Recenzja serialu

Para idealna (2024)
Susanne Bier
Nicole Kidman
Liev Schreiber

"Biały Lotos" w domu

Estetycznie i tematycznie serial nawiązuje do "Białego Lotosu"; twórcom ewidentnie zależy na uruchomieniu tego skojarzenia w nadziei na podobny sukces.
"Biały Lotos" w domu
Co przychodzi Wam do głowy na hasło: "wesele jak z bajki"? Turkusowa woda, biały piasek, słońce, instagramowe piękno scenerii? A może służba, która wszystko za Was zaplanuje i przygotuje, relacja z imprezy w mediach, bogaci i zrelaksowani ludzie w szykownych strojach? 

Tak właśnie ma wyglądać wesele Amelii (Eve Hewson). Skromna dziewczyna pracująca w zoo kilka lat temu zakochała się ze wzajemnością w Benjim (Billy Howle), synu najpopularniejszej pisarki Ameryki, Greer (Nicole Kidman), i Taga (Liev Schreiber), mężczyzny tak bogatego, że nikt do końca nie wie, na czym właściwie zarabia. Teraz para przybywa na rodzinną wyspę pana młodego w hrabstwie Nantucket, by właśnie na niej wyprawić wystawne wesele.


Z bogatą rodziną pana młodego jest kilka problemów. Oschła i perfekcjonistyczna Greer nie przepada za przyszłą synową, prostą dziewczyną z ludu. Starszy brat pana młodego to straszny buc (Jack Reynor), a jego ciężarna żona (Dakota Fanning) to zarozumiała WASP z pasywno-agresywnymi wtrętami. Amelia coraz mocniej czuje, że odstaje od reszty towarzystwa, ale póki co uśmiecha się na rodzinnych zdjęciach, by nie psuć fotorelacji i reputacji. 

Ta pocztówka nosi jednak wyraźny podpis Agathy Christie, więc na ślicznym obrazku szybko pojawia się krew. W noc poprzedzającą wesele jedna z zaproszonych osób niespodziewanie umiera, a poszlaki wskazują na to, że mogło dojść do morderstwa. Do akcji wkracza policja, która zamyka wyspę i zaczyna przesłuchiwać gości. 

Banał? Tak. Czy to problem? Niekoniecznie. Dlatego przecież lubimy kryminały – w odróżnieniu od prawdziwych śledztw przywracają wiarę w sprawiedliwość i porządek, dają poczucie bezpieczeństwa i satysfakcję, układają się w przewidywalną i łatwo zrozumiałą całość. Niestety "Para idealna" nie sprawdza się jako ciekawa zagadka. Można byłoby w tym miejscu pomarudzić na taśmową linię produkcyjną Netflixa, która po raz kolejny wypluwa z siebie półprodukt i sprzedaje go jako dobrą rozrywkę, ale takie wnioski są równie wtórne i powtarzalne, co sama fabuła "Pary idealnej". 


Nie nastawiajcie się na twardy kryminał. Realia prowadzenia śledztwa są mocno umowne, kolejne dowody wypływają z wody lub meandrów pamięci weselników dokładnie wtedy, kiedy twórcom potrzebne są cliffhangery lub deus ex machiny. Płyniemy za podrzucanymi czerwonymi śledziami ze średnim zainteresowaniem, bo szybko orientujemy się, że prowadzą donikąd. "Para idealna" zanadto wskazuje palcem, w którą stronę powinniśmy uważniej patrzeć, co rujnuje tajemnicę. Sam sekret nie jest też przesadnie sekretny, a niespodziewana śmierć w wodzie otrzymuje płytkie i pozbawione drugiego dna rozwiązanie. Więcej tu rozmów o uczuciach, przypadkowych romansów, rodzinnych dram i koligacji niż samego badania sprawy. W sposobie poprowadzenia narracji i bohaterów "Para idealna" często przypomina serial obyczajowy czy wręcz telenowelę.

