Postanowiłam zaprezentować także tutaj swoje FF, jak już się dzielić nim ze światem to na całego ;)
Mam nadzieję, że się spodoba...
Doktor Temperance Brennan siedziała przy biurku w swoim gabinecie i wpatrywała się w ekran monitora. Przed jej oczami widniała strona z niedokończonym rozdziałem jej kolejnej książki. Ktoś wszedł do pomieszczenia. Nie musiała nawet się odwracać, doskonale znała odgłos tych kroków. W końcu prawie czteroletnia współpraca pozwoliła jej bardzo dobrze go poznać.
- Hej Bones! - powiedział wesoło agent Seeley Booth i posłał jej czarujący uśmiech.
- Witaj Booth - odpowiedziała i zamknęła folder na swoim laptopie po czym wyłączyła sprzęt.
- Zbieraj się. mamy kolejną sprawę.
- Już idę. Co tym razem? - zapytała gdy opuścili jej gabinet i szli przez laboratorium.
- Bones, kości jak zwykle...
Posłała mu lodowate spojrzenie i dodała:
- Tego mogłam się sama domyśleć, a jakieś szczegóły?
- Gdybym znał je, nie musiałabyś tam teraz ze mną jechać. Proszę - otworzył drzwi swojego SUVa i gestem zaprosił swoja partnerkę do środka.
- Wiesz co...
- Co? - zapytał i usiadł za kierownicą.
- Zapomnij - odpowiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. agent popatrzył na nią i powiedział:
- I tak wiem, że mnie kochasz.
Następnie odpalił silnik i ruszyli.
--
Reszta drogi upłynęła w ciszy. Bones nie odezwała się do Bootha po tym wyznaniu, tylko beznamiętnie wpatrywała się w krajobraz mijający za szybą. Nie wiedziała jak miała się zachować. Nie wiedziała również czy jej partner powiedział to na serio czy tylko żartował. To nie ona została wyposażona w szósty zmysł jaki posiadał Booth, a który nosił nazwę ''stany emocjonalne Bones''. To Booth zawsze wiedział czy coś ją martwiło, czym się zadręczała. Potrafił czytać z niej jak z otwartej książki. Wiedział, że jest trochę ''nieprzystosowana'' do działania w grupie i zamknięta w sobie jeśli chodzi o uczucia. A mimo to wyskoczył z takim tekstem.
Booth tymczasem zastanawiał się czy nie pozwolił sobie na zbyt duże posunięcie. Już od jakiegoś czasu był pewny, że czuje coś do swojej partnerki. I to na pewno nie była tylko przyjaźń. Skrycie pragnął, by ona czuła to samo. Nie chciał jednak naciskać. Chciał na nowo odbudować zaufanie, które zostało nadszarpnięte jego fikcyjną śmiercią. Nie chciał, by cierpiała.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział Booth zatrzymując się i wysiadając z samochodu. Bones wzięła swoją torbę i poszła w jego ślady.
- Ale to jest las. Booth, gdzie my jesteśmy? Nie widzę innych agentów, ani policyjnych techników...
- Bo są z drugiej strony tego gąszczu.
- To czemu nas tam nie ma?
- Bo chciałem najpierw z Tobą porozmawiać - powiedział agent i oparł się plecami o służbowe auto.
- Booth, proszę...
- Bones, ja wiem, że nadal jesteś...że masz mi za złe to co się wydarzyło parę tygodni temu...
- Przecież już wszystko sobie wyjaśniliśmy... - zaczęła, ale agent jej przerwał.
- Tak, ale mam wrażenie, że nie jest tak jak było kiedyś. Nie jest normalnie...
- Z nami nigdy nie było normalnie - powiedziała Brennan, a lekki uśmiech pojawił się na twarzy jej partnera.
- Po części masz rację. Ale mimo to ja chciałem Cię jeszcze raz przeprosić. Przeprosić za...
- Nie musisz mnie za nic przepraszać - przerwała mu - już wszystko zrozumiałam i cieszę się że znowu razem pracujemy, że...znowu tu jesteś - zawahała się, ale po chwili podeszła i przytuliła się do Booth'a, który mocno ją objął i wyszeptał:
- Już nigdy Cię nie opuszczę. Nie zostawię. Nawet gdyby mi się coś stało, wiedz, że zawsze będę czuwał nad Tobą.
Bones nie wiedziała co odpowiedzieć, uznała że najlepszym wyjściem będzie milczenie. Gdyby tylko Booth wiedział co ona czyje do niego. To już nie było tylko przywiązanie. Było to uczucie, którego ona sama nie mogła pojąć, nie rozumiała go, gdyż nigdy jeszcze czegoś takiego nie czuła.
- Dziękuję Booth - powiedziała w koncu i odsunęła się lekko od agenta, także teraz patrzyli sobie w oczy - Naprawdę dziękuję.
Booth uśmiechnął się i powiedział:
- Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. A teraz pojedźmy lepiej już do tych kości, bo jeszcze pomyślą, że się zgubiliśmy. Gdyby Sweets się dowiedział. Wyobrażasz to sobie? Samotni w głuszy, zdani tylko na siebie...Miałby pretekst do kolejnych badan.
- Tak - odpowiedziała Brennan i uśmiechnęła się - Zatem w drogę. Jak to mówią ''Komu w drogę temu zegar".
- Czas, Bones. ''Komu w drogę temu czas" - odpowiedział agent i uśmiechnął się.
Cieszę się, że się podoba, a oto kolejna część...
Mam nadzieję, że mnie nie ocenzurują...
- Spokojnie – szepnął agent do jej ucha. Jego oddech omiótł jej szyję. Brennan przeszedł dreszcz.
Ktoś nacisnął klamkę i drzwi się otworzyły.
Do gabinetu wszedł nie kto inny jak jego właściciel, czyli Peter Dorbaczenko, a to co zobaczył wprawiło go w lekkie zdziwienie. O biurko oparta była jakaś kobieta, niestety w mroku nie mógł dostrzec jej twarzy. Nad nią pochylał się mężczyzna. Całowali się. Jego dłoń błądziła po udzie kobiety, a jej ręce oplatały jego szyję przyciągając go do siebie. Byli tak sobą pochłonięci, że nawet nie zauważyli, że od jakiegoś czasu ktoś im się przygląda. Dorbaczenko odchrząknął znacząco i zapalił światło. Para zastygła i po chwili oderwała się od siebie.
- Przepraszam, że przeszkadzam... - zaczął miliarder, a Booth i Bones spojrzeli w jego stronę - ...Claire i John? No proszę.
- Proszę nam wybaczyć – odparł Seeley – Niedawno się pobraliśmy.
- Właśnie – dodała Bones i dla zwiększenia efektu przytuliła się do agenta, który objął ją ramieniem – Naprawdę przepraszamy.
- Nic nie szkodzi. Sam pamiętam jak to było ze mną i Sophią. Sophia to moja żona – odparł Rosjanin.
- Jest nam wstyd, naprawdę. Nie będziemy zatem już przeszkadzać – powiedział Booth.
- Jeszcze raz przepraszamy za ten incydent – dodała Tempe – Chodź kochanie, wracamy na przyjęcie.
Dorbaczenko tylko się uśmiechnął, a Bones i Booth opuścili gabinet.
