
Aaa Polacy to normalnie ze składem rezewowym chorw. przegrali ;(
No wreszcie moje opowiadanie doczekało się zakończenia. Dla przypomnienia połaczyłam wszystkie odcinki:)
Na początku należy wspomnieć, iż mimo nieporozumień, związanych z ich "pierwszym razem" i sprzeczek Booth i Brennan nareszcie są razem. W związku nieformalnym oczywiście:)
Brennan jest już w zaawansowanej ciąży. Nie zwalnia jednak tempa i wciąż pracuje, ba, wyrusza nawet z Booth'em w teren. Ponieważ termin rozwiązania jest już bliski, Angela postanowiła dać obojgu do zrozumienia, że nadszedł czas na przypieczętowanie ich związku.
Ange wpada do gabinetu Temperance. Zastają ją wpatrzoną w okno, gładzącą się po okazałym brzuchu.
Brennan na widok Angeli: Poruszyła się...Znowu...To dziś już 7 razy...
Angela: Nie mogę uwierzyć: skarbie, liczysz każdy jej ruch...?
Brennan: Coś w tym złego...?
Angela: Nie, tylko że....Och Temp, ja cię po prostu nie poznaję...
Brennan: Wiem...Ostatnio zrobiłam się zbyt ckliwa...
Angela: W sumie to....niezupełnie o to mi chodziło...
Brennan: Wiesz, może to głupie, ale...ostatnio zaczęłam sobie wyobrażać jak to wszystko będzie wyglądało...za 5...10 lat...Dziecko...Ja i Booth...
Angela: ...w nieformalnym związku...
Brennan: Ange!
Angela: No co...?
Brennan: Zapewniam cię, że ślub nie jest nam do niczego potrzebny!
Angela: Zbyt dobrze cię znam Temp...No dalej: nie chciałabyś powiedzieć Booth'owi sakramentalnego "tak"?
Brennan:...
Angela: Temp...?
Brennan: Dobrze jest, tak jak jest.
Angela: Suknia...Welon...Obrączki...nie kręci cię to?
Brennan: Antropolicznie rzecz biorąc ślub...
Angela, ciągnie dalej: Przysięga:...w zdrowiu i w chorobie...miłość, wierność, uczciwość małżeńską...Nie udawaj Temp!
Brennan: W sumie to..., no może,..
Angela: A gdyby Booth ci się oświadczył..? Zgodziłabyś się...?
Brennan: Kto wie.....po dłuższym namyśle...
Angela: Wyobraź sobie...Temperance Booth...hi hi, no, no ciekawe połaczenie...
Brennan: Ange!
Angela: No dobrze już dobrze...
Kilka godzin później.....
Angela, na widok wchodzącego do laboratorium Booth'a: No witam, witam przyszłego tatusia.
Booth:Hej Ange... Nie wiesz, gdzie znajdę Temp..? Sprawdzałem w gabinecie, ale..
Angela: Hmmm...Wydawało mi się, że jest z tobą...Powiedziała, że ma coś ważnego do załatwienia na mieście...
Booth: No cóż..,chyba powinienem zadzwonić. (odwraca się, w tej samej chwili Angela łapie go za ramię)
Angela: Poczekaj...Chciałabym zamienić z tobą słówko.
Booth: Hmmm..? O co chodzi?
Angela: Nie tutaj...ściany mają uszy. Chodźmy do mnie.
Booth: No więc? Po co te tajemnice...?
Angela: Powiem to bez owijania w bawełnę: kochasz Temp?
Booth: To chyba jasne...
Angela: No tak, mój błąd...Może inaczej: Chciałbyś, by była przy tobie do końca życia...no wiesz...na dobre i na złe....
Booth: Ange, nie poznaję cię.....(widząc zdziwione spojrzenie Angeli) no...gadasz jak ksiądz...
Angela z wahaniem: W sumie to....ksiądz odgrywa tu dosyć ważną rolę....
Booth, zupełnie zbity z tropu: Ange....Powiesz mi wreszcie co jest grane?
Angela jednym tchem: Czy nie uważasz...Czy nie uważasz, że to czas najwyższy, żebyś oświadczył się Temp...?
Zaskoczenie Booth'a sięga zenitu: Yyyyy...no wiesz....
Angela: Tak, czy nie?
Booth: Myślałem o tym wcześniej i ...
Angela: Tak, czy nie?!
Booth: No...tak.
Angela: No, to załatwione. (wychodzi, jednak na chwilę się odwraca)...W sprawie wyboru pierścionka... możesz liczyć na moją pomoc. (po czym zadowolona z siebie zostawia Booth'a samego)
Po rozmowie z Angelą Booth miał czas, by dokładnie przemyśleć sprawę oświadczyn. "Teraz albo nigdy." - powtarzał sobie w duchu. Z pomocą Angeli udało mu się wyszperać wspaniały pierścionek z białego złota, na którym polecił jubilerowi wygrawerować literę "T". Wystarczyło już tylko uklęknąć przed Temp i wypowiedzieć to magiczne: "Wyjdziesz za mnie?".
