Strasznie smutno się skończył aż płakać mi się chciało. Czy książka też tak się kończy?
Przesadzili z tą wizją świata, liczyłem na jakąś kreatywną zmianę. W sumie historia miłosna z tego wyszła, ale przynajmniej dobrze, że zakończyli to raz a dobrze.
Moim zdaniem to tylko wizja części ameryki, która wyglada jak niektóre kraje afryki czy takie kosovo czy ukraina, a reszta swiata napewno wyglądała w miare ok
wątpie, bo koncepcja wojnay atomowej polega na zniszczeniu wszystkich krajów, które mogłyby po takiej wojnie urosnąć do rangi mocarstwa a tak pewnie stalo się po ataku rosjan(?) lub amerykanów(?)
Tak samo myślę i ogólnie jestem ciut rozczarowany,bo zamach na Kennedy'ego w pewnym momencie zszedł na dalszy plan dla historyjki miłosnej.Po Kingu spodziewałem się,że bardziej popuści wodze fantazji,bo wiadomo,że są duże kontrowersje,że za zamachem stał sam Oswald.
Poza tym w ostatnim odcinku policjanci do składnicy poruszali się mocno żółwim tempem.Jake jest potem ostro przesłuchiwany,jako główny podejrzany,a tu nagle dzwoni para prezydencka z podziękowaniem za uratowanie życia.Rozumiem,bo jest mowa o anonimowości Jake w tej sprawie,ale banalnie wyglądało ot tak odwiezienie go na autobus.No i ta ,,królicza nora'' umiejscowiona w plenerze nie do końca do mnie przemawia,bo przypadkiem ktokolwiek mógł z 1960 przejść do 2016.A po ,,przejściu'',już po krótkiej chwili spotyka Harry'ego,a dlaczego nie Al'a,bo przecież zmienił przyszłość.
Więc tak,jak napisałem we wstępie-mam duży niedosyt...
Ja miałem praktycznie takie same przemyślenia. Królicza nora w książce była na uboczu. Trochę z tym na filmie przesadzili, bohater schodzi po niewidzialnych schodach pośrodku podwórza i nic nikt nie widzi. To samo tyczy się innych szczegółów.
King mnie rozczarował, liczyłem na lepszą powieść, z bardziej rozbudowanym wątkiem podróży w czasie. Dostałem zaś oklepane romansidło, przez które momentami ciężko było przebrnąć. No cóż, zwiodła mnie okładka, która sugerowała, że w książce będzie się działo. A w zasadzie jedyne co zasługuje na pozytywną ocenę to zaledwie początek powieści i koniec. Środek zdecydowanie za długi, za bardzo przegadany.
No i oczywiście zabolało mnie to o czym piszesz - według Kinga za zamachem stał jedynie Oswald. No, co tu dużo mówić... zrozumiałbym, gdyby ta książka powstała 20 lat temu ale pisać coś takiego dzisiaj, gdzie wiele rzeczy jest bardzo niejasnych? Ja rozumiem ślepe uwielbienie Kinga do wartości amerykańskich ale czy nie lepiej by było pozostawić ten watek z zamachowcem chociaż połowicznie otwarty? Tak aby czytelnik nie miał jednoznacznej odpowiedzi? Zakończenie książki trochę zaśmierdziało mi poprawnością polityczną, zupełnie tak jakby King obawiał się, że inna wersja zakończenia może zostać źle odebrana. "No bo jak to? Oswald nie był sam? Niemożliwe!". Dzisiaj coraz więcej przemawia za tym, iż nie był to tylko wybryk jednego szaleńca. No ale nie będę się na ten temat rozpisywał, bo za długo by mówić.
Serial mi się podoba chociaż ostatniego ósmego odcinka jeszcze nie oglądałem. Wątek z Billem był ciekawy, chociaż to jak bezpardonowo się go pozbyli z serialu trochę pozostawia niesmak. No i pewne wątki wyglądają dosyć nienaturalnie, zupełnie tak, jakby chciano je pozamykać najszybciej jak się da.