Szli w milczeniu. Żadne z nich nie miało odwagi się odezwać po tym, co przed chwilą miało miejsce w gabinecie miliardera. Booth miał zamiar tylko udawać, że całuje Brennan, tak by Dorbaczenko pomyślał, że to tylko pieszczoty zakochanych... Ale kiedy spojrzał Tempe w oczy i nie zobaczył w nich strachu tylko ciekawość, kiedy poczuł jej zapach... Wszystko przestało się liczyć, zapomniał o linii, o strachu o tym, że ktoś wszedł do pokoju. W tamtym momencie liczyła się tylko Ona.
Temperance również myślała o tym co zaszło między nią i jej partnerem. Po raz pierwszy poddała się chwili, nie rozważała niczego logicznie, zrobiła to co czuła, że powinna zrobić. I nie żałowała tego.
- Zostajemy jeszcze, czy wracamy? - zapytała w końcu Booth, by przerwać ciszę.
- Chyba najlepiej będzie jeśli wrócimy – odparła. Seeley przytaknął i zręcznie lawirując między gośćmi oboje wyszli z przyjęcia.
Brennan siedziała w samochodzie i czekała na swojego partnera, który właśnie odbywał telefoniczną rozmowę z Cullenem. Postanowił od razu zawiadomić go o tym, co znaleźli, a raczej czego nie znaleźli.
- I co powiedział? - zapytała antropolog, kiedy Seeley wsiadł do samochodu – Powiedziałeś wszystko Cullenowi?
- Tak. Mamy na razie pojechać do penthausa, tak na wypadek gdybyśmy byli obserwowani.
- Czyli dalej działamy w ukryciu?
Booth przytaknął i uruchomił silnik. Po chwili partnerzy pędzili ulicami Waszyngtonu. Cisza jaka zapanowała w Lexusie nie należała do tych swobodnych, przy których można się odprężyć i zapomnieć o wszystkim. Wręcz przeciwnie. Żadne z nich nie wiedziało jak ma się zachować. To co wydarzyło się w gabinecie trwale zapadło im w pamięci, dokładnie jak ich pierwszy pocałunek pod jemiołą. Mimo tego, że wymuszony prze prokurator Caroline obojgu dostarczył wrażeń i powodów do rozmyślań. Brennan przeszedł dreszcz na wspomnienie obu pocałunków, dreszcz bardzo przyjemny... Antropolog spotykała się z wieloma mężczyznami, ale żaden nie wywarł na niej takiego wrażenia jak Booth. Żadna noc nie wywołała tylu uczuć co dotyk Seeley'a, jego zapach, jego usta.... Zamknęła oczy. Chciała jak najdłużej trwać w tym śnie. Śnie, który zdarzył się naprawdę.
Gdy weszli do penthousa cisza nadal trwała. Cisza pełna napięcia i oczekiwania na ruch drugiej osoby. Booth tak bardzo pragnął wiedzieć co czuje w tej chwili Bones, co myśli o całym zdarzeniu, czy jest na niego zła? W końcu agent postanowił przerwać milczenie.
- Tempe....
- Tak? - antropolog podeszła do Seeley'a, który stał przy ogromnym oknie i obserwował pogrążony we śnie Waszyngton.
- To co się wydarzyło podczas balu... Przepraszam, nie powinienem był – powiedział Booth cały czas wpatrując się w przestrzeń za oknem. Bones miała w głowie mętlik. Wszystkie uczucia jakie starała się neutralizować, nie chcąc dopuścić by doszły do głosu, właśnie się skumulowały. Patrzyła na Booth'a i już nie widziała w nim tylko partnera i przyjaciela. Już od dawna był dla niej kimś znacznie ważniejszym. Zdrowy rozsądek podpowiadał jednak, że nie może okazać swoich uczuć, że nie może poddać się uczuciu, że to nie profesjonalne. Ale teraz, stojąc obok niego, spoglądając na jego profil, czując jego bliskość, nie mogła już dłużej udawać. Delikatnie wsunęła swoją dłoń w jego. Seeley'ego zaskoczył ten gest, ale nie cofnął ręki.
- Dziękuję – powiedziała po chwili Brennan – Dziękuję, że zawsze jesteś i byłeś przy mnie. Dziękuję, że kiedyś uratowałeś mnie, byśmy mogli spotkać się później...
Booth drgnął, miał ochotę ją objąć i zapewnić, że cokolwiek by sie działo on będzie blisko.
- I nie przepraszaj mnie za to cos się stało na balu – dodała Bones, co jeszcze bardziej zdumiało agenta. Odwrócił się w jej stronę, stali teraz na przeciw siebie. Ich oczy się spotkały.
- Czy to znaczy, że gdybym Cię teraz pocałował nie miałabyś nic przeciwko temu? - zapytał Booth, a Brennan się uśmiechnęła.
- Zdecydowanie nie.
Na twarzy Seeley'a pojawił się uśmiech, a w oczach błysnęły ogniki. Ich twarze zaczęły się powoli zbliżać do siebie. Bones czuła oddech Booth'a na policzku, On czuł zapach jej skóry.
- Jesteś tego pewna? - zapytał szeptem, gdy dzieliły uch tylko milimetry – Później nie będzie odwrotu.
- Niczego tak nie byłam pewna – odparła i pocałował agenta. Ich wargi zwarły się w pocałunku, napierając na siebie najpierw delikatnie, jakby szukając pozwolenia na więcej. Booth zacisnął dłonie wokół jej talii i pocałował ją z namiętnością jakiej Brennan nigdy nie czuła przy żadnym mężczyźnie. Jego dłonie sunęły po jej plecach unosząc satynową suknię. Ich pocałunki stawały się coraz śmielsze, wszystko krzyczało z pożądania. Dla Tempe, Seeley był wszystkim, czego sobie odmawiała. Gdy ponownie ją pocałował, jęknęła. Tak bardzo tego pragnęła, tak bardzo chciała się znaleźć w jego ramionach, poczuć się kochaną. Wiedząc czego chce, zsunęła marynarkę z ramion Booth'a, potem zaczęła rozwiązywać jego krawat. Ekscytacja mieszała się z niepewnością. Kiedy wreszcie Brennan udało się pozbawić swojego partnera krawata, ten wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Tam drżącymi palcami udało im się odpiąć guziki jego koszuli, która po chwili znalazła się na podłodze.
- Jesteś piękna – wyszeptał i pocałował ją – Wszystko czego potrzebuję to Ty, Temperance... - zaczął pocałunkami znaczyć szlak na jej ciele. Nie przestając, odwrócił ją i objął w talii, teraz całował jej kark. Temperance poczuła jak Seeley rozpina jej suknię, a ta opada bezszelestnie na na podłogę. Booth ponownie objął Bones i przyciągnął ja do siebie. Tempe zaczęła obsypywać pocałunkami jego nagi tors, równocześnie odpinając klamrę przy pasku u spodni. Booth wziął Bones w ramiona i delikatnie położył ją na łóżku, przyciągnął ja do siebie. Temperance przesunęła dłonie po jego napiętych, twardych ramionach i chwyciła za nie. Booth zaczął się poruszać, najpierw delikatnie tak jakby oboje robili to po raz pierwszy w życiu, chcąc zapamiętać tę chwilę na wieczność. Bones przeszył ekscytujący dreszcz. Ich ciała były rozgrzane. Serca biły jednym rytmem. Świat zawirował.
Temperance chciała, by ta chwila trwała wiecznie. Seeley leżał wtulony w jej ciało, a ona nigdy nie była taka szczęśliwa. Booth położył się na plecach i wziął Bones w ramiona. Leżała teraz z głową opartą na jego ramieniu. Przesunęła dłonią po torsie agenta, złoty krążek błysnął na palcu w świetle księżyca. Dopiero teraz zauważyli, że nadal mają obrączki. Booth położył swoją dłoń na dłoni Brennan.
