55 minut

Przepiękne, narracyjnie imponujące "Uncharted 3: Oszustwo Drake'a" włącza się do wyścigu o tytuł gry roku.
Statystki nie kłamią: podczas dziewięciu godzin potrzebnych na ukończenie najnowszej gry Naughty Dog aż przez pięćdziesiąt pięć minut stałem bezczynnie. Szczękę miałem wtedy opuszczoną na same buty – tak, ta gra jest aż tak piękna. Pozostałe osiem godzin to niezapomniana, pompująca adrenalinę do żył przejażdżka, rozegrana w konwencji filmogry. I choćby milion atletów zjadło milion kotletów, nie wyjaśnią fenomenu jednej z flagowych serii Sony bez odwołań do języka kina i nie opiszą geniuszu "Uncharted 3" wyłącznie przez pryzmat interaktywności (od czasu psx-owych odsłon "Final Fantasy" oraz tetralogii "Metal Gear Solid" nie było chyba cyklu, który dawałby taką frajdę z uczestnictwa w niegrywalnych fragmentach). Bez filmów o Jasonie Bournie nie byłoby fantastycznego pościgu po zaułkach jemeńskiego miasta. Bez serii o przygodach Bonda – karabinowej symfonii na pożeranym przez ocean liniowcu. Zaś bez Indiany Jonesa i jego licznych pogrobowców – głównego bohatera, ogorzałego Nathana Drake'a, którego już po raz trzeci będziemy wyciągać z tarapatów.

Drake to facet, któremu 007 pozazdrościłby czaru, doktor Jones – poczucia humoru, a Lara Croft – zwinności. Kiedy poznawaliśmy go w pierwszej części, wydobywał z morskich odmętów pamiątkę po swoim przodku. Jako koń pociągowy świeżutkiej marki był w zasadzie wielką niewiadomą. Gdy trzy lata później, w prologu do "Uncharted 2: Among Thieves" budził się w wykolejonym pociągu i bełkotał zabawnie o własnej ranie postrzałowej, mogliśmy już puścić mu "oczko" – zaprojektowany na wzór bohaterów awanturniczych powieści przygodowych oraz protagonistów Kina Nowej Przygody, był naszym nowym starym znajomym, quasi-poważną postacią wpisaną w niepoważną, cyfrowo-celuloidową, nowoprzygodową rzeczywistość.

W najnowszej odsłonie serii ambicje scenarzystów nakazały im skrócić dystans między bohaterem a ekranowym światem: pogłębić motywacje Drake'a i nadać samej postaci nieco bardziej skomplikowany rys. Osią historii jest więc emocjonalny trójkąt, w którym oprócz Nathana i jego starego kumpla Sully'ego swoje miejsce znajduje nowa wichrzycielka – kierująca tajemniczą organizacją Katherine Marlowe. Zredukowanie znaczenia pozostałych postaci (a zwłaszcza uwodzicielskiej Chloe, zawłaszczającej większość "Among Thieves") to odważny ruch i kolejny mechanizm znany z wielkich filmowych serii: skupiona w o wiele większym stopniu niż poprzednio na samym Nathanie fabuła zatacza koło. Mężczyzna znów, podobnie jak w pierwszej części, podąża śladami swojego praszczura, korsarza w służbie Jej Królewskiej Mości, sir Francisa Drake'a. Utwór wydaje się dojrzalszy, ponieważ jego formuła wreszcie równoważy tony klasycznej opowieści przygodowej oraz jej pastiszu: postaci charakterystyczne mają tu jeszcze więcej charakteru, tajemne grobowce są jeszcze skrzętniej ukryte, zaś stawka, o którą toczy się gra, okazuje się w finale niepomiernie wysoka.   

Ilość filmowych nawiązań, które udało się upchnąć twórcom w tej cyfrowej przygodzie, idzie w dziesiątki, zwłaszcza, że autorzy sięgają nie tylko po dosłowne cytaty (choć zgodzę się z jednym z bohaterów, że "Lawrence z Arabii" to wielkie kino). Początek stylizowany na brytyjskie kino gangsterskie mógłby powstać na planie Williama Monahana albo Guya Ritchiego. Kolejny etap, w którym cofamy się do szczenięcych lat Drake'a spędzonych w kolumbijskiej Kartagenie, byłby wymarzonym materiałem dla Spielberga albo J.J.Abramsa, zaś epizod pustynny wydaje się kalką z melodramatycznego "Nieba nad Saharą".

W kolejnych, wyładowanych akcją, zagadkami i kapitalnie wyreżyserowanymi wstawkami poziomach zwiedzimy między innymi "ocean piasku", czyli pustynię Ar-Rab al-Chali, londyńskie podziemia, smagane deszczem cmentarzysko statków i kilka innych lokacji. O tym, z jaką pieczołowitością przygotowano owe miejscówki, można napisać osobny tekst. Pięćdziesiąt pięć minut z rozdziawioną szczęką: design, architektura, efekty atmosferyczne, jakość tekstur, oświetlenie, fizyka. Skok jakościowy nie jest tak ogromny jak między pierwszą i drugą częścią cyklu, niemniej to właśnie "Oszustwo Drake'a" będzie tytułem, który zaprezentujecie laikom w ramach growej ewangelizacji. Zwłaszcza, jeśli dodacie do tego dobrą lokalizację. Miłośnicy polskiego dubbingu będą wniebowzięci, słysząc cedzącą słowa Krystynę Jandę w roli Marlowe i buńczucznego Jarosława Boberka jako Drake'a. Szczególnie, gdy dystyngowana pani w czerni naśmiewa się z dickensowskiego dzieciństwa pyskatego poszukiwacza skarbów.

Nagrywane synchronicznie z sesjami motion capture dialogi i wykorzystywane przez game designerów dobrodziejstwa sztuki operatorskiej dopełniają obrazu gry, która czerpiąc garściami z kina, zbudowała spójny, autonomiczny język. Właściwie każdy element gameplayu, od pożyczonego z najnowszych odsłon "Batmana" systemu walki opartego na unikach i kontrach, przez sekcje quasi-platformowe, po pieszą (i nie tylko!) eksplorację kolejnych miejscówek, jest tu obliczony na filmowy efekt. Twórcy gry szastają hasłem "blockbuster production values" i trudno odmówić im racji, widząc, w jaki sposób Drake dostaje się w piaskową otchłań Ar-Rab al-Chali.

Wymieniony wyżej fragment przypomina rewers innej sceny znanej z kina – idiotycznej sekwencji wybuchu atomowego z "Indiany Jonesa i Królestwa Kryształowej Czaszki". Podstarzały Indy wychodzi z eksplozji cało dzięki... lodówce. Scenarzyści serii "Uncharted", których fantazja jest restrykcjonowana przez przemyślaną i poukładaną z idealnie dopasowanych elementów konwencję całej historii, nigdy by tak Drake'a nie upokorzyli. Nic zresztą dziwnego – facet jest w czepku urodzony. I choć konkurencja w tym roku nie próżnuje, cwaniak cały czas trzyma fason – przepiękne, narracyjnie imponujące "Uncharted 3: Oszustwo Drake'a" włącza się do wyścigu o tytuł gry roku.
1 10
Moja ocena:
8
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?