Tak na marginesie mnie ciekawiło co by się stało, gdyby Jake zabrał ze sobą w teraźniejszość kogoś z 1960 roku, np. Sadie. Czy w ogóle byłoby coś takiego możliwe. No ale to już zwyczajne gdybanie.
Była mowa o tym,że chce Sadie zabrać w czasy teraźniejsze,ale nie oglądałeś ostatniego odcinka,więc więcej nie napiszę,bo,jak obejrzysz końcówkę,to zrozumiesz,że dobrze się stało,iż jej nie zabrał.
A reszta,to mamy podobne zdanie,więc nie ma sensu się rozpisywać.Dla mnie na plus serialu,to było tylko niezłe odwzorowanie lat 60-tych....
No już widziałem ostatni odcinek. Nie był zły, zakończenie mi się podobało. Zresztą takie samo jak w książce. Co o Kingu by nie mówić to jednak ładne zakończenia pisze. To mu wychodzi, nie powiem.
Tak z ciekawości - ile książek Kinga przeczytałeś?
Szczerze od lat nie czytam książek.Mam już 45 lat i wolę spędzić wolny czas przy filmie,niż męczyć wzrok.Choć z książkami Kinga nie miałbym problemu,bo mój brat jest fascynatem jego twórczości i ma jego niezły zbiór.W młodości trochę tego Kinga przerzuciłem,choć więcej pozycji przeczytałem-Guy N.Smitha,A.MaCleana i J.Higginsa,ale za moich młodych czasów,to była jedna z nielicznych rozrywek...
Ty za to popisałeś się komentarzem!!! Niektórzy niestety nie mają czasu,bo jest praca, dzieci,a od kilku lat i wnuczki...ale sam się kiedyś przekonasz...
"King umieścił na swojej stronie obiecane jakiś czas temu oryginalne zakończenie powieści Dallas ’63. Przypomnijmy, że zostało ono zastąpione rozdziałem ‚Obywatel stulecia (2012)’, którego pomysłodawcą był Joe Hill. Oryginalny fragment przeczytac tutaj" http://stephenking.com/other/112263/112263.html
Napisałam ze "zakończenie" a nie całą ksiażke. Na przyszłosc wystarczy poszukać. Chcociaż nie dziwi mnie ze mogleś nie wiedzieć skoro w polskiej wersji ksiązki wydawnictwo pozbyło sie tej informacji . Ale znaj mą łaskę. Prosze bardzo oto info http://stephenking.pl/newsy-swiat/ciekawostka-dotyczaca-zakonczenia-powiesci-dal las-63/
No ma się rozumieć, że chodzi mi zakończenie. Nie miałem pojęcia, że to nie King je napisał, bo faktycznie w mojej wersji powieści nie ma o tym ani słowa. Dzięki za info. Pozdrawiam.
Wiem, że stary post, ale naszło mnie żeby odpisać.
Jak dla mnie to zakończenie jest jak najbardziej otwarte, a nawet skłania ku refleksjom czy Lee Harvey Oswald faktycznie popełnił ten zamach. Dlaczego? Otóż, blizna na czole Jake'a z ostatnich scen w komisariacie.
Po wygooglowaniu sobie fotografii Oswalda, można zobaczyć że miał na czole bliznę po aresztowaniu http://www.freakingnews.com/pictures/7500/Faces-of-Death-7658.jpg . Twórcy umieszczając tę bliznę na czole Eppinga próbowali przekazać, że to on właśnie znalazł się w tym samym położeniu, w którym kiedyś mógł znaleźć się Oswald. Pokój przesłuchań, próba wrobienia przez FBI, itp. Próbują powiedzieć "co by było gdyby to nie był Jake, a Lee"? A może Lee uległ i FBI udało się zrzucić na niego winę, ponieważ potrzebowali "kozła ofiarnego"? Dla mnie to zakończenie jest absolutnie mistrzowskie, mimo że w serialu pokazali że Lee faktycznie był bliski zabicia Kennedy'ego, to cały wydźwięk serialu przez tę jedną scenę nie przesądza jego winy, a wręcz prowokuje do dyskusji.