- Jesteś niezwykła Temperance. Nawet nie wiesz jak trudno było mi ukrywać uczucie do Ciebie.
- To czemu to rozbiłeś? - zapytała delikatnie.
- Nie wiedziałem czy Ty czujesz to samo...
- Teraz już wiesz – spojrzała w jego czekoladowe oczy.
- Kocham Cię – powiedzieli równocześnie i uśmiechnęli się. Bones mocniej wtuliła się w Seeley'a. Już wiedziała, że potrafi kochać, teraz miała pewność, że jest również kochana.
C.D.N.
Przeczuwałam, że tak mogą wybrnąć z tej sytuacji w gabinecie;) W sumie niegłupi pomysł;);)
To napięcie, jakie budowałaś między nimi, dawało się odczuć tu, przed monitorem. Niesamowicie piszesz.... Wyrazy uznania.
Szarlotto, jesteś płodna jak...... jak.... WIOSNA :D
s z a c u n e c z e k
Twoja wierna fanka
piegża
Zgadłam, że będą improwizowac, ale zakończenia się nie spodziewałam. Szarlotko, powinnaś napisac, że czytac powinny osoby powyżej 18! Teraz co - ciąża, wyrzuty sumienia, jakaś poważna kłótnia??? Czekamy z niecierpliwością!
Kiedy Ty to wszystko piszesz??? Dla mnie to fenomen, że tworząc tak wiele nie trwonisz jakości... Nie rozumiem tego, ale szanuję i podziwiam.
Pozdrowienia od LG
już od jakiegoś czasu czytam twoje opowiadania i zgadzam się ze wszystkim co było tu napisane: to jest świetne, boskie, znakomite, fenomenalne. piszesz naprawde ekstra teksty i to w dodatku w takim tempie! naprawde pełen szacun!
Dziękuję za słowa uznania i takie pozytywne komentarze. Staram się jak mogę, by to co tu piszę było ''zjadliwe'' choć przyznam, ze czasem mi to nie wychodzi. W każdym razie jeszcze raz dziękuję :* Wasze słowa dużo dla mnie znaczą.
Brennan przebudziła się w środku nocy. Za oknem padał deszcz, a krople odbijające się od parapetu przerywały ciszę panującą w sypialni. Z oddali dobiegł grzmot – nadciągała burza. Tempe uniosła głowę i spojrzała prosto w twarz swojego partnera, a teraz również kogoś znacznie ważniejszego. Seeley spał, trzymając ją w swoich silnych ramionach, jakby chcąc ochronić ją przed wszystkim co złe. Lekki uśmiech błąkał się na jego twarzy. Bones zamknęła oczy i przysunęła się bliżej agenta, teraz wyczuwała bicie jego serca, takie spokojne i miarowe...
Próbując zasnąć usłyszała jakiś cichy dźwięk. Na początku pomyślała, że pewnie coś jej się przyśniło, ale gdy otworzyła oczy zobaczyła, że Booth nie śpi. Jego zmysły nie zawodziły i ona dobrze o tym wiedziała. Oboje zaczęli nasłuchiwać, lecz nic więcej nie usłyszeli.
- Pójdę sprawdzić co to było. Zostań tu – wyszeptał Seeley i pocałował Bones w czoło.
- Nie zostawię Cię, idę z Tobą....
- Bones, zaraz wracam. To pewnie jakaś instalacja lub alarm. Zaraz będę z powrotem, zaufaj mi – powiedział delikatnie po czym wstał z łóżka. Szybko założył spodnie, które kilka godzin temu jeszcze szybciej pomagała mu zdjąć Tempe.
- Ufam Ci – odparła.
Mimo ciemności Brennan wiedziała, że się uśmiechnął, a następnie wyszedł z sypialni zamykając za sobą drzwi. Bones pozostała sama. Każda sekunda była niczym wieczność, a agent nie wracał. Nagle znów usłyszała jakiś hałas. Tym razem nie mogło być mowy o pomyłce. Momentalnie jej mięśnie napięły się do granic możliwości. Usiadła cicho na łóżku, w tym samym momencie zagrzmiało a pokój rozświetliła błyskawica. Znów usłyszała jakieś hałasy...
Najciszej jak tylko mogła wysunęła jedna nogę z łóżka, a potem drugą. Każdy szelest kołdry był dla Bones niczym uderzenie w dzwon. Gdy już udało jej się wstać, podniosła leżącą na podłodze koszulę Booth'a i szybko ją założyła. Podeszła do drzwi i lekko je uchyliła by rozeznać się w sytuacji, jednak panujące tam ciemności skutecznie uniemożliwiały obserwację. ''Może rzeczywiście tam nic nie ma?'' pomyślała, ale zaraz nasunęło się drugie pytanie ''Gdzie w takim razie jest Booth?''. Stojąc pod drzwiami i rozmyślając jej uszy zarejestrowały charakterystyczny dźwięk – ktoś przeładowywał magazynek. Chociaż nigdy się nie modliła, teraz błagała by to Booth, był tym kto wykonuję tę czynność, ale on nie wracał...''Booth! A jeśli coś mu się stało?'' kolejne pytanie, na które nie znała odpowiedzi. Zdrowy rozsądek podpowiadał, że należy jak najszybciej zawiadomić FBI, Brennan rozejrzała się po sypialni w poszukiwaniu swojej torebki, kiedy przypomniała sobie, że wszystko zostało w salonie. ''Cholera!'' czarne myśli nie dawały spokoju Tempe, wiedziała że najlepszym wyjściem byłaby ucieczka i wezwanie pomocy, ale nie mogła zostawić Booth'a samego. Nie teraz. Szukając jakiej rzeczy, która mogłaby pełnić funkcję broni jej wzrok padł na lampkę nocną. Uzbrojona zatem w nią, podeszła z powrotem do drzwi i wyszła z sypialni. Stawiając cicho kroki dotarła do salonu, lecz to co tam zobaczyła nie sprawiło, że poczuła się lepiej. Lampka sama wysunęła jej się z dłoni i z hukiem upadła na posadzkę. Już wiedziała czemu jej partner nie wracał – Booth leżał na podłodze w kałuży krwi.
- Seeley! - krzyknęła i rzuciła się w jego stronę, gdy nagle poczuła na szyi chłód metalu i ostre szarpnięcie do tyłu. Uścisk stawał się coraz mocniejszy. Brennan nie mogła oddychać, a do jej oczu zaczęły napływać palące łzy. Chciała rozluźnić zacisk na szyi, lecz jej palce tylko ślizgały się na ogniwach łańcucha. Kolejne mocne szarpniecie sprawiło, że antropolog poczuła piekący ból. Łańcuch wrzynał jej się w szyję, przecinając skórę. Z coraz większym trudem mogła nabrać powietrza.
- Im mocniej będziesz się szarpać, tym gorzej dla Ciebie – usłyszała tuż nad uchem. Bones znów spróbowała złapać za łańcuch, by się uwolnić, ale napastnik wykorzystał ten moment i oplótł jej ręce w nadgarstkach, po czym obrócił ją do siebie, także teraz mogła spojrzeć mu w twarz. Od razu przypomniały jej się słowa Seeley'a ''Nie podoba mi się ten typek...'' Teraz kołatały jej się w głowie.
- Serrano – wykrztusiła, a uścisk zelżał na jej szyi.
- Zdziwiona? Taka mała niespodzianka.
