Na miejscu Dyzmy nie, za dużo miał do stracenia. A tak między nami co to za fucha - kasa średnia, dziennikarze na karku, nawet d... nie bzykniesz na boku, bo cię wyśledzą... to jednak nie dla mnie
Wtedy była to jednak lepsza fucha, no i nie istniał internet.
Ale będąc na miejscu ustawionego życiowo Dyzmy nie przyjąłbym.
No właśnie, ale ta presja żony i kumpli ... nie chciałbym być na jego miejscu
Skąd. Ma ogromny majątek, stosunki, spokojne życie. Po zdemaskowaniu z pewnością straciłby wszystko, łącznie z zoną.
Ależ wiele na to wskazuje że ją przyjął.
Śmiech Żorża śmiechem Żorża, wystraszył w ostatniej scenie Nikusia, ale raczej poszedł na całość ;)
Muszę zauważyć, że w powieści Dołęga-Mostowicz temat zakończył jasno i pewnie. Dyzma przestraszył się wpadki z brakiem znajomości angielskiego, która by się wydała podczas dyplomatycznych spotkań, więc definitywnie odmawia i dyktuje Krzepickiemu uzasadnienie odmowy. Zebrani wokół zastanawiają się, o co chodzi i co kieruje Dyzmą, stawiają różne wnioski Wtedy Żorż wybucha śmiechem i mówi im, kim naprawdę jest Dyzma, po czym wychodzi, ale wyjaśnienie hrabiny Przełęskiej, że jej siostrzeniec jest niespełna rozumu sprawia, że nikt nie bierze Żorża na poważnie. Poza tym elita wolała takie wyjaśnienie niż przyjęcie do wiadomości faktu, że się po prostu ośmieszyła. Nawet więc, jeśli uwierzyli, to udawali, że jest inaczej.
Zakończenie jest super, Dyzma się ustawił, więc po co mu to stanowisko premiera ? Nie powinien przyjmować. Nieznajomość języka angielskiego tu nie ma znaczenia. Nawet obecnie politycy jeżdżą do różnych państw w towarzystwie tłumaczy. Chyba, że język angielski jest taki uniwersalny. Mnie przez ten serial nie podoba się imię NIKODEM.
W sumie jest w tym sporo racji. Ostatecznie Dyzma ustawił się już do końca życia, więc cóż... Po co pchać się wyżej? Nie warto brać na siebie zbyt wiele. Obowiązek zbyt wielki, podobnie jak i odpowiedzialność za duża. No i o wiele mniej czasu dla bliskich. Choć Dyzma ostatecznie zrezygnował z powodu braku znajomości języka angielskiego, co go by zdemaskowało. W sumie ja też nie jestem miłośnikiem imienia Nikodem, które kojarzy mi się z Dyzmą :)
Angielski wtedy nie był tak uniwersalny.
Językiem prestiżowym i dyplomacji był francuski.
Niemniej Dyzma naściemnial, że był w Anglii więc wszyscy uznali, że zna angielski.
Nie inaczej. W końcu elita polityczna nie ośmieszyła się, że dała się oszukać prostakowi, którego sama wyniosła na piedestał, a Dyzma mógłby sobie spokojnie siedzieć w Koborowie jako dziedzic i jaśnie pan. Nina zaś miała swego "księcia z bajki", że tak powiem. Wszyscy więc zadowoleni. No, może poza Żorżem, ale cóż... Trudno dogodzić wszystkim :) Tak czy siak jeśli nawet elita uwierzyła w jego słowa o Dyzmie, to nabrała wody w usta uważając, że tak jest lepiej.
Nawet jak prawdę mówił brali go za wariata:) także dałoby radę go okrzesać;-) konia by dostał do jazdy i byłby zadowolony:)
W sumie fakt, ale jakby jednak zaczął gadać i ktoś dla żartu zagadałby Dyzmę po angielsku...
HAHA :-) szkoda, że nie powstał 2 sezon;) Pan Tadeusz Dołęga-Mostowicz mógłby puścić wodze fantazji:)
Co prawda to prawda!:) A najgorsze, że taki genialny pisarz tak głupio zginął...
Wspaniale, że nie powstał sezon drugi. Dzisiaj kręcą po kilka sezonów i co jeden to gorszy.
To wszystko głupstwo,gdyby się wydało. Ale by się nie wydało, tylko co zrobić z tą nieznajomością angielskiego. Ja bym się zgodziła, tylko szybki kurs j.ang, niby po to, żeby sobie przypomnieć.
