Nie chce mi się iść dziewięćset tematów wgłąb dyskusji, zatem nie mam pewności, czy ktoś już tego tematu nie poruszył...
Czy ktokolwiek spośród dyskutantów raczył zwrócić uwagę, że zdecydowana większość aktorów w filmie - to Brytyjczycy, głównie Anglicy? Właściwie jedynie odtwórca roli karła Tyriona jest Amerykaninem, zaś odtwórca roli Jaimiego - Duńczykiem; lecz obydwaj i tak wpisują się harmonijnie w owo brytyjskie tło. W serialu prawie wszyscy mówią angielszczyzną w odmianie brytyjskiej, i to takiej celowo lekko spatynowanej, staroświeckiej.
A wszystko to pomimo faktu, że rzecz realizowana jest za pieniądze amerykańskiej telewizji HBO, dla której publiczność z USA zawsze będzie najważniejsza!
Najwyraźniej zatem ktoś wykalkulował, że gdy akcja toczy się w niby-średniowieczu, to nawet publika z Midwestern States zdecydowanie łatwiej łyknie dialogi rycerskie w stylu nie-kowbojskim, oczyszczone z najbardziej oczywistych amerykanizmów.
Zatem w tym szczególnym przypadku, podobnie jak w casusie Harry'ego Pottera, British English górą!
"W serialu prawie wszyscy mówią angielszczyzną w odmianie brytyjskiej"
Wyjątkiem jest cudzoziemski nauczyciel szermierki Aryi, pardon, nauczyciel tańca... - rollujący głoskę R w sposób taki, w jaki nawet Szkoci tego nie potrafią. No i oczywiście Dothrakowie - mówiący specjalnie na potrzeby serialu stworzonym the Dothraki Language.
Mamy tu do czynienia z pewnym paradoksem. W obiegowej i mylnej opinii wspolczesna angielszczyzna rodem z Anglii jest bardziej archaiczna, oryginalna a zarazem bardziej "dystyngowana" i "arystokratyczna" niz odmiany amerykanskie. Tymczasem jest zupelnie inaczej. To w odmianach amerykanskich zachowaly sie archaizmy i formy gramatyczne charakterystyczne dla srednioangielskiego.
Hollywood na bazie oczywistej plebejskiej ignorancji uksztaltowal stereotyp, ze Anglicy a zwlaszcza arystokracja posluguja sie szlachetniejsza i czystsza wersja angielszczyzny. W wielu hollywodzkich filmach przedstawiciele "zacnych" i wplywowych rodow amerykanskich uzywaja rzekomo bardziej subtelnego jezyka z ewidentnym akcentem oxfordzkim, po to by bardziej zaakcentowac ich pozycje spoleczna.
W amerykanskich filmach z gatunku fantasy wladcy, krolowie, lordowie, baronowie zazwyczaj mowia z angielskim akcentem, tak jak w naszych Krzyzakach krol Jagiello i jego swita poslugiwali sie pseudo-staropolskim. Prawda jest taka, ze jezeli jakas odmiana angielskiego najbardziej przypomina jezyk uzywany przez dawnych wladcow Anglii to znalezc ja mozna najpredzej w dialektach amerykanskich.
Na marginesie sposrod wszystkich obecnie zywych dialektow jezyka polskiego to gwary slaskie najblizsze sa staropolszczyznie.
"Na marginesie sposrod wszystkich obecnie zywych dialektow jezyka polskiego to gwary slaskie najblizsze sa staropolszczyznie."
Sugerujesz ze staropolszczyzna wywodzi się z niemieckiego?
I kto tu powtarza stereotypy?
On sugeruje - zgodnie z prawdą zresztą - że Henryk Sienkiewicz, przy pisaniu "Krzyżaków" w znaczącym stopniu uwzględniał studia nad gwarami śląskimi. I w ten sposób włożył w usta swych bohaterów polszczyznę na tyle archaiczną, że większość z nas bez oporów "kupuje ją" jako piętnastowieczną.