- Jak mogłeś?! Dlaczego?! Po co ta cała maskarada z balem, po co ta cała konspiracja....
- Bal to świetny pomysł. No i sprowadzenie was na zły trop... Jak się domyślam, nie znaleźliście nic w domu Dorbaczenki, ale przynajmniej dobrze się bawiliście – odparł z sarkazmem – Po raz ostatni w życiu.
- Ty sukinsynie! - Temperance zaczęła się wyrywać z rąk zdrajcy.
- Spokojnie doktor Brennan, a może wolisz by zwracać się do Ciebie Bones...
Antropolog czuła się bezradna, Booth leżał niedaleko. Nawet nie wiedziała co mu się stało. Przed oczami była tylko krew.
- A teraz załatwię was oboje, ale chwileczkę... zostałaś tylko Ty, bo na Booth'a to już chyba nie można liczyć – mówiąc to Serrano spojrzał na Seeley'a, który nie dawał znaku życia – W FBI powiem, że gdy przyszedłem was ostrzec, wy już byliście martwi, a sprawcy tego morderstwa nie nie było. Nieźle to sobie wykombinowałem...
- Dlaczego?!?
- Dla pieniędzy kochanie. Myślisz, że zadowoli mnie za parę lat nędzna emerytura i złoty zegarek za zasługi?
- Kto Ci za to zapłacił?! Dla kogo pracujesz?! - Bones starała się jednocześnie przedłużać rozmowę, ale z drugiej strony miała świadomość że to może kosztować życie jej partnera.
- Zapewne domyślasz się, że to ja zabiłem Bronsona i bynajmniej nie na polecenie Dorbaczenki. Ten Philipp był łatwym celem. Ale po co ja Ci to mówię skoro do niczego już Ci się to nie przyda – powiedział Serrano i uśmiechnął się szyderczo.
- Nie uda Cię! - odparła Tempe, lecz sama zaczynała już tracić nadzieję.
- Nie? No to patrz!
Bones poczuła silne szarpnięcie za włosy, a następnie jej głowa zderzyła się ze ścianą. Ciepła ciecz spłynęła jej po twarzy, zasłaniając widok.
- No i kto jest górą?! - zaśmiał się Serrano.
Resztkami sił jakie jej zostały, Brennan zdołała kopnąć z całej siły w krocze, fałszywego agenta. Gdy ten zwinął się z bólu, a uścisk na jej szyi zelżał, Bones wyrwała się i zaczęła biec do sypialni. Była już przy drzwiach, kiedy poczuła, że Serrano złapał ją za kostkę. Upadła uderzając głową o podłogę. Tępy ból wypełnił jej czaszkę, a przed oczami wystąpiły świetliste plamy. Tempe spróbowała się podnieść, lecz napastnik powalił ją na ziemię.
- Żegnaj Słonko – dobiegło jeszcze gdzieś z oddali. Ostatnie co zarejestrowały jej oczy był obraz pochylającego się nad nią Serrano, potem wszystko zrobiło się czarne.
C.D.N.
Świetne, odjazdowe, zajebiste, genialne opowiadanie. Nie umiem sie doczekac kolejnej części, mam nadzieję że ukaze sie ona niebawem.
Niemałe zaskoczenie ogarnęło mnie po przeczytaniu tej części. Czyżby nasi bohaterowie mieli tak skończyć po tym jak wreszcie są razem? Mam nadzieje, że to tylko przeszkoda, którą mimo zaistniałych okoliczności pokonają, żeby być razem.
No nie, akurat teraz? Nie dane im było nawet dzień nacieszyć się sobą... Ale wierzę, że Booth żyje.
A Ty zawsze wiesz, kiedy przerwać:p
Proszę cię - jesteś teraz odpowiedzialna za moje zdrowie psychiczne - umieść ciąg dalszy jak najwcześniej!
Jestem pełna podziwu - napisałaś już bardzo dużo, ale nadal trzymasz poziom, nie piszesz na ,,odwal się''. Oby tak dalej!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Jak możesz kończyć w takim momencie?! Ja na zawał umrę! Nie będę mogła się jutro skupić! Mam nadzieje,że szybko dodasz następną notkę!
Dziewczyno jesteś świetna!!! Czytam twoje teksty i jestem pełna podziwu.Tak trzymaj :)
Nareszcie mam ferie i mogę nadrobić zaległości w czytaniu. To opowiadanie jest genialne. Mam nadzieję, że Booth i Brennan jakoś się "wygrzebią" z tej sytuacji. Czekam z niecierpliwością na następną część!
ten serrano od poczatku był podejrzany... wiesz jak podtrzymać atmosfere napiecia :) w 100% nadawałabyś się do pisania scenariusza tego serialu!
trzymaj tak dalej bo naprawde ŚWIETNIE piszesz
pozdrawiam :)
wiesz kiedy przerwać... ale mam nadzieję że nie na długo:) pisz szybko co dalej! ta część była naprawdę genialna xD
Widzę, że poprzednia część wywołała spore poruszenie :]
Ale już rozpędzam wasze wątpliwości i gorąco dziękuję za tyle cudownych komentarzy i ciepłych słów :*
Przyjemnego czytania :]
Zewsząd dobiegały jakieś głosy, coś miarowo pikało, gdyby jeszcze nie ten ból, który zdawał się rozsadzać czaszkę od środka... Brennan była bezsilna, nie mogła nawet podnieść powiek, by zobaczyć gdzie się znajduje. Docierały do niej tylko fragment czyjejś rozmowy, ktoś mówił coś o jakimś napadzie, słyszała pojedyncze słowa: Bones, Booth, łańcuch, krew, postrzał... Znowu spróbowała podnieść głowę – bezskutecznie, podjęła zatem kolejną próbę otwarcia oczu. Tym razem się udało. Obraz był zamazany. Jakby za mgłą widziała jak ktoś się nad nią pochyla.
- Tempe? - usłyszała głos Angeli – Dzięki Bogu – westchnęła artystka, po chwili był już przy nich Hodgins. Brennan chciała odpowiedzieć, lecz z jej gardła wydobył się tylko charkot – Nic nie mów Sweety, już wszystko w porządku. Jesteś bezpieczna – Montenegro ścisnęła dłoń Brennan i odwróciła się w kierunku drzwi, do pokoju weszła pielęgniarka.
- Widzę, że pacjentka się obudziła. Zaraz wrócę z lekarzem – powiedziała kobieta i na powrót znikła za drzwiami. Dopiero teraz Temperance uzmysłowiła sobie, że jest w szpitalu. Zatem skoro ona tu jest....
- Booth.... - Bones zebrała wszystkie siły i wypowiedziała to słowo, które krążyło po jej głowie od chwili kiedy się obudziła.
- Spokojnie, wszystko z nim w porządku. Jest jeszcze na obserwacji, ale już słyszałam jak kłócił się z lekarzem. Zażądał wypisu. Cały Seeley – Angela się uśmiechnęła.
Bones ucieszyła się, poczuła ogromną ulgę ale i niedosyt. Chciała wiedzieć więcej. Niestety ból głowy nie dawał jej spokoju. Zasnęła gdy w drzwiach ponownie pojawiła się pielęgniarka.
--
Gdy kolejny raz się przebudziła, nikogo nie było w jej pokoju. Do szpitalnej sali przez żaluzje wpadały promienie Słońca, a Tempe nie dokuczał już uciążliwy ból głowy. Odwróciła się twarzą do wejścia i zobaczyła stojącego w drzwiach Booth'a. Był trochę posiniaczony, a lewe ramię spoczywało na temblaku, ale był. Po prostu był.
