Koszarowe transgresje

Jest pewien problem ze studiem Nippon Ichi. Jeśli grało się w jedną z ich gier, to tak, jakby grało się we wszystkie. Przeważająca większość – dostępna zachodniemu graczowi – to taktyczne erpegi.
Jest pewien problem ze studiem Nippon Ichi. Jeśli grało się w jedną z ich gier, to tak, jakby grało się we wszystkie. Przeważająca większość – dostępna zachodniemu graczowi – to taktyczne erpegi. "The Witch and the Hundred Knight" kompletnie wyłamuje się z tego schematu. Szkoda jednak, że za zmianą gatunkową nie idą inne.



"The Witch and the Hundred Knight" pretenduje do gry z najbardziej idiotycznym tytułem wszech czasów. Gdy tylko jednak uruchomimy ten miks action-RPG i roguelike, od razu zrozumiemy, o co chodzi. Tytułowa wiedźma to Metallia. Mieszka na stosunkowo małym bagnie, ale ma duże ambicje: podbicie świata to tylko jedno z wielu jej planów. Trudno przy tym Metallię jako protagonistkę polubić. Jest wredna, nieprzyjemna i sadystyczna. A to tylko delikatnie powiedziane.



"The Witch and the Hundred Knight" mimo cukierkowej grafiki w żadnej mierze nie jest grą dla dzieci czy młodszych graczy. Metallia wyraża się bardzo konkretnie. Słowa takie jak "whore" czy "motherfucker" to dla niej przecinki. Tym subtelnym przemowom towarzyszą równie delikatne sytuacje – poniżanie swoich wrogów, seksualne insynuacje, tortury... Słowem, przyjemnie nie jest. A pamiętajmy, że mówimy o jednej z dwóch centralnych postaci.



The Hundred Knight dla odmiany to urocza kulka ciemności przyodziana w hełm i stosowny oręż. I tu dochodzimy powoli do drugiej sztuki mięsa w grze, czyli mechaniki. W tej kwestii Nippon Ichi akurat nie jest szczególnie kontrowersyjne, choć nie obejdzie się bez małych zgrzytów. "The Witch..." to, co niecodzienne w przypadku tego studia, action-RPG. I to takie w pełnym tego słowa znaczeniu. Nasz bohater biega po planszach, które z grubsza można nazwać lochami, leje bez pardonu dziesiątki potworów, zgarnia coraz lepsze wyposażenie, odblokowuje nowe Tochki (odpowiednik czarów) i rośnie w siłę.



The Hundred Knight może korzystać z kilku broni naraz. Jest to zresztą o tyle istotne, że dzięki odpowiedniemu ustawieniu oręża generujemy różne rodzaje combosów. Każda broń zdobywa doświadczenie, zatem sporą ilość czasu poświęcimy na kombinowanie z ustawieniami i podnoszenie statystyk. Dla przykładu, miecze to klasyczna siekanina, włóczniami ogarniemy nieco tłum, zaś młot bojowy wykończy potężnym uderzeniem co silniejszego przeciwnika. Przy odpowiedniej kombinacji wyczyścimy słabszych wrogów i na koniec przysolimy temu, który jeszcze trzyma się na nogach. To tylko najprostszy przykład implementacji kombinacji ciosów.



Najważniejszą rzeczą w całej peregrynacji przez kolejne etapy gry są jednak Gcal, czyli Gigakalorie. Przypominają one nieco licznik choćby z "Guided Fate Paradox". To wskaźnik tego, ile zostało nam jeszcze czasu. Każda akcja w danym etapie zmniejsza ilość GC, a gdy ich zabraknie, The Hundred Knight zaczyna pożerać sam siebie, czyli traci punkty życia. Oczywiście Gigakalorie możemy odnawiać w specjalnych miejscach, ale cała rzecz pomyślana została bardzo sprytnie. Im dalej zawędrujemy, tym trudniej będzie wrócić. Podążenie niektórymi ścieżkami opłaci się w postaci cennego doświadczenia i skarbów, ale w innym przypadku czeka nas śmierć. Wszystko to wygląda super, o ile dojdziemy do tego sami. Gra nie oferuje bowiem zbyt wielu dokładnych samouczków.



Oprawa wizualna w "The Witch and the Hundred Knight" jest pełna dysproporcji. Mamy w jej przypadku do czynienia z charakterystyczną animacją przypominającą dziesiątki innych gier Nippon Ichi, z serią "Disgaea" na czele. Problem w tym, że pod cukierkową fasadą kryje się zgnilizna. Duża zmiana zaszła natomiast w rozgrywce. Nippon Ichi postawiło na 3D – wyszło nie najgorzej, choć daleko "The Witch…" do zachodnich produkcji. To jednak dość odważny ruch dla dewelopera znanego raczej z rysowanej, dwuwymiarowej grafiki.



Jeśli nie przeszkadza Wam werbalny splatterpunk i referowanie przy obiekcie "Srpskiego filmu", nie zawiedziecie się. "The Witch and the Hundred Knight" to gra, która sprawia wrażenie lekkiej, ale im dalej w nią brniemy, tym częściej łapiemy się za głowę. Na szczęście na fabułę można przymknąć oko i skupić się na naprawdę niezłym systemie walki, zdobywania doświadczenia i ogólnie pojętego grindu. W tej kwestii gra dostarczy wiele godzin całkiem niezłej zabawy, choć wciąż jest to produkcja raczej dla graczy wytrwałych i o mocnych nerwach.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?