Zaprosił ją więc na uroczystą kolację, do znanej włoskiej reatauracji...
Brennan: Zdradzisz mi w końcu, co to za okazja?
Booth: Jeszcze chwila....
Brennan: Booth...widzę, że coś się stało...powiesz mi wreszcie...?
Booth: A więc...Temperance (sięga do kieszeni marynarki), chcę...chcę, żebyś wiedziała, że...przy tobie jestem...jestem szczęśliwszy, niż kiedykolwiek...wobec tego chciałbym...
W tym momencie rozdzwania się telefon Bones.
Brennan: Przepraszam...powinnam wyłączyć..(zerka na wyświetlacz)..to Cam...(patrzy pytająco na Booth'a).
Booth ze zrezygnowaniem: Odbierz...może coś się stało...
Brennan: Tak, Brennan...biblioteka...tak, tak, rozumiem...
Booth do siebie: Niech to szlag....
Brennan:...no dobrze (patrzy na Booth'a)...będziemy...(rozłącza się)...Booth jest sprawa.
Booth: Słyszałem....
Brennan: Znaleziono zwłoki i...
Booth: Wiem!
Brennan: Powinniśmy...powinniśmy tam pojechać....
Booth: Taaa...(odwraca wzrok)....Dobra...,w takim razie... zbierajmy się...
Oboje ociągając się wstają od stolika.
Na miejscu okazało się, że zwłoki znaleziono w bibliotece, pod półką z kryminałami. Sposób ukrycia zwłok dał Brennan do myślenia, dlatego w towrzystwie Booth'a pojechała prosto do instytutu.
Mimo, iż pierwsza próba oświadczyn się nie powiodła Booth nie rezygnował. Mało to romantyczne, ale postanowił oświadczyć się jej choćby w instytucie, choćby na oczch zezulców. Za każdym razem jednak ktoś lub coś mu przerywało.
Mijały godziny, a Brennan wciąż pracowała nad zwłokami. Wieczór zamienił się w noc, noc w ranek, a ona wciąż pochylała się nad szkieletm ofiary. Nagle jej ciało przeszył silny ból.
Brennan, opierając się o blat: Boże, tylko nie teraz....
W tym samym momencie do gabinetu wpada Booth.
Booth: Bones, mam już dosyć biegania za tobą po istytucie...To miał być nasz wieczór! (zbiera się w sobie)...No dobrze...ehm...Temperance Brennan....
Brennan odwraca się, ale po chwili znów opiera się o blat i ciężko oddycha.
Booth: Boże Temp...Czy to...już..?!
Brennan: No cóż...Obawiam się, żę tak....
Booth: O mój Boże, Bones! Zaraz...oddychaj..? Tak, oddychaj głęboko!
Brennan w przerwach między łapaniem oddechu: Booth to dopiero początek....To może potrwać...Z resztą.....kobieta rodzenie dzieci...aaaaa (skręca się z bólu)...ma wpisane w genach...
Booth: Nie wątpię Bones! Dobra...Boże, co ja mam teraz robić.....
Brennan: Myśleć Booth! Myśleć!
Booth: No dobra..., to ja.... skoczę po kluczyki tak...?
Brennan zwijając się z bólu: Szybciej Booth! W przeciwnym razie twoje dziecko przyjdzie na świat w instytucie!
Po chwili Booth wraca z kluczykami w dłoni.
Booth: Chodź, pomogę ci!
Brennan: Bez paniki. Dam sobie....aaaaaa...radę...
Booth: Taaaa, jasne....Dawaj rękę!
Pospiesznie zjeżdżają windą na dół i szybko idą przez korytarz. Przerażnie, malujące się na twarzy Booth'a, i coraz głośniejsze jęki Brennan budzą powszechne zainteresowanie pracowników Jeffersonian. Pojawia się Angela.
Angela: Och skarbie...To już?!
Brennan ze złością: Nie Ange, jęczę, bo właśnie dostałam mega orgazmu...!...aaaa...to chyba oczywiste....!
Booth do Angeli: Wybacz Ange, musimy lecieć!
Angela: Pojadę z wami!
Booth: To nie jest najlepszy pomysł....
Angela: Jestem jej przyjaciółką!
Booth: A ja przyszłym ojcem dziecka! (trochę się uspokaja)...no dobra, wskakuj do auta....
We trójkę pospiesznie wsiedli do auta. Angela usadowiła się przy Brennan na tylnym siedzeniu. Booth, popędzany jękami Temp i pokrzykiwaniem Angeli, ruszył z piskiem opon.