- Dzień dobry – powiedział, a Brennan ucieszyła się na dźwięk głosu, który jeszcze nie tak dawno szeptał jej imię do ucha.
- Witaj – odparła, a Seeley podszedł do jej łóżka i usiadł obok.
- Jak się czujesz? Przyszedłbym wcześniej, ale lekarze nie dawali mi spokoju.
- Słyszałam – powiedziała cicho, mówienie sprawiało jej jeszcze lekką trudność – Mam nadzieję, że z Tobą już dobrze. Co Ci się stało w rękę?
- Rana postrzałowa, ale już nie boli – dodał szybko widząc zaniepokojoną twarz Tempe – Biorę środki przeciwbólowe, a dziś rano dostałem jeszcze jakiś zastrzyk. Jest OK. Bardziej niż o siebie, martwiłem się o Ciebie – mówiąc to, Booth zdrową ręką odgarnął z policzka Bones zabłąkany kosmyk jej kasztanowych włosów.
- A ja o Ciebie, gdy zobaczyłam Cię leżącego na podłodze myślałam... myślałam że... - głos ugrzązł jej w gardle.
- Jak Serrano do mnie strzelił też tak pomyślałem, ale wiesz co... nie bałem się, powiedziałem wcześniej co czuję do Ciebie i to mi dodało odwagi, to że już wiesz, że Cię kocham....
Bones ujęła dłoń Seeley'a i spojrzała mu w oczy, a agent dalej kontynuował:
- Dzięki Bogu nie zapaliłem światła po tym, jak wyszedłem z sypialni. To utrudniło Serrano precyzyjne trafienie. Co prawda dostałem jeszcze czymś w głowę i to mnie ogłuszyło – nachylił głowę i Tempe zobaczyła opatrunek założony na potylicę – Ale ocknąłem się, kiedy Ty zadawałaś cios temu typowi. Naprawdę masz siłę – uśmiechnął się.
- Instynkt zadziałał prawidłowo – odparła i również się uśmiechnęła. Teraz, z dala od tamtych wydarzeń czuła się bezpieczna – A co było potem?
- Zobaczyłem jak uciekasz, a Serrano podąża za Tobą. Nie zważając na ból ruszyłem za wami, znalazłem broń, którą Serrano stracił podczas walki z Tobą. Nasz agencik był tak zajęty, że nie zauważył kiedy znalazłem się tuż za nim. Ogłuszyłem go gdy szykował się, by Cię...
- By mnie zabić – dokończyła Brennan – Uratowałeś mi życie. Po raz kolejny.... Dziękuję.
- To lekarze Cię uratowali. Od czasu kiedy skułem Serrano, zadzwoniłem po karetkę i do FBI, cały czas byłem przy Tobie, ale Ty... Ty się nie ruszałaś.... tylko wyczuwalne tętno zdradzało, że wciąż żyjesz.... Bones, gdyby coś Ci się stało nie wybaczyłbym bym sobie... Ty jesteś...
- Jestem tutaj, już nic mi nie grozi – przerwała mu i mocniej ścisnęła jego dłoń.
- No a potem przyjechał ambulans, FBI. Chciałem jechać z Tobą, ale sanitariusze załadowali mnie do drugiej karetki. Podobno krew spływała ze mnie strumieniem, ale ja... ja tego nie czułem. To chyba ten strach o Ciebie...
- Prędzej adrenalina – powiedziała antropolog.
- Też – uśmiechnął się – FBI powiadomiło Instytut Jeffersona i od tamtego momentu praktycznie cały czas ktoś był przy Tobie. Angela strasznie się martwiła, ale teraz już chyba nie ma o co.
- Chyba nie. A co teraz będzie z Serrano? To nie Dorbaczenko stał za tym morderstwem – powiedziała Temperance.
- Wiem. Serrano już siedzi. Teraz prawdopodobnie jest przesłuchiwany – odparł Seeley – Czekam zatem na informacje od Cullena....
- Nie przeszkadzam? - partnerzy usłyszeli dobrze znany im głos i spojrzeli w stronę drzwi.
- Sweets? Czy Ty masz GPS naprowadzający Twoją osobę na naszą dwójkę? - zapytał Booth.
- Żeby was znaleźć nie potrzeba GPSa. Wystarczy szukać największej rozróby – odparł Słodki i z uśmiechem wszedł do szpitalnej sali – Jak się pani czuje doktor Brennan? O pana nie pytam bo jak widzę i słyszę humorek dopisuje...
- Dobrze – odpowiedziała Temperance – Już nie boli mnie głowa, gardło trochę szwankuje... Ale żyję.
- To dobrze. Cały Instytut się o was martwił, a Zack musiał nawet z tego powodu odbyć specjalną rozmowę ze mną....
- Nie dziwię się – przerwał terapeucie Booth – W końcu Zack bardzo szanuje Bones, nie chciałby by coś jej się stało...
- Myśli pan, że Addy się nie martwił o pana, agencie Booth?
- O mnie? Wątpię.
- To się pan zdziwi. Otóż Zack darzy pańską osobę wielkim szacunkiem, podobnie jak osobę doktor Brennan. Martwił się o waszą dwójkę. To w końcu pan go wyciągnął z zakładu – wyjaśnił Sweets.
- No dobrze, może w to uwierzę – odparł agent – A tak właściwie co Ty tu robisz?
- Przyszedłem zobaczyć jak się mają moi ulubieni pacjenci. Czy to takie dziwne?
- Słodki, Ty cały jesteś dziwny.
- Dobrze, nie będę was zadręczał takimi pytaniami, ale ciekawi mnie jedno...
- Tak? - zapytała Brennan.
- Czemu macie obrączki? Czy ja o czymś nie wiem?
Bones i Booth spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się w geście zrozumienia.
C.D.N.
bohaterem dnia znów został Agent Specjalny Seely Booth.:))) świetne, i jeszcze ta ciekawość Sweets'a xD po prostu boskie:) czekam na cd.xD
dawno Cię nie komentowałam, ale czytam i zachwycam się każdą nowa częscią. Widziałam twoje opowiadanie na innym forum. W jakim odstępie czasowym mniej więcej dodajesz opowiadania na tych forach? Bo jeśli nawet kilku godz to bd zagladac tam gdzie szybciej! jak zawsze genialne opowiadanie! czekam na ciag dalszy! Twoja fanka Nionia!!!
Booth to chyba ze stali jest:P Tyle razy obrywał, ale nikt nie był w stanie pozbawić go życia, nikt;) No i dobrze!! A opowiadanie jak zwykle, świetne:)
Dobrze że nic się poważnego nie stało Temp i Seleyowi. Fajny dialog ze Sweetsem.
I jak zwykle zakończyłaś w takim momencie... :)) Mam nadzieję że niedługo pojawi się kolejna część, której nie mogę się już doczekać... :))
pff nareszcie po mojej niepewności. Opowiadanko jak zwykle boskie a Sweets wymiata;)
" Żeby was znaleźć nie potrzeba GPSa. Wystarczy szukać największej rozróby" - to było mocne ;)
jak zawsze piszesz świetnie i już nie mogę się doczekać następnej części
Pozdrawiam :)
Ślicznie dziękuję za moc ciepłych słów jakie od was płyną po każdej notce jaką dodaje. Jest mi niezmiernie miło, że mój ff się podoba. Wiem, że pisałam to już nie raz, ale cóż poradzić. Jednym słowem, a raczej dwoma: jesteście kochani! :*
Kolejne dni minęły szybko, a Brennan czuła się coraz lepiej. Po wydarzeniach dzięki, którym znalazła się w szpitalu zostało tylko parę otarć w okolicy krtani i opatrunek na skroni. Dość częste badania i kontrole utwierdziły w końcu lekarzy, że pacjentka może już opuścić szpital.
