Odradzam ten serial.
Minusy:
-beznadziejne teksty bohaterów
-akcja nie trzyma w napięciu
-trudno mówić o fabule, wiele relacji miedzy bohaterami słabo czytelna
-praktycznie nie ma scen walki choć to film wojenny
-aktorstwo woła o pomstę do nieba
-nie ma klimatu żołnierskiego życia
-postać reportera i Trombleya absolutnie bez wyrazu
Plusy:
-muzyka nawet, nawet
-dość realistyczne odwzorowanie operatywności oddziałów zmotoryzowanych (hammery), choć samej walki prawie nie było.
-parę zabawnych scen
-ukazanie nowoczesnego, zautomatyzowanego wojska
-próba ukazania bezsensu wojny, która to nie do końca wyszła
Miało być ambitnie, realistycznie i prawdziwie ale wyszło mocno średnio.
słabe 6/10
ja właśnie przed chwilą przerzuciłam moje zaznaczone fragmenty i niektóre dialogi zwalają z nóg. Szczególnie lubię przemyślenia Brad'a o religii i kobietach;)
Ale znalazłam też coś Fick'a np w Saddam City w czasi " ensuring security and mutual trust between us ( Marines) adn the local populace" - Fick " What we did up to now was the easy part. This is where teh work really begins". GK
I właśnie takie zdania i takie rozeznanie sytuacji ( jest walka, ale ważne jest też to co będzie po, czyli moment stabilizacji sytuacji) sprawia, że Fick jest dla mnie numerem jeden tej opowieści:)
a ja na moment otworzyłam książke Nate'a - końcowe strony - i przeczytałam coś takiego... (nie wiem czemu ale poruszyło mnie to...)
"I felt lonely that night in the hotel room - no radios hissing, no stars overhead, no Marines standing watch beside me. I slept in two-hour chunks. Befor dawn, I woke up and took my second shower of the night, just because I could. A dark brown face stared back from the bathroom mirror. I saw lines on my forehead I hadn't noticed before. The horseshoe still hung around my neck on its loop of parachute cord. I slipped it up and over my head for the first time since Christmas.
(....)
I sized people up on the street, looking head to toe for the telltale bulge of a pistol or a bomb. Not having a tourniquet and IV bag nearby made me vaguely uncomfortable. I ate up every scrap of news about the men still fighting but preferred not to talk about it. I cried sometimes for no reason at all. When driver cut me off in a merge lane, I visualized, without emotion, pulling his head back and cutting his throat with my car key. On the Fourth of July, a firecracker sent me diving behind a car door, reaching for a pistol that wasn't there."
hmmm..w sumie nie dziwię się "wojna" to przecież spora część jego życia. Pewnie dlatego ma takie odczucia i takie reakcje. Dobrze tylko jeżeli nie zmieniają się one w jakieś nieuzasadnione akty agresji, a myślę że w przypadku Pana Fick'a tak jest.
Kurcze muszę kupić tą książkę koniecznie. Bo coś mi się wydaje, że będzie w niej trochę opisów z punktu widzenia psychiki żołnierza. A właśnie aspekt ludzki w opowieściach o wojnie interesuje mnie najbardziej.
nieuzasadnione akty agresji to chyba nieodłączna część życia żonierzy, którzy wrócili z wojny. przez pierwsze kilka miesięcy po powrocie oni myślami wciąż są tam. naszczęście większość jakoś z tego wychodzi. ale są tacy, którzy nie potrafią zapomnieć - ludzie z ich otoczenia nie rozumieją tego co przeszli - i kończy się tym że chcą wracać na wojne...tam gdzie są ludzie którzy czują to samo. jakiś czas temu był w tv dokument "Prawda po zabijaniu" - były tam historie żołnierzy, którzy tuż po powrocie do kraju zaraz chcieli wracać na wojne bo nie mogli się odnaleźć w normalnym świecie. część wracała na wojne, część popełniała samobójstwo..
właśnie chodziło mi o tą dłuższą perspektywę. Żeby umieć jakoś na nowo odnaleźć się w społeczeństwie, w tzw normalnych warunkach. Podejrzewam, że może to być trudne, ale myślę, że "silny" człowiek da radę. Zresztą nie chcę tu teoretyzować, bo nigdy nie byłam i mam nadzieje, że nie będę postawiona w takiej sytuacji.
