Skusiłam się, żeby obejrzeć ten serial, bo prawdę powiedziawszy wydawał się być całkiem dobry, w reszcie coś na czasie i o dobrym scenariuszu. Po pierwszym odcinku stwierdziłam, że piloty zawsze są nudne. Ale niestety kolejne odcinki tylko mnie coraz bardziej irytowały. Serial jest bez polotu, postacie są przerysowane i nudne, jedyna wyrazista i nieprzewidywalna postać to Sue. Ale nawet Sue nie ratuje tego serialu, któremu czegoś po prostu brak.
W zasadzie od serialu powinny mnie odstraszyć już tematy które tutaj zakładacie "bitwa postaci" itp -.-
Serial rozumiem, nie musi się podobać, ale zainteresowało mnie twoje ostatnie zdanie. Dlaczego powinna Cię odstraszyć "bitwa postaci" i inne tego typu gry? ;)
Nie zgodzę się... wiesz, że należysz do nielicznej mniejszości ;) Ale szanuję to... Twój wybór. Serial jest jak najbardziej bardzo dobry. A co do postaci to już lekkie przegięcie - plejada najróżniejszych charakterów, uczuć i marzeń... jeśli to jest dla Ciebie nudne, to być może jednak wolisz seriale lekkie i przyjemne, lecz nie do końca na artystycznym poziomie...
Gdyby serial oceniać pod kątem : Dobry czy Niedobry ? To 1 sezon był 10/10, 2 na 8/10 (chociaż ja daję mu 9/10), a 3 sezon na razie 9/10 - z czasem wierzę, iż więcej.
Glee to serial przełomowy, oryginalny, niecodzienny. Takim pozostanie.
Serial jest bardzo pozytywny, pochyla się nad trudnymi sprawami i ukazuje je w przystępny sposób. Odnośnie przerysowania, to moim zdaniem to sprawia, że bohaterowie właśnie nie są nudni. Wredna Santana, maksymalnie stereotypowy Kurt, typowa blondynka Brittany, chorobliwie ambitna Rachel, pedantyczna Emma nadają dla serialu smaczku. Dla kontrastu są też niczym nie wyróżniający się Artie, Tina czy Mike i według mnie dlatego są mniej interesujący.
Dzięki serialowi poznałam wiele piosenek, o których wcześniej nie słyszałam, a te co już słyszałam nierzadko w wykonaniu obsady przebijają oryginały.
Machnęłam się, Brittany - nietypowa, a wręcz przysłowiowa blondynka. wybaczcie koleżanki blondynki za tamto:D
Dokładnie zgadzam się. Jak dla mnie serial jest fajny ponieważ ukazuje takie życiowe realia. Nie ma w nim tematu tabu. Dla mnie to zamknięcie w jednym pomieszczeniu ludzi którzy różnią się od siebie wszystkim, którzy mają inne poglądy, marzenia, stereotypy myślenia, osoby które się nienawidziły, które gdyby nie wstąpienie do Glee nigdy w życiu nie zamieniłyby ze sobą słowa, ani się zaprzyjaźniły. Spójrzmy: Rachel- niezwykle ambitna dziewczyna uważająca się za najlepszą wokalnie i że tak powiem czasami nawet zbyt arogancka" ja jestem najważniejsza" ale w szkole jest tylko szarą myszką nękaną przez cheerioski. Finn- rozgrywający drużyny Futbolowej który chce być popularny. Quinn- kapitan cheeriosek i klubu czystości, samolubna, wredna dziewczyna. Puck- szkolny łobuz, wrzucający ludzi do śmietnika, członek drużyny futbolowej, Santana- wredna, arogancka i jędzowata laska która myśli że wszystko jej wolno, oczywiście cheerioska. Brittany- cheerioska, pusta blondynka. Kurt- pyszałkowaty gej, który jest dyskryminowany przez Futbolistów. Artie- chłopak z marzeniami poruszajacy się na wózku, również wrzucany do toi toi. Tina- małomówna, mało błyskotliwa jąkała. Mercedes- puszysta laska z dużą nadwagą uważająca się za diwę, i Mike- Futbolista małomówny, nie wyróżniający się kochający taniec. Tutaj każdy reprezentuje coś innego każdy jest inny i to jest właśnie fajne, że nie są pokazane tu tylko osoby cudowne, bez wad, czy też znów same osoby biedne i pokrzywdzone przez los. Tutaj możemy zobaczyć mieszankę wszystkiego i całkiem to ciekawie wyszło.