No tak, ale pamiętaj, że Nikodem gigantem intelektu nie był i raczej zbyt wiele by z tego kursu nie zapamiętał:) Pamiętasz, jak przedstawiał "swoje" idee, które mu Kunik wypisał. Nawet nie potrafił się tego po polsku nauczyć:)
Żeby to było tak łatwo: przyjąć, albo nie przyjąć. Można sobie rozważać, czy skompromitowałby się tym, czy tamtym. Ale w pewnych kręgach, a zwłaszcza w dyplomacji, gdy jest się człowiekiem ogólnie cenionym, i wychodzi propozycja od prezydenta... to jest to propozycja nie do odrzucenia. Posłuchajcie uważnie przemowy wysłannika prezydenta, który kilkakrotnie już go tytułuje panem premierem. Kto pracuje w korpo, ten czuje namiastkę tej sytuacji. Jeśli Dyzma by odrzucił, to myślę, że wyobcowanie ze środowiska spowodowałoby, że wróciłby do rynsztoka. Gdyby przyjął - tak jak ktoś napisał, ryzyko wpadki jest za duże. W warszawskim marginesie z kilku powodów nie miałby życia. W elitach po kompromitacji również. Podał się do dymisji jako prezes banku zbożowego, rząd się rozsypał, więc kto mu zaproponuje coś ciekawego? Prowadziłby sobie tartak po Kunickim? Po tym jak wszystkich nabrał, nie miałby łatwo z nowym rządem i kooperantami. Zakończenie jest o tyle świetne, że ten człowiek jest całkowicie pod murem.
Podobno z każdej sytuacji jest wyjście, więc można by zastosować manewr typowo dyplomatyczny: przyjąć stanowisko, a później podać się do dymisji. Tylko że są lata dwudzieste, wielki kryzys. Nie wiem czy nawet Krzepicki dałby radę wymyślić powód, dzięki któremu Dyzma nie straciłby notowań. Jego dotychczasowi przyjaciele, którzy przez niego znaleźli się na bruku, przynajmniej w części pozostaliby w dyplomacji, więc utrudnialiby mu jak mogli. Pewne jest jedno: te rozważania najlepiej dowodzą, że ten serial jest chyba arcydziełem :)
Gadasz głupoty. Miał Ninę, Koborowo i tartaki, grube miliony. Nic już nie musiał.
Z tego co pamiętam w książce Dyzma go nie przyjął i wszyscy mówili, że widocznie uznał że jeszcze nie czas i że podejmie się tej funkcji dopiero kiedy Polska będzie tonąć i to on ją uratuje
Z punktu widzenia historii opłacało się przyjąć funkcje premiera.
1939 do Koborowa weszli by Sowieci i Dyzma jako ziemianin i pan ma włościach wylądowałby na Syberii.
A pałac przejęli by komuniści.
Natomiast jako premier miałby szansę zwiać za granicę razem z rządem powiedzmy do UK i tam doczekać końca wojny.
Ogólnie z punktu widzenia historii sytuacja trudna.
Niemniej, wiadomo, że w chwili wyboru Dyzma nie mógł wiedzieć o przyszłych wydarzeniach więc wybrał racjonalnie - zamiast ryzyka politycznego i kompromitacji pozostanie w Koborowie.
TAK , ale uwaga nie jestem żadnym Dyzmą !
Gdybym był Dyzmą to myślałbym jedynie na max. 1-2 miesiące do przodu. Strategiem to on nie był, a jedynie los się do niego niesłychanie uśmiechał. To nie ten sam wrażliwy muzyk z 1 odcinka, ale cham, któremu spodobało się życie na salonach i potrzeba teraz władzy oraz adrenaliny. To nie jest łatwe wrócić do prostego życia, raz popełniony grzech nieustannie kusi. Nina zapewne zaczyna mu się nudzić, zresztą zdradzał już ją wcześniej. Nikodem jest przekonany, że niezależnie co się stanie, to Nina i tak będzie mu wierna do końca życia i urodzi mu tyle dzieci ile zażąda od niej. Dla zachowania dobrych stosunków z Waredą i innymi kolegami przyjąłbym tekę premiera. Trochę przeszkodził ten Żorż, ale nikt by nie bronił Dyzmie wysłać go od zaraz do psychiatryka. Po angielsku to nikt go nie zmusi rozmawiać, a wręcz nikt nie ośmieli się go przepytywać jak jakiś nauczyciel.
Silnej ręki poza Dyzmą nikt tam nie miał, więc niewykluczone, że był on wręcz jedynym sensownym kandydatem na premiera, który mógłby w tamtych warunkach coś zdziałać. Warunek jeden - sztama ze wszystkimi. Kiedy prawda zacznie wychodzić w końcu na jaw, to kompromitacją będzie dla kolegów przyznać się do swej wcześniejszej naiwności i nie będą na niego kablować. Po 1-2 latach rząd Dyzmy zapewne by upadł, ale on zdobyłby w ten sposób niesłychane doświadczenie i poczucie własnej wartości jeszcze bardziej by wzrosło. Poza tym mialby lepszą rozrywkę niż rozmowy z Niną i Żorżem w Koborowie. No i na zawsze stałby się rozpoznawalny - mniejsza o to czy źle czy dobrze, sława jest uzależniająca jak władza.