bardzo dobrym filmem o próbie odnalezienia się z daleka od wojny jest "the hurt locker". o tym jak w pewnych przypadkach (myślę, że mimo wszystko odosobnionych) jest to po prostu niemożliwe. bo wojna uzależnia.
częściej chyba jest jednak tak, jak z bohaterami GK. niektórzy wracają kilkakrotnie, bo to jest coś w czym są dobrzy lub z powodu przyjaciół, których nie chcą zostawić. a potem próbują ułożyć sobie życie jakoś inaczej. choć niewątpliwie nigdy nie uda się wymazać tego wszystkiego przez co przeszli
hmm to muszę go zobaczyć,a ten film został wydany w Polsce ( można go wypożyczyć) ? A znasz jeszcze jakieś inne ciekawe filmy o tej tematyce?
bardzo ten fragment przypomina ostatnie strony (najlepszą część swoją drogą) "żmiji" Sapkowskiego.
podobno jak fick obejrzał pierwsze 3 odcinki, to narzekał,że przedstawili go jako niewiniątko, co wright skomentował, że po 1sze: to nie prawda, a po 2gie: ciężko zobaczyć samego siebie, takim jak widzą cię inni. i z mini serii, i z obu książek wynika, że to po prostu mądry i porządny facet jest (w sensie żołnierskim i ogólnym). na filmie najbardziej lubię, jak przklina. bo sands ma taką niewinną buźkę, że jak padają kwestie typu: "and nobody fuckin spoke to you", nie można powstrzymać się od uśmiechu =)
książka podaje dużo więcej informacji, które w mini serii są albo tylko zarysowane albo pominięte pewnie z powodów czasowych. fajnie jest mieć tą dodatkową wiedzę o wszystkich marines, których wright spotakał, bo z niej wyłania się pełny obraz, dlaczego młodzi ludzie zgłaszają się na tą wojnę.
poza tym książka zakończona jest epilogiem, a późniejsze wydania także posłowiem, w których wright pisze, co wydarzyło się później (stąd trochę inna ocena encino mana i casey kasema)
u mnie też najpierw była mini seria, później książka ficka, książka wrighta i znowu - kilkakrotnie =) - mini seria. wszystko idealnie się dopowiada. i nawet jeżeli pierwszy raz jest trudny, to jak już się wejdzie w ten świat, można naprawdę docenić, że odwalili kawał dobrej roboty (twórcy obu, a nawet trzech =))
To prawda Sands i przekleństw nie idą w parze:) We mnie to on wzbudzał taki matczyny instynkt...taki chłopiec. Może to przez niego obraz Fick'a wydawał mi się lżejszy:) Tak czy siak dla mnie jest numerem jeden. I też z tego co widziałam i czytałam wydaje się być (dla mnie) bardzo porządnym gościem. Podoba mi się jak umie ocenić sytuacje , i to że nie idzie ślepo za rozkazem, tylko myśli i rozeznaje każdą sytuacje. Ja czytająć książkę GK zaznaczałam sobie niektóre fragmenty. I tych przemyśleń Fick'a też trochę. Chciałabym jeszcze kiedyś do nich wrócić:) Do mini serialu zresztą też:)
A inne postacie jestem ciekawa jak Wy je oceniacie?
Sands i przekleństwa... no może w niektórych sytuacjach rzeczywiście średnio mu to idzie - ale jak opieprzał Casey Kaseya za wysłanie ludzi na bagna to mnie dreszcz przeszedł :) może dlatego że ja zamiast niewinnej buźki Starka widze twarz Nate'a...
W sumie prawdziwy Fick też ma takie delikatne raczej rysy, też po tych filmach co z nim widziałam trudno mi sobie wyobrazić go wkurzonego na maxa:)
Oboje Panowie mają sympatyczny wygląd:)
Dla krytykantów - sugerowałbym z militarnego punktu widzenia poczytać jak obecnie wygląda konflikt zbrojny, a nie nazywać go miernotą bo nie ma takich scen jak w filmach w realiach II wojny czy też kina akcji w stylu Ramba i wszelkim produkcji o przekozaczonych amerykańskich komandosach. Operacja "Iracka Wolnosc" to nie Normandia, Pearl Harbor i Stalingrad.
A w filmie uwielbiam Kapitana Amerykę - największego hipokrytę z wszystkich. Pozer lansujący się na bohatera z krzykiem biegnącego przed siebie tłukąc z karabinem, wariata, amatora kałacha - a w gruncie rzeczy idiotę, ciotę i tchórza. Ile razy sam prawie nie ukręcił sobie bata na siebie. Najlepsza scena z rozwalaniem cywilnego samochodu z AK - "Zikwiduje transport wroga", czy też scena na lotnisku.