Serial wcale nie pokazuje jakie są realia. Jest nieżyciowy. Owszem, osadzony w rzeczywistości, ale nieżyciowy. Znasz chociaż jedną osobę taką jak Rachel, albo Santana. Postacie nie są na cale szczęście czarno białe, ale zarys ich cech jest tak mocny, tak nierealistyczny. Mówiąc o nich strzelasz jedną cechą i już- mamy postać. Nie ma takich osób. Spróbuj siebie opisać poprzez jedną cechę. Trochę ciężko.
Ale to przerysowanie jest fajne. O dziwo, nadaje temu serialowi styl, który się podoba.
Wracając do tych realiów, to pokazuje on przerysowane amerykańskie realia. Nasze polskie realia pokazuje Klan. Chociaż bardziej pokazuje naszą nieudolność w pisaniu scenariuszy. Niestety
Właśnie o to chodzi w tym że postacie są przerysowane i uwierz znam pare takich rachelek i jedną taką Santane - nawet pod względem puszczalstwa xd.
Gdyby ten serial nie miał tak niesamowitej oprawy muzycznej nie tknęłabym go patykiem. Opis odstrasza.
Ale, ale. Nie znaczy to że fabuła jest zła a postacie nieciekawe. Po prostu gdyby ten serial nie byl musicalem stwierdzilabym, że nie chcę wciągać się w jakiś moralizatorski film dla młodzieży. Bo tak wynika z opisów, recenzji.
Postacie są ciekawe, tylko niezwykle irytujące.
tak jak irytujący są ludzie..
zgadzam się,że postacie są przerysowane , ogladajac czasem az sie wzdrygalam ze to az tak, ale to po prostu hiperbola ;p , a zaloze sie ze w naszych szkolach , uniwerystetach i na okolo wystarczy sie rozejrzec zeby znaleźć setki takich Rachel, Finow i innych..
a co bardziej mi się podoba w tym serialu,ze pokazuje, iz mimo takich roznic, slabosci ,wad, nawet nienawisci, wszyscy tak naprawde szukaja milosci i akceptacji i kiedy ja znajdują mogą stać zupełnie innymi ludźmi niż byli przedtem :)
Owszem postacie są przerysowane, racja ale mi się zdaję że są ukazane aż w tak charakterystyczny sposób żeby zwrócić naszą uwagę na pewne cechy osobowości tych ludzi.
Zarzucasz, że postacie są przerysowane, a mówisz, że lubisz Sue... To bez sensu;)
O, dokładnie to samo myślę - nieżyciowy ! Te postacie są tak mało realistyczne, że aż mnie to nudzi. Z resztą jest to problem większości nowych seriali amerykańskich, zupełnie jakby korzystali z jednej szuflady z wzorcami osobowymi. No i te historie, jak zwykle nierealne i przewidywalne. W serialu dużo się dzieje ale panuje taki chaos, który mnie osobiście nie zachęca do zagłębiania się w problematykę, tylko nudzi.
No tak, tylko postać Sue jest ciekawa i zabawna. przez Rachel osobiście prawie połamałam sobie zęby od zaciskania szczęki.
Owszem lubię lekkie serialiki, nic mnie tak nie relaksuje, ale ten serial nawet nie jest "przekombinowany" on jest po prostu.. PŁASKI.
Nie zrozumiałaś mnie. Sue jest najbardziej przerysowaną postacią w tym serialu.