Angela, w odpowiedzi na coraz głośniejsze krzyki przyjaciółki; Szybciej Booth! Musimy się tak ślimaczyć?!
Brennan: Ufff....spokojnie ...szpital jest zaledwie kilka przecznic stąd...aaaa....(kolejny skurcz)...Masz rację Ange: GAZU BOOTH!
Booth: Robię wszystko, co w mojej mocy! To rzęcho ma pewne ograniczenia! Już dawno mówiłem szefowi, żeby....
Brennan: Booth!
Booth: Spokojnie Temp...Wszystko będzie dobrze...
Po czym dociska pedał gazu. Po chwili jedak auto zwalnia.
Booth: Niech to szlag! Korek...!
Brennan: Jasna cholera, Booth! Proszę cię zrób coś! W przeciwnym razie urodzę na środku ulicy, w dodatku na oczach tych wszystkich ludzi!
Angela: Skarbie wytrzymaj chwilę... dasz radę....
Brennan ze złością: Ja być może...Ale moja macica z pewnością nie!
Booth: Temp, możesz nie krzyczeć...? Próbuję coś wymyśleć...!
Brennan: Mam nie krzyczeć...?! Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę Booth, ale JA RODZĘ! RODZĘ! Rozumiesz, czy mam ci przeliterować?!
Angela: Złotko.., spokojnie....
Brennan: Łatwo ci mówić Ange!...w końcu to przez mój kanał rodny przeciska się w tej chwili kilkukilogramowy płód!
W tej chwili samochody z wolna ruszją.
Angela: Dzięki ci, Boże!
Booth: Trzymajcie się mocno: kierunek szpital!
Pospiesznie dojechali do szpitala. Brennan zrobiono niezbędne badania, po czym zabrano na sale. Mimo protestów Booth był zmuszony zostać na korytarzu, gdyż ortodoksyjny lekarz nie zgodził się na jego obecność przy porodzie. "Nie ma małżeństwa, nie ma rodziny, a tylko rodzina może uczestniczyć w narodzinach." - stwierdził lekarz. Booth szykował się, by porządnie przylać doktorkowi, jednak na prośbę białej jak papier Temp, zaniechał swoich zamiarów.
Teraz błądził po korytarzu, niecierpliwe wyczekując wieści z sali porodowej.
Booth: Jasna cholera! Co za skończony kretyn!
Angela podskoczyła.
Angela: Booth! Spokojnie.....wszystko będzie....
Booth: Dobrze?! To chciałaś powiedzieć, Ange?! Byłoby dobrze, gdyby ten idiota pozwolił mi być przy niej...
Angela: Ale Booth....zrozum, poród....no cóz...to nie jest miły widok....
Booth skierował na nią rozeźlone spojrzenie.
Angela: No wiesz....nawet najwięksi macho przy tym mdleją.....Krzyki.... krew ...
Booth: Spokojnie Ange, przyzwyczaiłem się...Cholera, ile to jeszcze potrwa?!
Angela: Cierpliwości Booth...
Mijały minuty. Ani się obejrzeli, a upłynęła godzina, po niej kolejna....Zjawili się także Hodgins i Cam.
Wreszcie na korytarzu pojawiła sie niewysoka kobieta w pielęgniarskim czepku.
Kobieta: Seeley Booth?
Booth: Zgadza się...
Kobieta: Proszę za mną.
Seeley posłusznie poszedł za nią. Dotarli do dużej, przestronnej sali. Wewnątrz kilka kobiet na szpitalnych łóżkach tuliło swoje maluchy. Pod oknem leżała zmęczona i blada Temperance, trzymając w rękach otulone kocykiem niemowlę...jego dziecko... Seeley'owi zaszkliły się oczy. Podszedł bliżej, a Bones na jego widok rozpromieniła się.
Brennan: Popatrz maleńka...Oto twój tatuś....
Booth szeptem: Mogę....mogę ją potrzymać....?
Temp kiwnęła głową i podało mu zawiniątko, z którego wyglądała mała, różowa twarzyczka.
Booth: Witaj kwiatuszku...mała Bones...
Po czym spojrzał na wzruszoną Temp.
Booth: Jest piękna....podobna do ciebie....
Wymienili czułe spojrzenia.
Brennan: Ten lekarz....nie miej mu tego za złe...bardzo mi pomógł...
Booth: Wiesz....w sumie to.....doktorek podsunął mi pewną myśl...
Po czym położył dziecko obok niej i sięgnął do kieszeni, w której wciąż spoczywało małe pudełeczko...
Booth: Temperance Brennan....Bones...Chciałbym zadać ci pytanie....Czy zgodzisz się....Czy zechciałabyś....Mój Boże nie wiem, ja mam to powiedzieć...Czy zostaniesz...
Brennan niespodzianie czule go pocałowała.