Nie rozumiem zarzutów. To nie jest film wojenny w rozumieniu "Szeregowca Ryana", czy nawet "Kompanii Braci", która powinna być lepszym odniesieniem. Nie można idąc na komedię narzekać, że za mało się płakało, a oglądając bajkę Disneya psioczyć na brak gry aktorskiej.
Najbardziej mnie jednak śmieszy narzekanie na brak żołnierskiego klimatu i to opierając swoje zdanie na silnie fabularyzowanych filmach wojennych z poprzednich lat. To samo zresztą tyczy się realizmu: film okazuje sie nierealistyczny, bo nie ma w nim scen typowych dla innych produkcji, czyli ogromnej ilości wybuchów, przez które przebiegają główni bohaterowie, intensywnego ostrzału artyleryjskiego itp.
A to, że jest dość dokładnym odwzorowaniem bardzo prawdziwej książki, która doprowadziła nawet do kilku procesów i degradacji, ponieważ oddawała wszystko bez przejścia przez sito wojskowej cenzury? Nie ma znaczenia, to tylko szczegół.
Teksty są beznadziejne, prawie się zgodzę. Wiesz z czego to wynika? Z tego, że są dość dobrze odwzorowane (posłuchaj sobie gadania podczas końcowych napisów, tam jest kilka ciekawych dialogów). Posłuchaj sobie ludzi rozwiajacych w tramwaju - czy oni mówią cokolwiek sensownego? Nie, ludzie na codzień gadają głupoty, a nie sypią tekstami wymyślonymi przez scenarzystę.
A co do aktorstwa: wielu z żołnierzy grających w filmie... to marines, którzy służyli w 1. RCT (zwłaszcza, w co ciężko uwierzyć, Reyes). Wiadomo, nie czyni ich to dobrze odgrywającymi swe role, ale pokazuje jak wiele sił przyłożono aby film był w 100% odpowiadający warunkom.
Mam złe wieści. Tak wygląda wojna w XXI wieku, z zastosowaniem nowoczesnej techniki. Zrzucanie bomb i rakiet przez lotnictwo i śmigłowce, ostrzał artylerii i czołgów, walka na dalekim dystansie, gdzie przeciwnicy się nie widzą w trakcie, jedyne co to skutki ataków. Ze 100% żołnierzy, walki prowadzi tylko jakieś 15%, bo reszta to niewale na tyłach, zajmujący się zaopatrzeniem, uzdatnianiem wody itp Musisz poczekać, aż nakręcą jakis dobry film o SAS, Delta Force albo Navy Seals. Dobrym materiałem na film, była by Operacja Anaconda, purrysowe niestety zwycięstwo USA w Afganistanie.
Odpowiedzi fanów GK zachęciła mnie do obejrzenia tego miniserialu. Bardzo spodobało mi się to, że nie ma w nich rzucania mięsem, a czysta argumentacja. O filmie najlepiej świadczą wypowiedzi jego fanów.
Co do całego wątku, który stworzył Non200, to wpadło mi tu skojarzenie z filmem "showtime", gdzie R. De Niro na każdym kroku pokazuje dlaczego pewnych rzeczy nie robi się w prawdziwym życiu.
pójdź do gimnazjum i zapytaj nastolatki jakie lobią filmy a połowa z ich ulubionych filmów znajduje się w twoim beznadziejnym i typowym repertuarze. Szkoda że nie oglądasz polskich klasyków polecam Kieślowskiego. jest o kilka poziomów lepszy niż twój wybór. aż dziwne że nie dodałeś czegoś z kina irańskiego to jest teraz na topie. idiota.
Twa wypowiedź niezrozumiałą jest. Przedstaw bardziej spójne argumenty, bo uciekasz się do ogólników, nie wspominając o "idiotach"
Film jest praktycznie sfabularyzowanym dokumentem. Wszystko na co zwróciłeś uwagę to racja. Ale tak rzeczywiście wygląda współczesna wojna. Nie samotny Rambo a banda prostych, żeby nie rzec prostackich chłopaków, upchniętych w samochody terenowe, którzy walą ze strachu do wszystkiego co się rusza.