Wiem. Przecież napisałam, że wszystkie postacie są karykaturalne. Ale Sue jest jedyną postacią, która umie zrobić z tego jakiś pożytek. Mało takich zawziętych złych charakterów które wzbudzają sympatię? Sue jako jedyna wprawia w ruch ten serial, popycha akcję, coś się dzieje. Ale to za mało żebym przyznała rację setkom wielbicieli Glee, jakoby był to serial fantastyczny i niepowtarzalny.
postacie i sytuacje mają być przerysowane i wyolbrzymione [!], mają przedstawiać stereotypy i mają je niszczyć, bo żadna postać nie jest naprawdę taka, jak jej pozory, nie jest czarno-biała, co stwierdzamy, poznając je przez wiele odcinków. Finn wcale nie jest głupkowaty, a Brittany pusta, Santana to coś więcej niż wredna jędza, a Rachel oprócz chorobliwej ambicji jest niesamowicie ciepłą osobą; każda postać coś przedstawia, ma swoją główną cechę - często wadę, godną potępienia, ma jakieś motywy i powody do takiego zachowania. każdy ma coś w sobie, jakiś talent, własne przeżycia, które czynią ich wyjątkowymi, tak samo jak wszyscy ludzie są wyjątkowi. mimo tej jednej-dwóch charakterystycznych wad. ;)
serial skupia się na ważnych problemach, od akceptacji innych orientacji, po radzenie sobie z problemami rodzinnymi przez znęcanie się w szkołach. robi to w sposób najlepszy, jaki można - nie są to tanie dramaty, bo jeśli łzy, to tylko pod wpływem prawdziwych uczuć; przerysowanie to ich metoda na zwrócenie uwagi na różne sprawy. i, jak wyżej zaznaczono, Sue jest jedną z najbardziej przerysowanych i złożonych postaci [skąd w ludziach taka nienawiść, czemu się znęcają? co ich musiało spotkać czy może są źli z natury?], muszę to przyznać, mimo że jej nie lubię.
+ ogromna dawka świetnej muzyki.
aa, i nie wiem, co mają tematy, zakładane na forum, do poziomu serialu. też nie lubię takich bzdurek, ale to nigdy nie wpływa na moją ocenę filmu/serialu, bo pod każdym znajdą się tematy typowo 'rozrywkowe', a nie tylko egzystencjalne przemyślenia. ;D
pozdrawiam ;)
Ale to zawiera się w praktycznie każdym serialu, Glee nie jest w tym temacie serialem przełomowym. Spodziewałam się czegoś na poziomie, ale się zawiodłam. Jedyne co wyróżnia ten serial, a i mnie tym właśnie zwabiło - to scenariusz. Chór składający się z ludzi o różnych charakterach, których na dodatek grają osoby świetnie utalentowane. No i mamy - to co zwykle plus słodziutkie obrobione komputerowo głosiki, w sam raz dla przeciętnego amelykańcika.
jasne, w wielu serialach taka tematyka jest poruszana, ale jednak jest różnica między treścią [i formą], jaką niesie ze sobą takie 9o21o, Plotkara i Glee. z tych trzech, a wszystkie oglądam regularnie, jeśli miałabym wskazać 'najbardziej mądry serial', od razu bym powiedziała, że Glee, chociaż do bólu przerysowany, chwilami przesadzony, przesłodzony, aż nieprawdopodobny. :P
każdy myśli to, co myśli, ma inny gust; mi to wszystko odpowiada. :)
Yootsuu- myślimy podobnie. Dla mnie Glee jest innowacyjne. To typowa "hybryda" gatunkowa. Posiada cechy dramatu, komedii i musicalu+ konwencja satyryczna( groteska i hiperbolizacja). Dzięki takiej formie wprowadza u odbiorcy dystans, a dzięki temu(jak to pisał Walter Benjamin) możemy spojrzeć na coś z szerszej perspektywy. Tak jak wspomniałaś każda z postaci ma wady i zalety. Z jednej strony mogłyby się one wydawać stereotypowe, jednak wraz z rozwojem akcji przechodzą one przemiany. Serial ten pokazuje jak ludzie mogą się od siebie nawzajem uczyć, pokazuje jak zyć we wspólnocie. Przez wzajemne kłótnie, mogą wyciągać wnioski, uczyć sie na błędach. to serial mówiący o tym, że każdy człowiek powinien dostać druga szansę. Uczy miłości i szacunku do każdego człowieka. To również mini przekrój przez Amerykę. Glee ukazuje ją jako państwo o różnorodności kulturowej i społecznej niebotycznych rozmiarów. Jednak pomimo tych różnic sa przyjaciółmi... Och jaja lubie ten serial. Ma mnóstwo zalet i tak mało wad.;)
