Małpowanie HD

"Donkey Kong Returns HD" jest najlepsze, kiedy akcja przyśpiesza, kiedy trzeba podejmować instynktowne decyzje. Początek, dość powolny i zachowawczy, nie nastraja może zbyt optymistycznie, ale im
Bodaj każdy maniak Nintendo żyje i oddycha majaczącym już od dawna, wyczekiwanym niezmordowanie newsem na temat następcy Switcha, dlatego kolejne premiery japońskiej firmy przeznaczone na mającą już swoje lata konsolę równocześnie ekscytują i irytują. Bo z jednej strony fajnie przecież, że mamy następne niezłe, duże (gwoli ścisłości, do takich zaliczam praktycznie każdy tytuł ze stajni wielkiego N) gry, a z drugiej decydenci z Kioto mogliby się nareszcie skupić na wyczekiwanym hardwarze, zamiast odświeżać starocie. Dość jednak marudzenia, bo "Donkey Kong Country Returns HD" to nadal, mimo niemalże piętnastu lat na karku, kawał porządnej, oldskulowej platformówki, choć niepozbawiona jest paru potknięć. Ale taka już cena przerzucania wiekowych gier do teraźniejszości bez praktycznie żadnych zmian – bo mamy tutaj do czynienia wyłącznie z odświeżeniem. Szczęśliwie, to, co dobre, również zostało.



Jakkolwiek by było, mowa przecież o odcinku legendarnej, flagowej serii Nintendo, sequelu swojego czasu wyprodukowanym już przez innego dewelopera niż Rare, które przeszło pod skrzydła konkurencji z Microsoftu, a które do tej pory decydowało o kształcie marki. Prędko jednak można było odetchnąć, bo "Donkey Kong Country Returns" okazało się niegorsze od poprzednich odsłon serii. Nas jednak interesuje wyłącznie perspektywa dzisiejsza oraz szukanie odpowiedzi na pytanie, czy jest sens – inny niż czysto komercyjny, ma się rozumieć – podobne rzeczy wydawać. I nie jest to poszukiwanie zbyt trudne, bo godziny spędzone przy omawianym remasterze to przednia zabawa, czysta frajda i ogrom przyjemności. Oraz, jak to bywało niegdyś z grami od Nintendo, okazjonalna frustracja z powodu wysokiego poziomu trudności. Oj tak, to nie jest gra dla ludzi o wątłych umysłach i słabych palcach. Oczywiście konsola zaoferuje pomoc w sytuacjach bez wyjścia, czyli to nie tak, że utkniecie gdzieś na zawsze, ale zanim podobna oferta pojawi się na ekranie, będziecie musieli trochę sobie poginąć. A potem jeszcze kilka razy.



Pretekstowa fabuła "Donkey Kong Returns HD" mówi o inwazji tajemniczych istot na rajską wyspę, w wyniku której zwierzaki szaleją. Jedyna nadzieja w tytułowym bohaterze, który wypada ze swojej chaty, aby jeść banany i kopać tyłki. Niestety, od samego początku Donkey Kong wydał mi się cokolwiek ociężały, a sterowanie nim toporne i nie wyzbyłem się tego uczucia aż do samego końca gry, choć dopuszczam, że może być ono czysto subiektywne. Tak czy owak, nasz goryl posiada niewielki garnitur umiejętności, z których przydaje się, oczywiście, naparzanie, skok i turlanie się (wszystkie trzy ruchy służą do eliminacji wrażych zwierząt), a niedorzeczną pomyłką jest… dmuchanie. Przy pomocy dmuchnięcia, do którego trzeba się pochylić, odkrywamy na swojej drodze znajdźki, ale niewybaczalnie spowalnia to tempo gry, bo wymaga przystanięcia.



A "Donkey Kong Returns HD" jest najlepsze, kiedy akcja przyśpiesza, kiedy trzeba podejmować instynktowne decyzje. Początek, dość powolny i zachowawczy, nie nastraja może zbyt optymistycznie, ale im dalej, tym lepiej. Design leveli stopniowo ewoluuje i od przewidywalności pierwszego czy drugiego świata torujemy sobie drogę do prawdziwie pokręconych sekwencji. W naszej wyprawie wspomagani jesteśmy przez Diddy Konga (jest to grywalna postać w trybie dla dwóch osób), którego nosimy na barana. Wyposażony w odrzutowy plecak, pozwala nam dostać się do niedostępnych miejsc i, ogółem, ułatwia rozgrywkę. Przynajmniej do momentu, póki ktoś nam kumpla nie skasuje. Dostępne światy to klasyczny zbitek platformowych rozwiązań projektowych, od dżungli przez klimaty pirackie do starożytnych świątyń, ale każdy z nich, poza dwoma wymiarami i ścieżką prowadzącą od lewej do prawej, oferuje także wypady pod ziemię albo w głąb planszy, często za sprawą beczek działających jak cyrkowe armaty. Do tego mamy też poziomy "kolejkowe", gdzie śmigamy po szynach rozpędzonym wagonikiem (te dopiero potrafią napsuć krwi!) oraz bonusowe komnaty, gdzie możemy nachapać się jak źli. Za monety z bananami kupujemy przedmioty w sklepie Cranky Konga, czyli (zależnie od wybranego na początku gry trybu, klasycznego czy nowszego) dodatkowe serduszka, balony lub beczki.



Czyli, cóż, nie zmieniło się nic od czasu wydania wersji "Donkey Kong Country Returns" na konsolę Wii, a raczej od jej późniejszego portu na 3DS. Nic prócz grafiki, oczywiście. Ta jest wygładzona, uszczegółowiona i zaprezentowana w wyższej rozdzielczości, choć nie wygląda aż tak ładnie i kolorowo jak "Donkey Kong Country: Tropical Freeze", kontynuacja omawianego tytułu, również wydana przed paroma laty na Switcha. Grajcie, czekając na DK nowej generacji.
1 10
Moja ocena:
8
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?