W literackiej polszczyźnie mamy słowo "fartuch", niewątpliwie pochodzenia niemieckiego. Tymczasem niejedna starsza gospodyni domowa, rodowita Ślązaczka, do dziś powie "zapaska"... a nie jest to wyraz pochodzenia germańskiego.
PS Ale oczywiście nie zamierzam twierdzić, jakoby zapożyczeń z niemieckiego w dialekcie śląskim nie było. Oczywiście, takowe są.
Sever, nauka nie boli. Nie boj sie wiec wiedzy na temat gwar slaskich. Poza germanizmami czy czechizmami nie maja one wiele wspolnego z jezykiem niemieckiem. Natomiast to wlasnie w gwarach slaskich zachowaly sie formy gramatyczne charakterystyczne dla staropolskiego, formy ktore w literackiej polszczyznie zanikly.
Tutaj masz po slasku poczatek "Ojcze nasz"
Łojcze nasz, kery jeżeś w Nibje,
bydź poświncune miano Twoje.
Prińdź królestwo Twoje,
bydź wola Twoja,
jako we Nibje, tako tyż na zimii.
Strasznie mnie razi nieprawdopodobna glupota ludzi, ktorzy wypowiadaja sie w tematach, o ktorych nie maja zielonego pojecia. Sugerowanie, ze slaszczyzna jest dialektem niemieckiego jest debilizmem naprawde nieprzecietnym, charakterystycznym raczej dla ludzi uposledzonych umyslowo anizeli dla ludzi zdolnych do przyswajania jakiejkolwiek wiedzy.
Sugerowanie, ze gwary slaskie wywodza sie z niemieckiego jest debilizmem. Nie obrazam tutaj nikogo tylko stwierdzam fakt.
Gdy oglądałem czołówkę po raz pierwszy, ląd z pewnych ujęć przypominał Wlk Brytanię, może dlatego taki wybór, a może po prostu wybrali angielski jako mniej popularny w USA, toteż bardziej "inny" od tego co mówią na codzień.
Ale i tak im nie wybaczę śmierci Starka, czyżby Sean Bean chciał za dużo kasy? :/
zal o smierc Neda Starka mozesz miec tylko i wylacznie do G.R.R Martina, a nie do producentow ;) glowna idea serialu jest ekranizacja/adaptacja ksiazki, wiec trzymanie Lorda Starka przy zyciu wykluczyloby te zalozenie. Nie wiem jak mialaby wygladac fabula bez smierci Neda. Niemniej wszyscy chyba zaluja ze nie zobaczymy go juz w serialu - aktor genialny, ulubiona postac wiekszosci fanow.
No cóż, uśmiercanie tych bohaterów, których czytelnik zdążył już polubić, stało się ulubionym zabiegiem George'a R. R. Martina. Oto cytat za kwietniowym miesięcznikiem FILM (str. 62): " Po to się pisze, żeby ludzi martwić i szokować. Nikt nie jest bezpieczny! To ma być jak kop w jaja. Masz czuć stratę po odejściu głównego bohatera, jakby twój przyjaciel właśnie umarł".
Owszem, jest to zaprzeczenie jednej z żelaznych dotąd reguł scenariopisarstwa, wedle której bohater główny, wokół którego wszystko się kręci - w zasadzie nie ma prawa zginąć, ewentualnie dopiero na końcu. Ale też Martin chyba słusznie dostrzegł, że właśnie trzymanie się tej zasady redukuje element napięcia w wielu filmach i serialach. Widz sobie myśli "Owszem, facet jest teraz w opałach, ale po co ja mam się o niego bać, skoro to jest dopiero odcinek piąty spośród dziesięciu."
Aż chyba książkę poczytam, jeśli chodzi o uśmiercanie, to jak najbardziej lubię gdy reżyser ma jaja uśmiercić ważną postać, ale gdy zabija te fajne a zostawia wkurzające, powstaje nam taki "lost" gdzie niektóre odcinki musiałbym oglądać z siekierą w ręku, niby 10 odcinków to mało (obejżałem pierwszy sezon dopiero) by narzekać na nieśmiertelne postaci, w końcu Prison Break z początku był fenomenalny, a śmierć była na porządku dziennym, prawdziwy thriller (koniec 3go sezonu imo najlepszy jaki widzialem w serialu), a potem już tylko wskrzeszanie i nieśmiertelność ...