dokładnie :)
dlatego o 15.4o z przyjemnością włączę TVP1 i obejrzę z tatą stary odcinek, chyba dzisiaj będzie ten z piosenkami Madonny :P
Mimo, że zgadzam się z Tobą w 100%, to rozumiem też dokładnie co może w tym serialu przeszkadzać. Zaczęłam oglądać Glee tylko ze względu na oprawę muzyczną, a w pewnym momencie nawet ona nie mogła załagodzić wrażenia zniesmaczenia szablonowymi postaciami. I całkowicie rozumiem (i nawet pochwalam), co twórcy zamierzali przez to przekazać, bo jest to serial o funkcji do głębi edukacyjnej, nastawiony na młodych amerykańskich odbiorców, i tylko ta świadomość, że Glee próbuje mnie edukować i oświecać w sposób tak perfidnie oczywisty trochę mnie irytuje. I nie jest to w żaden sposób krytyka serialu, bo swoją funkcję spełnia on doskonale i dla odbiorców których twórcy sobie ustalili jest idealny. Po prostu każdy serial ma swoich.
No to tym to mnie zwaliłaś ......już widzę ciebie na na scenie czy za kamerą szanuję ludzi ale jak mówią do rzeczy a teraz to kompletną bzdurę palnęłaś
A mi w tym serialu najbardziej nie odpowiada właśnie oprawa muzyczna. Jest tam tyle pięknych piosenek, które zmasakrowali, że postanowiłam zaprzestać na obejrzeniu kilku odcinków. Nie będę oceniać postaci, gry aktorskiej, scenariusza czy funkcji serialu, bo po tych kilku odcinkach nie powinnam się na ten temat wypowiadać, ale nic mnie tak nie wkurza jak spartolenie klasyka, są piosenki których się nie tyka i tyle.
Jakie na przykład?
Wiele piosenek ma spłycony przekaz, albo zupełnie inny niż oryginał. Ale nie przypominam sobie w tej chwili żadnej zmasakrowanej piosenki. Za to wiele odnajduję takich, które podobają mi się właśnie w glee wersji, bardziej niż w oryginale. Np. Run Joey Run, Papa can you hear me.
Może Britney Spears została trochę zmasakrowana. A z ostatnich to Jolene (choć tutaj dla mnie wygrywa Jack White z oryginałem( o Glee juz nie wspominając)). Ale, nie było to na tyle złe wykonanie, żeby się zrazić. Po prostu gorsze.
He he nie piszę o Britney a np. o Imagine Lenona. Piosenka zmasakrowana od momentu gdy zaczyna śpiewać ta dziewczyna, początek całkiem niezły, Ci niesłyszący migają tekst, ale potem zaczyna się istny koszmar (według mnie). Dla porównania piosenka w wykonaniu Glee http://www.youtube.com/watch?v=ayVO5Wp6pp0
i oryginał http://www.youtube.com/watch?v=XLgYAHHkPFs
Jak dla mnie są piosenki, których się nie tyka, ta jest jedną z nich. Interpretacje piosenek w Glee są dla mnie trochę cukierkowate, słodziutkie amerykańskie głosiki sprawiają, że dana piosenka traci swój wyraz i tyle.
Nie potępiam Was, że oglądacie serial i się Wam podoba, ale moja opinia jest taka i chyba jej nie zmienię. Jestem wyczulona na punkcie masakrowania takich piosenek :)
Tak na marginesie, uważam że pomysł na serial jest całkiem niezły, przynajmniej młodzież usłyszy o wspaniałych starych piosenkach a nie ograniczy się do beznadziejnych rąbanek, które serwuje Wam MTV, Viva i inne badziewie. Pozdrawiam i życzę miłego słuchania.