Tyle ode mnie.
King latami studiował ten zamach. Przeczytał tony zapisków, teorii, książek. Ale oczywiście to ty wiesz, że jednak był spisek. Antoni?
Czekałem na taki komentarz. Zero wyjaśnień a na to widz liczył. Jak wpłynie udaremnienie zamachu na Amerykę. I jak? Bomby, nie wiadomo przez kogo zrzucone, Gdzie? Tylko Ameryka? Świat? Obozy JFK... Wiem, że nie jest to bardzo istotne dla filmu jednakże........
Fakt wizja swiata po powrocie troche taka dziwna ale reszta swietna i wzruszajaca! Czas zabrac sie za ksiazke
Ja także się wzruszylem, genialne zakończenie, chociaz mogliby pojsc teraz wlasna drogą a nie książka, i np udaremnic śmierć presleya czy tam Monroe
Książkę przeczytałem już jakiś czas temu, ale po serialu na pewno do niej wrócę. Fajnie będzie skonfrontować obsadę serialu z bohaterami książki, zwłaszcza że w książce jest o wiele więcej fabuły :)
Kurcze, Ja dokładnie tak zrobiłem. Właśnie czytam książkę po raz drugi , a twarze bohaterów są z tego serialu. Pozdrawiam.
Mogliby w serialu spróbować jeszcze z opcją przeprowadzenia młodej Sadie do przyszłości. Czy Jake, trzymając kogoś za rękę, mógł go "przeprowadzić" przez króliczą norę?
W serialu była mowa o tym, że razem wrócą do przyszłości, więc chyba coś było na rzeczy.
Można się spodziewać, że tak jak przeszłość dostawała alergii na podróże wstecz, tak przyszłość dostałaby alergii na podróże w przód.
Mam jednak wątpliwości, bo przecież nie było to jakieś odosobnione miejsce. Jake mógł wejść do portalu i wrócić, to dlaczego ktoś inny nie mógł do niego wejść przez przypadek, choćby pracownik budowy tego baru?
Szkoda, że nie wyjaśnili tego fenomenu podróży w czasie. King dołożył jednak coś nowego do utartych schematów podróży w czasie, a był to reset. Bynajmniej ja dotychczas ani w literaturze ani w filmie nie spotkałem się z takim rozwiązaniem, a sporo czytałem i widziałem na ten temat, można mnie określić wręcz pasjonatem tej tematyki :)
Wydaje mi się, że pomysł już nie raz się pojawił i w literaturze i w filmie. Ale to pomińmy, idea resetu dodaje podróży w czasie więcej absurdalności. Można to przeżyć, w końcu sam pomysł jest absurdalny, a s-f nie musi być realistyczne, to fantazje.
A konkretnie, jakiś tytuł, gdzie pojawiła się idea resetu podobna do tej w filmie?
Nie pamiętam źródła dokładnie takiego samego rozwiązania, ale jak napisałem, wydaje mi się, że się z tym spotkałem. SF nie czytam już od prawie 30 lat więc szczegóły mi powylatywały. Jednak było tej literatury tak wiele, a produkować w latach osiemdziesiątych nie przestali, tylko się to zwielokrotniło, więc mało prawdopodobne. Podobne sytuacje resetu i powrotu do tego samego momentu: Dzień świstaka, Repeaters, Edge of Tomorrow.
A "Na skraju jutra"? Tylko, że tam główny bohater musiał zginąć, żeby cofnąć się do teraźniejszości (więc ginął wiele razy).
Nie wyraziłem się zbyt precyzyjnie. Nie chodziło mi o sam fakt resetu, a o sposób jego działania. Był to rodzaj zabezpieczenia przed potencjalnymi zmianami (reset następował przy każdej próbie cofnięcia się w czasie i nie dało się go uniknąć). W filmie na skraju jutra reset wynikał z kwestii ewolucyjnych (chyba wtedy, gdy ginęła alfa, to omega dokonywała resetu) i można go było uniknąć, w tym serialu nie było takiej możliwości i było tylko kwestią czasu by ktoś w mniej lub bardziej przypadkowy sposób wszedł do tego tunelu czasoprzestrzennego i dokonał resetu. Tym samym cała akcja z ratowaniem Kenediego była bezsensowna, bo nawet gdyby wszystko poszło jak sobie tego życzył, to ktoś lub coś w końcu, choćby za 1000 lat by tam weszło i wszystko wróciłoby do stanu pierwotnego.