To czemu oglądaleś do końca? Nie zgadzam się z Twoimi uwagami. Problem w tym, że chciałeś obejrzeć „trochę nowoczesnej wojny” dokładnie takiej, jaką sobie Ty wyobrażasz rozwalony na mięciutkiej sofie. Ja chciałem się czegoś dowiedzieć. Obejrzeć coś, co nie jest nachalną, modną ostatnio agitką pokazującą dzielnych i nieskazitelnych białych chłopców ratujących ślicznne dziewczęta z rąk terrorystów. Było to dla mnie pouczające. W odróżnieniu od Ciebie nie jestem przywiązany do wizji wojny jako pasjonującej, szlachetnej przygody.
"W odróżnieniu od Ciebie nie jestem przywiązany do wizji wojny jako pasjonującej, szlachetnej przygody."
Na podstawie zaprezentowanych przeze mnie na wstępie plusów i minusów spróbuj uzasadnić przynajmniej swoją tezę.
Minusy:
„-beznadziejne teksty bohaterów”
To smutne, że na wojnie tekstów nie pisze bohaterom tekstów dobry literat lub choćby script doctor. Bo taki Heniek lub Zbyszek mają je zbyt oklepane. W Polsce to przynajmniej mowiliby ciągle k...rwa. A tak to za małe stężenie zapadających w pamięć cytatów na godzinę filmu/
„-akcja nie trzyma w napięciu”
Kogo nie trzyma, tego nie trzyma. Jakie ciągłe czekanie i bałagan w armii są nudne, prawda? Powinni coś zrobić, bo przecież wiadomo że wojna jest pasjonująca i trzymająca w napięciu.
„-trudno mówić o fabule, wiele relacji miedzy bohaterami słabo czytelna”
Mam nadzieję, że w Twoim życiu wszystkie relacje są czytelne i fabuła wyrazistsza. Pójdę jutro do pracy a tam znowu fabuła żadna.
„-praktycznie nie ma scen walki choć to film wojenny”
Scecny walki są, choć nieliczne. Sęk w tym, że to oddział zwiadowczy. W takim przypadku walka jest rodzajem klęski. Mają przecież rozpoznać i zabezpieczać, a nie szukac okazji do rozpierduchy. Znowu zbyt mało pasjonująca ta wojna, co? Muszę Cię strasznie zmartwić. Choć propaganda usiłuje stworzyć wrażenie, że 2 wojna w zatoce dorównywała wietnamskiej, tak naprawdę zginęło tylko 3,5 tysiąca Amerykanów. Z czego duża część z powodu friendly fire, problemów technicznych i logistycznych. Większość z 25 tysięcy Irakijczykow została rozwalona w warunkach totalnej przewagi technicznej i panowania w powietrzu. Innymi słowy, robotę załatwiano najczęściej z daleka pociskami sterowanymi, ostrzałem lotniczym i bombardowaniem. Samych bezpośrednich walk oko w oko bylo stosunkowo niewiele i przypadały raczej na oddialy liniowe a nie zwiadu i wsparcia.
„-aktorstwo woła o pomstę do nieba”
Bzdura
„-nie ma klimatu żołnierskiego życia”
Och tak, to może podpowiesz mi jak wyglądało życie w Iraku podczas 2 wojny? Pewnie nie było takich dłużyzn, nudy, oczekiwanie na przydział, idiotycznych wojenek o wąsy. Nie, same epokowe wyzwania, same zagrożenia, rozważania o „wielkiej potędze która oznacza wielką odpowiedzialność”. Przecież życie żolnierza nie może składać się z tylu banałów, prawda? To mało romantyczne.
„-postać reportera i Trombleya absolutnie bez wyrazu”
Oczywiście, wszyscy wiedzą, że każdy reporter jest pełen wyrazu. To romantycy ryzykujący życie dla Prawdy i Sprawiedliwości. Nie mogą, po prostu nie mogą wtapiać się w tło i obserwować. Powinni przynajmniej ze 4 razy uratować komuś życie, zyskać natychmiast uznanie grupy. A jakiż banalny jest Trombley, jaki bez wyrazu. Tępak który marzy tylko o tym, by zabijać i nic innego go nie obchodzi. Byłby bardziej wyrazisty, gdyby dołożył do tego trochę hamletyzmów, jak np. Batman czy Spiderman. A tak, jest mało wyrazisty.
Czy wystarczająco udowodnilem tezę, czy mam pisać większymi literami?