W dniu opuszczenia szpitalnych murów, pierwszy w sali na której leżała antropolog, pojawił się Seeley.
- Dzień dobry Bones – agent podszedł do swojej partnerki, która właśnie pakowała swoje rzeczy do torby. Na widok Booth'a uśmiechnęła się. Podczas jej pobytu w szpitalu On przychodził codziennie, a czasami zostawał na noc, co okupił paroma kłótniami z pielęgniarką, ale Tempe cieszyła się, że tak bardzo chce być z nią. Tak długo była sama, że teraz wręcz łaknęła bycia z kimś, bycia z tą jedyną osobą przy której czuła się kochana i bezpieczna. To wszystko znalazła przy Seeley'u.
- Witaj, już kończę – Tempe wskazała na torbę, którą właśnie zamykała – Dziękuję, że po mnie przyjechałeś...
- Nie dziękuj, to mój obowiązek. Taki sam jak opieka nad Tobą – odparł.
- Dobrze wiesz, że potrafię o siebie zadbać..
- Tak Bones, ale ja jestem Twoim prywatnym Bogiem i zawsze stoję na straży – uśmiechnął się i wziął torbę Brennan, po czym oboje wyszli z sali.
- Ja nie wierzę w Boga, ale w Ciebie mogę – odparła i również się uśmiechnęła – A jak Twoje ramię? Nie masz już opatrunku – powiedziała, kiedy wyszli ze szpitala na parking.
- Jest już Ok, ale Cullen i tak wysłał mnie na przymusowy urlop, Ciebie z resztą też – na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech – Tylko nie protestuj, bo i tak masz jeszcze zaległy tydzień urlopu z wakacji.
- Nawet nie zamierzałam.
- Niestety nie dane nam będzie dokończyć sprawy Serrano – powiedział agent i zaprosił gestem swoją partnerkę do SUVa – a raczej jej zamknąć.
- A to już zostało wyjaśnione? - zapytała Bones, kiedy Booth usiadł za kierownicą.
- Tak, dziś Cullen mi to przekazał.
- To czemu ja jeszcze nic nie wiem?
- Dobra, już mówię... - Seeley rozejrzał się wyjeżdżając z parkingu i po chwili mknęli już ulicami Waszyngtonu - ...To nie Dorbaczenko stał za zleceniem zabójstwa Philippa Bronsona, ale to już wiesz. Sprawa wygląda bardziej skomplikowanie. Pamiętasz jak Ci mówiłem o podpisaniu kontraktu między dwiema firmami?
- Tak. Jedną z nich była firma Bronsona.
- W całej sprawie największa rolę odegrała ta druga firma: DG Company. Ale już mówię, Serrano jako tajniak pracujący dla FBI, wniknął w szeregi właścicieli konsorcjów budowlanych, ale szybko zrozumiał że bardziej opłaca mu się to lepiej niż praca w FBI. Skumplował się z właścicielem tej drugiej firmy, niejakim Derekiem Glovisem w czasie kiedy trwały przygotowania do podpisania tego kontraktu z Bronsonem. Prace były już na ukończeniu, kiedy od Dorbaczenki wpłynęła oferta do Glovisa. Proponował mu współpracę... Zostało to potwierdzone przez Rosjanina – dodał agent widząc minę swojej partnerki – Ale było już za późno, Glovis nie mógł w ostatniej chwili się wycofać.z umowy jaką zawarł z naszą ofiarą. A oferta od Dorbaczenki była niezwykle kusząca.
- Ale co ma wspólnego z tym Serrano?
- Dogadał się z Glovisem, że sprzątnie Bronsona, ale w zamian za to zażądał udziałów w firmie. A tamten się zgodził. Dzięki temu, podpisanie umowy nie doszło do skutku i Glovis mógł rozpocząć negocjacje z Dorbaczenką...
- Ale tak się nie stało.
- Nie, bo po pierwsze pojawiliśmy się my, a po drugie Rosjanin stracił zainteresowanie – odparł Booth.
- To co teraz będzie z Serrano? - zapytała Bones.
- Pójdzie do więzienia razem z Glovisem i mogę Ci obiecać, że prędko z niego nie wyjdzie.
- A wiesz może co z Camille? Była co prawda u mnie, ale nie pytałam jej o to. W końcu spotykała się z nim....
- Rozmawiałem z Angelą i muszę powiedzieć, że Cam zniosła to nadzwyczaj dobrze. Na początku dostała szału, że dała się tak podejść, a potem chciała wygarnąć Serrano co o nim myśli – odparł Seeley i uśmiechnął się – Nic jej nie będzie, Cam to twarda sztuka.
- Sztuka? - zdziwiła się Tempe.
- W sensie kobieta. Z Ciebie też twarda sztuka, Bones.
Na chwilę w samochodzie zapanowała cisza, którą w końcu postanowiła przerwać Temperance.
- Booth.
- Tak?
- Czy Ty mnie kochasz?
Agent słyszał podczas jazdy już dużo zaskakujących stwierdzeń z jej ust, ale tego się nie spodziewał. Na szczęście dojeżdżali już pod mieszkanie Brennan. Gdy zaparkował swojego SUVa na podjeździe, odwrócił się do antropolog i odparł.
- A skąd to pytanie? Czyż nie powiedziałem Ci już tego wcześniej?
- Powiedziałeś, ale...
- Jakie ale?
- Chciałam mieć pewność, że to nie był sen – odparła i spojrzała prostu w czekoladowe oczy Seeley'a, które teraz były utkwione w niej.
- Temperance... To na pewno nie był sen i bardzo dobrze, bo sny się kończą, a moja miłość do Ciebie nigdy się nie skończy – wziął Bones za rękę – Jesteś całym moim życiem. Wszystko, czego potrzebuję to Ty. Kocham Cię. I zamierzam mówić Ci to codziennie.
- Ja też Cię kocham Booth – odparła, a pojedyncza łza spłynęła po policzku.
- Czemu płaczesz?
- To ze szczęścia – uśmiechnęła się – Nie chcę, by to się skończyło...
- I nie skończy. Wierz mi.
- Zostaniesz ze mną teraz? Na zawsze? - zapytała.
- Oczywiście. Nigdy Cię nie opuszczę Temperance, nigdy – odparł Booth i nachylił się by ją pocałować.
- Seeley...
- Tak?
- Sądzę, że powinnam w końcu Ci to oddać... - Tempe zdjęła z palca złotą obrączkę – Tylko, nie traktuj tego jako odmowy czy.... bo przecież przed chwilą...
- Rozumiem Bones – Booth uśmiechnął się – Mamy czas na wszystko. Na małżeństwo również...
- A tak w ogóle, to skąd masz te obrączki?
- Kupiłem je bardzo dawno temu, myśląc że ja i Rebecca jednak postanowimy wziąć ślub. Tak się nie stało. Ona nawet nie wie o ich istnieniu.
- Ach....
- Temperance, mam tylko jedną prośbę. Nie musisz jej nosić na palcu, ale miej ją zawsze przy sobie, dobrze? Niech Ci przypomina o mnie, o naszej pierwszej wspólnej nocy.... ale do momentu kiedy nie wyszedłem z sypialni – dodał z łobuzerskim uśmiechem, Bones również się uśmiechnęła.