Muszę sie nie zgodzic. Wg mnie dobrze,że ten serial zabiera sie za takie utwory. Przynajmniej niektórzy poznają wartosciowa muzykę i być może sięgną po oryginał. Ja np po usłyszeniu piosenek z odcinka 'rumours' (seria druga odcinek 19), który był poświęcony płycie zespołu fleetwood mac pod tym właśnie tytułem, sięgnąłem po ta płytę i jest rewelacyjna! A nigdy bym nie pomyślał,że polubię cokolwiek tego zespołu:P Mimo wszystko zachęcam do oglądania i trochę więcej dystansu do tych przeróbek;)
Przecież napisałam, że pomysł ze starymi utworami jest dobry, nie mam nic przeciwko jeśli piosenki te zostaną zaśpiewane dobrze, bez żadnych ochów i achów, ale to zdarza się rzadko. Ja nie zniechęcam do oglądania, wyrażam tylko swoja opinię.
Ok rozumiem, ale mimo wszystko pociągnie temat. Myślę,że aby w pełni docenić ten serial trzeba się otworzyć na jego musicalową formę. Mi to,szczerze mówiąc, zabrało trochę czasu,ale jak już zaskoczyło to tyle. Ja podchodziłem dwa razy do obejrzenia i nie mogę przestac:) ochy i achy wynikają tylko i wyłącznie z konwencji. I chyba tak naprawdę jedyną postacią która śpiewa w podniosły sposób jest rachel(no może jeszcze momentami kurt i mercedes)
No właśnie ja nie bardzo lubię ten "sweetaśny" styl, który jest wszechobecny w musicalach. Chyba jedyny film tego typu, który mi się podoba to Grease. Dla każdego coś innego :)
Pewnie,że tak. A co do musicali to polecam Hair-nie taki przesłodzony i z naprawdę świetną muzyką:)
Dokładnie, ostatnio go sobie odświeżyłam po tym jak usłyszałam go w AHS, jeśli lubisz horrory to polecam (muzyka też jest zachęcająca w tym serialu :)
Chodzi Ci o American Horror Story? Jeśli tak to slyszalem, że dobry. No i ci sami producenci co w glee;) A horrory uwielbiam.
Tak, tak właśnie o to mi chodzi, serial świetny, może nie jest mega straszny, ale ma baaardzo ciekawych bohaterów.
Bardzo mi się podoba to, że autorzy tego serialu sięgnęli po utwory musicalowe. Wielu z nich do tej pory nie znałam.
Osobiście jestem fanką musicalów, wszelkiej maści, począwszy od Cry Baby, skończywszy na Upiorze w Operze czy Chicago. I dlatego właśnie to jest serial dla mnie. I dlatego mi się podoba. I dlatego chcę więcej.
Fakt faktem, że musicale zawsze mają fabułę dość płytką. Trochę generalizowanie, ale niestety tak się przedstawia ogół. Chociaż w sumie... czy to taka wielka strata? Gdyby musicale miały jeszcze wielopłaszczynowe fabuły, i niosły jakieś wielkie ukryte treści może by było to już za wiele. Musical to show. Pokaz przede wszystkim formy, mniej treści.
Wiele musicali jest przesłodzonych, trudno się nie zgodzić. Najbardziej przesłodzony musical ever - Moulin Rouge. Mimo wszystko polecam;]
Mój nr 1 to chyba jednak Grease. A ze scenicznych Le Roi Soleil.
Grease zgodzę się był świetny, z bardzo dobrą muzyką, Upiór w Operze jest moim wielkim zawodem, spodziewałam się czegoś lepszego :)
Upióra oglądałam raz i w sumie też jakiegoś wrażenia wielkiego na mnie nie wywarł. Ale, było to bardzo dawno temu, kiedy jeszcze musicale mnie wlaściwie w ogóle nie interesowały.
Kolejna moja styczność z Upiorem była kilka lat później, gdy wystawiali go w Romie. Był to najlepszy musical jaki kiedykolwiek widzialam na deskach teatru. Fakt, że za dużego wyboru w Polsce nie mamy. A jak się nie mieszka w Warszawie to już w ogóle. Ja mam teatr w Gdyni. Ale Gdynia a Wawa to zupełnie różne kategorie. Inny budżet i zdecydowanie inny repertuar. Obecnie wymyślili sobie, że wystawią Shreka. Podczas gdy Roma wystawia Les Miserables, ja mogę sobie oglądać zielonego potwora.