Brennan: Tak...
Booth:...moją żoną?!
Brennan: Następnym razem będziesz mógł być przy mnie...
Znowu pocałunek.
Brennan: No chyba, że zemdlejesz:)
Czyli jednak znalazł sposób... gratuluję i wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia!!
:)
Suuuuper... opowiadanie oczywiście :)
"No chyba, że zemdlejesz" hahah! I to plątanie się w słowach :) Ładnie, ładnie :)
Booth wkurzony na lekarza, no no no! A co by było, gdyby Tempe chciała go "mieć przy sobie" i dowaliłaby lekarzowi???;];];]
Piegża- zemsta jest słodka... A Angela nieprzewidywalna;'] podobnie jak Tempe;];];]
mój nr gg, gdyby komuś się chciało do mnie pisać- 6014880
Ale akcja :D Super, świetnie piszesz, właśnie w takim rodzinnym klimacie :) Szkoda, że nie zobaczymy tego nigdy na ekranie..
Piegża- zaszalałaś! Faktycznie nie będzie nam raczej dane obejrzeć takich scen w serialu. Zabawne :) [A po przeczytaniu humoru z zeszytów naprawdę spadłam z krzesła, szczególnie przy drugim... ;) ]
Minotiti, noooo ja Cie nie moge, b o m b a !
I tylko mi takiej jakiejś fajnej muzyczki brakuje na końcu...;)
O tak ! ;D Miniority ;D Nic dodać nic ująć ;D Dziewczyny ani się obejrzeć a tu zaraz będziemy mieć temat ZAKOŃCZENIE nr milion pięćset sto dziewięćset ;D Pozdrawiam ;**
Chwila, gdzie Shann?? To że lubię bardziej Piegżę, nie oznacza że może sobie po prostu zniknąc!!! Pisac mi tu, bo ogłoszenia nie dam!!!
SHAAAAAAAN!!! Gdzieżeś jest, jeśliś jest?
To, że bardziej lubię Beatkę, nie znaczy, że możesz sobie nie pisać ;D
Brakuje mi Twojej pogłębionej analizy psychologicznej naszych ulubionych bohaterów...:)
Aguś, mam wyrzuty sumienia z Twojego powodu. Powinnam się jednak ugryźć w język, to znaczy w palec :)
Zapamiętaj sobie, że każdą stronę forum bez Twojej twórczości uważam za straconą... serio, serio :D
A moje gg 6775083- jeśli ktoś chciałby pogadać o Bones, Ridżu, mielonce, biedronce, żółtych kamieniach, teletubisiach, muminkach itp. :D
To serdecznie zapraszam.
A mój scenariusz to tak szybko się nie ukaże, gdyż moja wena relaksuje się w spa. Nic nie umiem na razie wymyślić, Ale obiecuje, że jeśli coś mi do głowy w padnie to od razu pędzę pisać!
piegża nie ma co ukrywać ale tutaj trochę się robi "kółko wzajemnej adoracji "...
maria, to nie "kółko", tylko Kupka Kości Wzajemnej Adoracji :)
nie, na ja się zgrywam, mnie się tu nic nie podoba, wszyscy są do bani, a ta piegża to w ogóle jakieś beztalęcie i jeszcze się mondży do Agusi.
bleeeeee, nie wiem, po co tu przychodzę. idę se na Pudelka, poczytam o Paris.
:DDDDDD
;DDDDDD
Paris? Doda jest lepsza!!
No ta piegża to jest straszna... ale za to eSKa!! Ta to jest dopiero koszmarna!! Wpada raz na jakiś czas i się mądrzy jak głupia!! No i jeszcze nie umie pisać scenek... koszmar dziewczyna!!
:D
A beata-alex?? Wpada, pisze głupie komentarze, żadnych scenek, twierdzi, że wena jej uciekła, pisze o jakiś żółtych kamieniach i jeszcze teraz wyskakuje z jakąś tajemnicą państwową!!
Widzę że nie tylko mnie brakuje bajecznych opisów które może napisać tylko Shann... bo trzeba przyznać że w tym jest niepowtarzalna :)
Podajecie, to może ja też....- 9257544 moje gg
Nie było mnie tu chyba z 3 dni, wiem zgrzeszyłam... ale postaram sie dzisiaj coś wrzucić a najpóźniej jutro:D
Wasze scenariusze przechodzą ludzkie pojęcie genialności!!! życze weny i pozdrawiam:)
Piegża... zrób mi prezent i napisz jeszcze taką scenkę "odwróconą" jak ta ostatnia. To było tysiąc razy lepsze niż tona słodyczy na zły humor :)
Cholera, jak nowy temat to ja się zawsze ostatnia dowiaduje ;/ No, przeczytałam końcówka mnie powaliła i chce jeszcze! :))