"Gdy oglądałem czołówkę po raz pierwszy, ląd z pewnych ujęć przypominał Wlk Brytanię"
Owszem, też miałem takie wrażenie. Ta kraina Westeros to jakby Wyspy Brytyjskie (ze stolicą na południu oraz z podwyższonym Murem Hadriana na północy). Dalej na wschód, za Wąskim Morzem (czytaj: za kanałem La Manche, pardon, po drugiej stronie English Channel?) znajduje się wprawdzie inny, rozległy ląd, z tym, że większą jego część zamieszkują jacyś tacy barbarzyńcy-koczownicy. Czyżby autor przemycał tu jakieś swoje antyanglosaskie fobie?
Wydaje mi się, że właśnie żeby był zachowany klimat zdecydowali się na brytyjski, w końcu amerykański nigdy nie był używany w średniowieczu. Dodatkowo zauważyłem, że ludzie północy (za Murem, czy trochę przed) posługują się bardziej szkockim.
Ktoś może skomentować moje spostrzeżenie? Ubzdurało mi się, czy może rzeczywiście to możliwe?
Na pewno ze szkockim akcentem mówi Richard Madden, co mówiąc szczerze drażni mnie, bo skąd nagle u dziecka Starków inny akcent niż u rodziców?
Co do pewnej archaiczności amerykańskiego to racja, ale przecież nikt nie wie jak brzmiał angielski Chaucera czy Shakespeare'a - to są wszystko poszlaki. Nigdzie nie zachował się taki relikt dla angielskiego jak język islandzki, który w niezmienionej formie przetrwał od czasów Wikingów. (Nawiasem mówiąc Eric Northman w Czystej Krwi powinien mówić po islandzku a nie współczesnym szwedzkim.)
Owszem, można dosłyszeć nieco Scottish English. Ale też i trochę wymowy z północnej Anglii, z historycznego Yorkshire. Na przykład krótka głoska "u" (choćby w ustach niani siedzącej u łoża sparaliżowanego Brana), która nigdy nie wyewoluowała do postaci krótkiej głoski "a". W efekcie słowo 'husband' wymawiane jest jak coś w rodzaju "husbend" a nie "hasbend", słowa 'son' albo 'sun' wymawiane są mniej więcej jako "sun" a nie jako "san", zaś słowo 'love' jest wymawiane jako "luw" a nie "law".
Brednie. To wspolczesny angielski nigdy nie byl uzywany w sredniowieczu. Natomiast w dialektach amerykanskich, ktore w XVIII i XIX wieku wolniej ewoluowaly niz angielszczyzna w Anglii przetrwaly formy gramatyczne i slownictwo, ktore z oxfordzkiego angielskiego zostaly wyparte.
TaTaTa, jak najstarszym angielskim gada się w afryce, oni są tak zacofani, że teraz dopiero uczą się angielskiego sprzed 500 lat. Ten obecny poznają gdzieś za 300 lat.
źle to sformułowałem, bo oczywiście akcja gry o tron trudno powiedzieć, żeby się działa w średniowieczu, a po drugie akcenty i dialekty średniowiecznej Anglii były dla nas nie do pomyślenia i gdyby ich użyć w jakiś sposób, nikt by nie zrozumiał. Mam na myśli to, że dla większość widzów zastosowany BrE w Grze o Tron daje właśnie wrażenie tego 'staroangielskiego', co nie byłoby możliwe przy jakiejkolwiek odmianie AmE.
Daje "wrazenie". I nic ponadto. Bo z prawda historyczna nie ma to nic wspolnego. Bazuje to tylko na stereotypach, ze w Anglii rzekomo mowi sie bardziej archaicznym angielskim. I ten bledny stereotyp wykreowalo Hollywodzkie kino wlasnie.