Natomiast w Dniu świstaka i Repeaters mieliśmy do czynienia z pętlą, a nie resetem. Po osiągnięciu godziny x nie było nic dalej, czas i przestrzeń nie istniały, a bohater/bohaterowie przenosili się do godziny y.
W książce Jake mówi: "Żegnaj, Sadie. Nigdy cię nie poznałem, ale cię kocham, skarbie."
Porównań do książki niestety nie jesteśmy w stanie uniknąć. Dla mnie, jak dla wielu innych osób, książka miała niepowtarzalny klimat. Serial - w dodatku w wersji mini - nie miał prawa i możliwości, aby to wszystko oddać.
Oceniam go na: poprawny. Zabrakło mi kilku smaczków, które robiły różnicę w książce.
Komuś jeszcze rzuciło się w oczy małe odniesienie do Lśnienia? :)
REDRUM
Byl Redrum:) ale w finale w tlumie mignal tez podejrzanie znajomo wygladajacy gosc - w kowbojkach, caly jeansie, z długimi wlosami i wpinkami w klapie... Czyzby Flagg?;)
O, w którym momencie dokładnie? Ja dostrzegłam tylko Kapitana Tripsa na jednej ze ścian budynków
Jestem zaskoczona bardzo pozytywnie, chociaż nie robiłam sobie wielkiej nadziei. Zaznaczę, że według mnie ekranizację Kinga są raczej kiepskie. Może niektórzy się z tym nie zgodzą ale zwłaszcza seriale np. Pod kopułą tak dobrze się zapowiadał a tu takie dno... Ten jest super być może dlatego, że książka nie szczególnie przypadła mi do gustu, być może teraz spojrzę na nią z innej perspektywy. Dobrze, że trzymali się książki i nie rozwlekli go w nieskończoność. Może uda mi się namówić męża do przeczytania książki;)
Nie, nie i jeszcze raz nie. Książka była wciągająca od pierwszej do ostatniej strony a mini serial? Pierwsze 3 odcinki były wciągające a im dalej "w las" tym ciemniej. Miałem wrażenie, że zabrakło kreatywności i szli dość prostą ścieżką już, bez jakichś kombinacji. Odcinek finałowy do momentu alternatywnej historii był świetny ale ta alternatywna rzeczywistość, została wykreowana dość tanim kosztem. Nic nie zostało wyjaśnione, dali kilka informacji bez składu i ładu i tyle a to akurat co się stało, bardzo mnie interesowało - widać Netflix nie miał dość kasy na to. Zbyt tak hollywoodzko, romantycznie i nudno. Wolałbym zawieszenie, znak zapytania na końcu a nie tak prosto i to aż do bólu. Rozczarowany jestem. Przeczytajcie książkę!
Dosłownie tak samo tyle, że nie tylko co chciało tylko aż się popłakałem. Szkoda, że nie udało się zmienić historii tak, żeby wszystko było dobrze.
Nie da się. Ale film sugeruje coś lepszego: nawet jak nie jest dobrze (życie Sadie), to jednak dobrze bywa (całe życie Sadie).
Bardzo fajne zakończenie, bardzo dobrego serialu. Niech im tylko nie przyjdzie na myśl zrobienie 2. sezonu :D
Znając książkę raczej finał mnie nie zaskoczył. Ogólnie całość wypada ciekawie i trochę szkoda, że serial nie był dłuższy (chociaż z 10 ~ 12 odcinków, na spokojnie można było wydłużyć linię fabularną). To solidna adaptacja i mam nadzieję, że "Komórka" mająca mieć premierę latem będzie stała na podobnym poziomie co ten serial.