Nie znam literackiego pierwowzoru serialu i nie wiem, czy jego szablonowość i płaskość to efekt skróconej i nieuważnej adaptacji, czy już sama książka miała w sobie te cechy. Autorka Elin Hilderbrand przez portal Lubimy Czytać jest określana mianem "królowej letnich romansów". Jest również współproducentką serialu. Postać wykalkulowanej nestorki rodu, Greer, pod wieloma względami przypomina samą Hilderbrand – obie są poczytnymi autorkami literatury obyczajowej, mieszkają w hrabstwie Nantucket, mają trzech synów; pisarka jest też nieco podobna do wcielającej się w tę bohaterkę Nicole Kidman. To dość odważny self-insert, zważywszy na to, że Greer nie jest bynajmniej postacią pozytywną. Well – nie jest nią dla mnie, bo sami twórcy w dwóch ostatnich odcinkach próbują wzbudzić do niej sympatię, ujawniają tajemnice z jej przeszłości i zmieniają niemal całkowicie jej osobowość, co oczywiście nie przekonuje, bo wydarza się nazbyt raptownie, metodą nie ewolucji postaci, tylko w ramach chwytu "Aha! Tego się żeście nie spodziewali".


To satyra, warstwa społeczno-obyczajowa oraz psychologia postaci mogłyby stanowić najciekawszy aspekt serialu. Niestety wiwisekcja świata obrzydliwie bogatych ludzi przebiega tutaj całkowicie bez bólu i bez diagnoz. Każdy bohater jest chodzącą kliszą o dwóch, trzech cechach charakteru. Co kryje się w domach bogaczy? Brudy, grzechy i płacz. Co robią mężczyźni z miliardami na koncie? Zdradzają swoje żony i ćpają. Jakie kobiety rodzą następców ich fortun? Ubrane w kwieciste sukienki blondynki, które używają nieetycznych kosmetyków i prawią złośliwości z przesłodzonymi uśmiechami na ustach. Z jakimi kobietami się je zdradza? Z Isabelle Adjani, zredukowaną przez amerykańskich scenarzystów do stereotypu rozerotyzowanej Francuzki; albo z imprezowiczką-influencerką, która pod wyretuszowanymi zdjęciami skrywa oczywiście samotność i marzenie o miłości. Kto sprząta wielkie domy bogaczy? Pokojówka w średnim wieku, która przyrządza doskonałe pierogis, a której śpiewny akcent wskazuje na pochodzenie z kraju leżącego nieco dalej na Wschód, niż sugerowałoby imię Gosia. 

Przez fabułę przewija się (zbyt) wiele postaci, których wątki nie zostają pogłębione, a przez to zbrodnia, do której doszło w tej rodzinie, przestaje intrygować, bo sami nią dotknięci nie mają w sobie nic ciekawego. Mordercą mógł być każdy, za czynem kryją się proste pobudki, rozwiązanie sprawy nie przyniesie ze sobą żadnych wniosków. 


Najciekawsza wydaje się para detektywów: konkretna i nieprzekupna Nikki (Donna Lynne Champlin) oraz jej wierny towarzysz Dan (Michael Beach). Oboje znacznie lepiej wprowadzają do serialu perspektywę normalnego człowieka niż postać panny młodej, która w założeniu miała pełnić tę funkcję jako wżeniający się w bogatą rodzinę Kopciuszek. Niestety, Amelia w swojej normalności staje się również bezbarwna, a jej cierpiętnicze snucie się po ekranie i pochopne działania szybko zaczynają męczyć. 

Estetycznie i tematycznie serial nawiązuje do "Białego Lotosu" (2021-); twórcom ewidentnie zależy na uruchomieniu tego skojarzenia w nadziei na podobny sukces, przyznaję jednak, że tytuł mojej recenzji jest nieco złośliwy. "Para idealna" to bez wątpienia gorsza siostra uznanej produkcji HBO, ale to wciąż tytuł, który ogląda się z pewną przyjemnością: senną, leniwą i rozproszoną, ale jednak przyjemnością. To przeciętnie udany serial dobry na końcówkę lata, sielankowy i nieco nużący jak dzień na plaży. Niekoniecznie tej prywatnej. 
1 10
Moja ocena serialu:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?