"nastawiony na młodych amerykańskich odbiorców" dlaczego?
hmm.. czasem sobie myślę, ze naszemu zaściankowemu tak często społeczeństwu przydałaby się ta amerykańska perspektywa..
palnęłam bzdurę?
Ookej, spójrzmy prawdzie w oczy, dobrzy aktorzy przestali się rodzić po ok r. 70 a ostatnim przedstawicielem tego gatunku jest m. in. Al Pacino. Więc nie będę oryginalna w tym stwierdzeniu, ale muszę, po prostu muszę to napisać, gdyż :
Nowożytni amerykańscy "aktorzy" to jakiś żart i totalna katastrofa w jednym. Mimika, reakcje, a nawet głos (!) wysysają z jednego źródełka, a zwie się ono KICZ.
reżyser Glee postanowił widać zrobić serial (co widać najbardziej w pilocie) "z kamerą wśród ludzi w ich naturalnym środowisku" co wyszło by mu dobrze, gdyby nie fakt, iż większość aktorów zachowuje się sztucznie i sztywniacko.
Nie przemawia do mnie ten serilaik po prostu. Może sobie tam lecieć jak piłuję paznokcie, ale szału nie ma.
Rozumiem, że nie przemawia do ciebie serial. Ale, żeby ocenić grę aktorską potrzeba trochę więcej niż dostrzeżenie, że postacie są sztuczne. Kiczu też jest sporo. Jasne. Ale aktorom nie mam w sumie wiele do zarzucenia. Chcesz zobaczyć zle aktorstwo to popatrz sobei na Bonnie Wright. Albo obejrzyj Klan.
Nie rozumiem jak można twierdzić, że dobrych aktorów już nie ma. Wydaje mi się, że taki pogląd rodzi się z tego, że młodzi aktorzy grają często w słabych filmach. Słabych scenariuszowo, albo jakiś wielkich efekciarskich produkcjach.
I tutaj również bym poleciła Klan, aby sobie poobserwować jak aktor może wybrnąć ze złego scenariusza , albo jeszcze bardziej się pogrążyć. Można sobie poobserwować aktorów którzy sobie radzą, mimo sztywnych dialogów. Choć większość wypada fatalnie.
Myślałam, że właśnie to opisałam.
Postacie są sztuczne bo tak jest napisane w scenariuszu.
I wydaje mi się, że to właśnie scenariusz cię drażni, a nie jakaś gra aktorska. Mnie osobiście nieraz zadziwia co ci ludzie wymyślają, tylko po to aby dopasować jakąś piosenkę, albo żeby poprowadzić akcję takim torem. I czasem denerwuje.
No w sumie to nie opisałaś. Rozumiem, że nie jestem krytykiem , ale by stwierdzić że aktorzy grają kiepsko wystarczy chwila uwagi. Kilka razy podbijałam pod ten serial ze szczerą nadzieją, ale jest po prostu stratą czasu. I nie winię za to scenariusza, bo jest świetny. Winię za to okropny playback no i , niech Ci będzie, fakt iż scenariusz nie jest dla tych aktorów stworzony. Ale przecież nie będę oglądać Glee z litości. Tak samo jak nie oglądam Klanu.
Jakieś konkretne osoby sobie nie radzą? Czy poprostu producenci zebrali całą ekipę nieutalentowanych aktorsko młodych ludzi?
Nie widzę w tych aktorach nic rażącego. Jest kilka słabych aktorsko scen, ale według mnie to wina głównie scenariusza, że dialogi są nieżyciowe. No...aktora trochę też, ale takie sceny mogę policzyć na palcach jednej ręki. A tak naprawdę to w tej chwili pamiętam jedną taką scenę.
Playback to playback. Nie wiem do czego się tu przyczepiać. Gdyby śpiewali " na żywo" byłoby prawdziwej, może fajniej, ale napewno nie byłoby tak czysto. To jednak film, musical, i każdy jest nagrywany w ten sposób.