- Nawet gdybym chciała nie mogła bym zapomnieć.
- Może to powtórzymy? - jedna brew agenta powędrowała do góry.
- Może... - odparła Brennan tajemniczo, a Booth pochylił się, by znów skosztować smaku jej ust.
--
Grudniowe słońce świeciło mocno, sprawiając że śnieg leżący na ulicach skrzył się niczym diamenty. Po waszyngtońskim parku rozchodził się wesoły śmiech dzieci, bawiących się w białym puchu. Niektórzy rodzice szybko do nich dołączyli. Między nimi, dwójka dorosłych i mały chłopiec toczyli białą kulę.
- To już ostatnia – powiedział chłopiec, na co mężczyzna chwycił kulę i umieścił ją na pozostałych dwóch.
- I oto bałwan – odparł Seeley otrzepując rękawice ze śniegu.
- Ale duży! - wołał z zachwytu Parker.
- Ale nie taki duży jak ja – dodał Booth – Prawda Bones?
Antropolog uśmiechnęła się.
- Prawda – nigdy nie przypuszczała, że lepienie bałwana w sobotnie popołudnie zamiast badania szczątek, może przynieść tyle radości.
- A z czego zrobimy oczy i nos? - zapytał Parker.
- Może z tego? - Brennan wyjęła z kieszeni kurtki garść orzechów. Chłopiec od razu się uśmiechnął i podbiegł do niej po brakujące elementy. Po chwili podszedł do niej także Booth i objął ją w pasie. Razem obserwowali jak Parker kończy dekorować bałwana.
- Dzwonili dziś rano z budowy – powiedziała Tempe – Prace idą w szybkim tempie i budowlańcy są dobrej myśli. Jeżeli pójdzie tak dalej to już za rok o tej porze będziemy we własnym domu.
- To bardzo dobra wiadomość, ale ja też mam dobrą. Znalazłem już kupca na moje mieszkanie, także za uzyskane pieniądze wniosę swój wkład w nasz dom – odparł Seeley.
- Wiesz, że nie musisz...
- Ale chcę – pocałował ją czule – I chcę być z Tobą.
- A ja z Tobą – Bones wtuliła się w jego ramiona. Poczuła się tak bezpiecznie. W tłumie osób bawiących się w parku, jedna osoba tylko udawała. Jej myśli skupione były na parze obejmującej się niedaleko.
Gdy późnym popołudniem Booth i Brennan wraz z Parkerm wracali do mieszkania agenta wyglądali jak szczęśliwa rodzina. Chłopiec szedł w środku trzymając dwójkę dorosłych za ręce. Z nieba sypał biały puch przykrywając wszystko białą pierzynką. Po drodze mijali rozświetlone wystawy sklepowe zachęcające do zrobienia świątecznych zakupów. Zapatrzeni w swoje szczęście nie zauważyli, że od dłuższego czasu ktoś im się przygląda. Nagle do jej uszu dotarł radosny śmiech Bones.
- Już niedługo zapłaczesz doktor Brennan. Już niedługo – szepnęła tajemnicza osoba i znikła w ciemnościach jednej z uliczek.
THE END
Jeszcze raz ślicznie dziękuję za to, że byliście ze mną przez całe opko i chcieliście jej czytać. :]
Charlotte nie!!!! Dopiero co zaczelo im sie ukladac, dopiero co wyszli ze szpitala a ty juz kombinujesz cos znowu. dlaczego? nie rob tego! niech sie pociesza troche soba! a scenka z obraczkami genialna! czekam na ciag dalszy!
Ależ Charlotte, to była przyjemność:) Dzięki Tobie udało mi się przetrwać ten okres, kiedy nie było "Bones" w tv. Wtedy właśnie zaczęłam czytać Twoje opowiadania;) A ja naprawdę kocham ten serial, także byłoby mi trudno bez Ciebie =).
Fajne zakończenie, takie... hmm.... pozostawiające jakiś niedosyt:) Czekam na więcej:)
przed chwila przeczytalam twoj komentarz Charlotte na innym forum. chcesz powiedziec (napisac) ze to juz koniec? nnniiieeeee!!!
Mnie też twoje opowiadania pomogły przetrwać czas w którym "Kości" miały przerwę.
- Już niedługo zapłaczesz doktor Brennan. Już niedługo – szepnęła tajemnicza osoba i znikła w ciemnościach jednej z uliczek.
Jestem bardzo ciekawa co wymyślisz w następnej części.
No nie!!! Znowu nas zostawiasz?? Mam nadzieję, że już nie długo pojawią się kolejne opowiadanka. Ciekawe kim jest ta tajemnicza osoba??
Może was to ucieszy, może zmartwi, ale już od pewnego czasu chodzi mi po głowie pomysł na sequel tego opowiadania, w którym być może wyjaśniłaby się zagadka tajemniczej osoby... :]
Ale jak napisałam na innym forum, nie chcę na razie rzucać konkretnymi datami terminami bo różnie to może być. Ale na pewno mnie jeszcze usłyszycie. Jeszcze się wam znudzę :P
I na koniec jeszcze raz gorąco chciałam podziękować wszystkim za to, że czytaliście to ff i tak dobrze je odbieraliście. DZIĘKI :*
Tak szybko się nam nie znudzisz. Czekam z wielką niecierpliwością na CD lub nowe opowiadanko!
prędzej ty się nami znudzisz...:))) cudeńko, świetne, troszkę szkoda że to już ostatnia część... ale miło wiedzieć że za jakiś czas będzie następna xD
"trzymam" Cię Charlotte za słowo i czekam na następne ff xD
Noooooo nieeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!! Nie kończ jeszcze!!!! Przeczytałam te opowiadania i jestem twoją absolutną fanką, mam ochotę na więcej!!!!!!
No więc zebrałam się w sobie co z antropologicznego punktu widzenia jest nie możliwe i napisałam coś... :]
Jak zapewne się domyślacie akcja tego ff dzieje się parę miesięcy po wydarzeniach przedstawionych w opowiadaniu ''All I Need...''. Mam nadzieję, że się spodoba :]
LOVE - ONLY HOPE
Chapter 1
Miarowe tykanie wypełniało ciszę w gabinecie Brennan. Tempe spojrzała na zegarek i zamarła. ''Booth mnie zabije!'' pomyślała i czym prędzej zaczęła zbierać swoje rzeczy. Pisząc kolejny rozdział swojej nowej książki jak zwykle zapomniała o bożym świecie, a przecież obiecała Seeley'emu że będzie na czas. A teraz? Już była spóźniona. Pospiesznie wyłączyła laptopa, wzięła płaszcz i wyszła z gabinetu. Idąc szybkim krokiem przez laboratorium nie zauważyła, że jest ono dziwnie puste. Nigdzie nie było Zack'a, Camille, ani obściskujących się w najlepsze Hodginsa i Angeli. Lecz to nie miało teraz najmniejszego znaczenia. Jedynym celem Bones było dotarcie do domu. Gdy była już przy platformie Instytut ogarnęły egipskie ciemności.
- Co się dzieje? - zapytała lecz nie usłyszała odpowiedzi. Zamiast tego, jej uszy zarejestrowały inny dźwięk – kroki. Ktoś się zbliżał.
