Nie podobał mi się. Rozumiem, że wszystko potraktowano w tym serialu z przymrużeniem oka, ale humor jaki się tu pojawił jest nawet gorszy od "Nie ma to jak statek" (humor polegają na pyskówkach). W zasadzie on polega na tym, żeby aktorzy zachowywali się jak kretyni, a żarty były naprawdę niskich lotów. Derek się wydaje tym wyjątkiem, bo pozostała dwójka nadaje się do rozstrzelania pod ścianą, ale za to ma słabe nerwy. Co jednak nie zmienia faktu, że cała kapela minus Tripp powinna zostać wykopana z domu (najlepiej z ubranymi kaftanami bezpieczeństwa) z żółtymi papierami w ręku.
Tripp zaś jest dość żałosną postacią, ale go nie można winić, że uwielbiał zespół, który okazał się być później bandą debili (do tego niewdzięcznych, bo oni sami po kilku odcinkach leżeliby kilka metrów pod ziemią).
Muzyka to inna kategoria. Jest różnica między jazgotami brzmiącymi niemalże tak samo i przeciętną muzyką. Szkoda tylko, że Iron Weasel nalezą do tej pierwszej kategorii. Melodia praktycznie każdej piosenki w ich udziale była podobna. Miałem wrażenie, że śpiewali 3 piosenki na krzyż, bo nawet słowa były momentami te same. W dodatku prawdopodobnie mają dylemat jaki gatunek oni grali. Bo od czasu do czasu grali hybrydę metalowo-podobną (ich nazwa przynajmniej sugeruje), a nazywają to rockiem.
Zaletą jednak tej produkcji były nawiązania do różnych zespołów. Najprostszy jest to parodia Iron Maiden w nazwie zespołu. Tyle.