Recenzja Sezonu 2

Potwory (2022)
Carl Franklin
Paris Barclay
Evan Peters

Twarzą w twarz z potworem

Decyzja o wizualnym przedstawieniu każdej podsuwanej teorii, włączając w to wypowiedzi rodziny, pracowników firmy czy postronnych świadków, była najlepszym sposobem na wprowadzenie zamieszania
Najnowszy sezon netflixowej serii „Potwór” Ryana Murphy’ego i Iana Brennana wywołał wokół siebie nie mniej kontrowersji niż jego pierwsza odsłona, obrazująca trudne losy jednego z najpopularniejszych morderców w historii. I choć błędem byłoby stawiać Lyle’a i Erica Menendezów na równi z „kanibalem z Milwaukee”, to serial daje możliwość zagłębienia się w historii dwóch braci i postawienia sobie tak często powtarzanego, lecz od 30 lat wciąż pozostającego bez odpowiedzi pytania: Czy Menendezowie to tytułowe potwory?

Nie jest to oczywiście miejsce na to, by zastanawiać się nad w gruncie rzeczy, tak złożonym pytaniem, i nawet nie mam zamiaru podejmować dzisiaj tego typu rozważań. W zamian proponuję przyjrzeć się, jak twórcy nakłaniają nas do przemyśleń w tak wyraźnie nastawionym na komercyjny sukces utworze. Pierwsze odcinki sezonu przypominają typowy fabularyzowany dokument — widzowie poznają bohaterów i charakterystyczne dla nich cechy, zarysowana zostaje historia wraz z relacjami łączącymi poszczególne postaci oraz pojawia się główny motyw serialu, czyli zabójstwo Kitty i José Menendezów. Wszystko to okraszono klimatyczną muzyką lat 80. i 90. oraz widokami słonecznego Beverly Hills co nadaje serialowi pewnej lekkości i umożliwia widzowi odczuć otaczające rodzinę bogactwo stanowiące powoli ulegającą rozpadowi fasadę.

Bracia scharakteryzowani jako ten stanowczy i dominujący Lyle oraz ten słaby i niestabilny emocjonalnie Eric stanowią dwa archetypy bohaterów, którzy w połączeniu stają się niebezpieczną mieszanką wybuchową. Ten uproszczony schemat ma odbiorcy ułatwić identyfikację postaci oraz wstępnie oszacować czy są zdolni do tak brutalnej zbrodni. Nie znając prawdziwej historii, można uznać, że całość zostanie ujęta w mniej więcej podobny sposób jak historia Dahmera — wina bohaterów jest niepodważalna nawet w obliczu trudnych charakterów rodziców, a widz ma wyłącznie obserwować rozwój wydarzeń prowadzących do upadku braci.
To jednak ulega zmianie wraz z informacją o domniemanym wykorzystywaniu seksualnym, którego ofiarami padli młodzi Menedezowie. Temat przemocy psychicznej porusza się od samego początku, przemoc fizyczną szczególnie wyeksponowano w odcinku 4 zatytułowanym sugestywnie „Zabić lub dać się zabić”, lecz przeżywa swoje apogeum w odcinku 5, który odbił się najszerszym echem wśród widowni. Odcinek ten znacznie odbiega od pozostałych, typowo hollywoodzkich, bazujących na ciągłych przeskokach czasowych, efektownych scenach zabójstwa czy teledyskowych ujęciach bohaterów pokazanych w slow motion. Jednoujęciowy, 33-minutowy, niezwykle klimatyczny obraz, którego głównym atutem okazuje się nad wyraz przekonująca gry Coopera Kocha, portretującego Erica przeżywającego kolejny przełom. Odwrócenie dotychczasowej narracji i skupienie się wyłącznie na żywych, choć już nie tak przedramatyzowanych emocjach Erica to wyjątkowo sprytny zabieg, budujący między bohaterem a odbiorcą pewną więź emocjonalną. Twórcy w ten sposób zamknęli widza i Erica w jednym pokoju, zmuszając go do wysłuchania spowiedzi człowieka złamanego.


Z każdym kolejnym odcinkiem coraz większą rolę odgrywają też introspekcje. Początkowo najbardziej rzucają się w oczy zobrazowane myśli i sny Erica, ale druga połowa serialu znacząco rozszerza ten koncept, pokazując różne możliwości przebiegu wydarzeń, sposobu zabójstwa a przede wszystkim jego motywu. Ta zabawa względnością przywodzi na myśl kultowy film Kurosawy „Rashomon”, w którym to opowiadana jest jedna i ta sama historia, ale z perspektywy kilku osób, przez co wszystkie wersje opowieści znacząco się od siebie różnią. Tak samo tutaj, w ostatnim odcinku nagle wszystko zostaje podważone, a odbiorca nie może być już niczego pewien. Decyzja o wizualnym przedstawieniu każdej podsuwanej teorii, włączając w to wypowiedzi rodziny, pracowników firmy czy postronnych świadków, była najlepszym sposobem na wprowadzenie zamieszania przypominającego ten, który towarzyszył sprawie w latach 90.
Ciężko oczywiście nie zarzucić serialowi typowych problemów, takich jak wprowadzanie zmian w materiale źródłowym czy uzupełnianie „luk” wyolbrzymionymi teoriami (m.in. silnie nacechowane homoerotyzmem przedstawienie relacji braci), dlatego warto zachować dystans wobec serwowanego przez Murphy’ego i Brennana obrazu. Mimo to warto zwrócić uwagę na serial, chociażby ze względu na niezwykle otwarte podejście do historii, które ma bardziej wzbudzić ciekawość w widzach niż dać im gotowe odpowiedzi.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Potwory
"Za to, co zrobiłem, powinienem umrzeć" – na taką krótką autorefleksję pokusił się niejaki Jeffrey Dahmer... czytaj więcej