- Jest tu kto? - zapytała znowu, lecz również nie usłyszała odpowiedzi, a dźwięk jaki wydawały czyjeś buty w kontakcie z podłogą był coraz głośniejszy. ''Cholera'' pomyślała i już szykowała się do zadana jakiegoś ciosu, by powalić napastnika na ziemię kiedy platforma nagle została zalana strumieniem delikatnego światła, a obok niej zmaterializował się Booth.
- Seeley?! Chcesz, żebym dostała zawału? Przepraszam, że.... co Ty tu robisz? Przecież miałeś czekać w mieszkaniu... - zaczęła Bones, lecz agent zamknął jej usta pocałunkiem – hmmm.... no tak, to jest znacznie przyjemniejsze....
- Miałem czekać, ale kiedy zadzwoniłem do Angeli po południu, a ona powiedziała mi że pracujesz nad książką.... stwierdziłem, że mógłbym się nie doczekać – odparł Booth i posłał jej czarujący uśmiech.
- Bardzo śmieszne, ale skoro już tutaj jesteś to możemy razem pojechać...
- To chyba nie będzie już potrzebne – powiedział agent i wziął Tempe za rękę.
- Dokąd mnie prowadzisz? - zapytała antropolog lecz posłusznie poszła za agentem. Zresztą i tak poszłaby za nim wszędzie. Jakież było więc jej zdziwienie, kiedy Seeley zaprowadził ją na platformę, ale ta z kolei nie przypominała codziennego miejsca pracy. Teraz na środku stał okrągły stolik przykryty białym obrusem, a na nim w ozdobnych lampionach paliły się świece. Dodatkowo, na przeciwko siebie, stały dwa nakrycia.
- Seeley... Co to jest? - zapytała Temperance i spojrzała na swojego partnera, który teraz uśmiechał się od ucha do ucha.
- Nasza kolacja, a raczej miejsce, w którym ją zjemy. Angela i pozostali okazali się niezwykle pomocni...
- Właśnie. Gdzie są wszyscy? Powinni być jeszcze w Instytucie...
- I jesteśmy, tylko w pomniejszonym składzie – na platformę weszła Angela – To co mam przynieść? Wino? Szampan?
- A co to za okazja? - zapytała zdezorientowana Brennan, kiedy Booth odsunął jej krzesło, by mogła zasiąść przy stoliku.
- Każda sekunda z Tobą jest wystarczającą okazją – odparł agent i usiadł na przeciwko. Po chwili na platformie pojawił się także Hodgins. Przed sobą niósł duży półmisek pod przykryciem.
- Proszę – powiedział i postawił talerz na stole – To wynik eksperymentów moich i Zack'a... Żartuję oczywiście. Życzymy smacznego i już nie będziemy przeszkadzać. Jack wziął Angelę za rękę i oboje opuścili platformę pozostawiając Booth'a i Brennan samych.
- Co to jest? - Bones wskazała na półmisek, który przyniósł Hodgins.
- Nasza kolacja. Specjalnie dla Ciebie – bezmięsna.
Temperance uśmiechnęła się i podniosła pokrywkę.
--
- Myślisz, że się uda? - zapytał Hodgins Angelę kiedy wyszli razem z Instytutu.
- Musi. Sądzę, że Brenn dorosła już do tego momentu. Zmieniła się przy Booth'ie i to na korzyść – odpowiedziała artystka.
- Ale sama musisz przyznać mi rację, że było ciężko. To, że są razem...
- To wyłącznie ich zasługa, choć nie zapominam, że parę razy nagadałam Tempe co o tym wszystkim myślę.
- I podziałało – uśmiechnął się Hodgins – To co, jedziemy teraz do domu, tak?
- Nie tak szybko Jack. Zapomniałeś? - Angela zatrzymała się i spojrzała na naukowca spod zmrużonych powiek.
- O czym kochanie?
- Dla Ciebie lepiej by było gdybyś sobie przypomniał, bo inaczej zlikwiduję hodowlę larw, która okupuje parapet w salonie....
- Degustacja tortów! - krzyknął Hodgins i klepnął się w czoło dostając nagłego olśnienia – Już pamiętam.
- Masz szczęście. Musimy wybrać tort na wesele i tym razem nie wykręcisz się żadnym badaniem ziemi w Instytucie – odparła Angela.
- Ani mi to w głowie, gdzież bym śmiał – powiedział Jack i wraz z Angelą wsiadł do samochodu.
--
Kolacja w Instytucie dobiegła końca i teraz dwójka ludzi siedziała na przeciwko siebie. Booth podziwiał Bones, była taka piękna, miała w sobie tyle delikatności, ale dobrze wiedział że jest ona kobietą zdolną do wielkich rzeczy. Potrafiła go zadziwiać i zaskakiwać, a On nigdy nie wiedział jakie atrakcje napotka.
- Czemu tak patrzysz? - zapytała Brennan.
- Nie mogę patrzeć na piękną kobietę?
Tempe uśmiechnęła się. Od wielu osób słyszała komplementy, ale tylko w ustach Booth'a nabierały one specjalnego znaczenia. Były czymś wyjątkowym i sprawiały jej przyjemność.
- Temperance – zaczął Seeley, czym natychmiast zwrócił uwagę swojej partnerki. Jej imię wymawiane dźwięcznym głosem zawsze sprawiało, że po plecach przechodziły ją przyjemne dreszcze. Tym razem było podobnie.
- Tak?
- Cały dzień... Ba! Cały tydzień zastanawiałem się jak ubrać w słowa to, co chciałbym Ci powiedzieć. Wiem, że nie jesteś za instytucją małżeństwa, dlatego nie mam zamiaru nalegać i zmuszać Cię do czegokolwiek. Wystarczy mi, że jesteś za mną. Ale chciałbym, żebyś wiedziała, ze bardzo Cię kocham i chcę dzielić z Tobą każdą sekundę mojego życia. Być przy Tobie na dobre i na złe. I nie ważne czy będzie to potwierdzone formalnie. Jestem pewien swoich uczuć i mam nadzieję, że Ty też... - Booth wstał i podszedł do Temperance, klęknął przy niej i z kieszeni marynarki wyjął małe, czarne pudełeczko – Tutaj jest pierścionek, jest to coś w rodzaju oświadczyn, ale znam Twoje podejście więc...
- Tak – przerwała mu Tempe.
- To znaczy?
- Wyjdę za Ciebie Seeley – odpowiedziała, a Booth spojrzał na nią z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że Brennan tak łatwo się zgodzi. Ale to teraz nie miało znaczenia. Pierwszy szok zaczął przechodzić w uczucie nieogarnionego szczęścia.
- Naprawdę Bones? Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Brennan przytaknęła i objęła agenta za szyję.
- No to teraz może dopełnimy formalności... - Seeley otworzył pudełeczko, a tam na białej poduszeczce leżał srebrny pierścionek z granatowym oczkiem, które mieniło się w blasku świec.
- Czy to...? - Bones spojrzała na srebrny krążek – Czy to nie jest....?
- Tak Temperance, to pierścionek Twojej mamy. Kiedy powiedziałem Max'owi że chcę poprosić Cię o rękę, podarował mi go – wyjaśnił Booth i wsunął pierścionek na smukły palec Bones – Pasuje.
- To najwspanialszy dzień w moim życiu – powiedziała Tempe spoglądając w oczy Booth'a.
- Bones, mamy całe życie by każdy kolejny dzień uczynić równie wspaniałym – odparł Booth i pocałował swoją narzeczoną.
C.D.N.???
Cudowne i bardzo romantyczne opowianie. Mam nadzieję że nic złego im się nie stanie i będą oni ze sobą szczęśliwy.