Pan Śmierć był smutny. Nie miał przyjaciół. Wpadł więc na genialny pomysł: zgromadzi w swojej fabryce wszystkie powszechnie nielubiane zombie, w której będzie je testował, udoskonalał i
Pan Śmierć był smutny. Nie miał przyjaciół. Wpadł więc na genialny pomysł: zgromadzi w swojej fabryce wszystkie powszechnie nielubiane zombie, w której będzie je testował, udoskonalał i przysposabiał do wykonywania prac społecznych, czym zaskarbi sobie przychylność ludzi. W tym momencie kończy się intro, a do akcji wkraczamy my – gracze.
"Rotten Edition" to reedycja "Deadlings", gry logiczno-zręcznościowej autorstwa studia One More Level. Nieskomplikowana produkcja, początkowo skierowana jedynie do posiadaczy urządzeń z Androidem lub iOS-em, dzięki głosom z Greenlighta ukazała się na Steamie.
Naszym zadaniem jest takie pokierowanie zombiakami (czy – jak mówi sam tytuł – Deadlingami), aby przeszły od punktu A do punktu B w jak najkrótszym czasie, a przy okazji zbierały mózgi. Założenia gry są proste, a jej mechanika przywodzi na myśl połączenie "Lemmings", "Bad Piggies" i "Super Meat Boya". Za przejście każdego poziomu przyznawana nam jest pewna pula punktów oraz od jednej do trzech gwiazdek. Liczna tych ostatnich zależy od tego, czy zbierzemy wszystkie mózgi znajdujące się na danym etapie oraz czy ukończymy go w określonym czasie. W miarę postępu w grze odblokowujemy nowe rodzaje zombiaków. Łącznie mamy do dyspozycji cztery ich rodzaje, z których każdy posiada jakieś charakterystyczne cechy. Biegacz potrafi skakać, ale ginie od zderzenia ze ścianą, do której z kolei Pełzacz potrafi się przykleić. Śpioch może zapaść w drzemkę i się zatrzymać w wybranym przez nas momencie, a Smrodek lata, używając do tego... hm... gazów własnego pochodzenia.
Rozgrywka dzieli się na dwie fazy – planowania i działania. W pierwszej możemy bez skrępowania oglądać planszę i obmyślać plan działania. Gdy już zdecydujemy się, którego z żywych inaczej poślemy do roboty, zaczynamy grę w drugim trybie. Przypomina on typowy, platformowy side-scroller, w którym wciśnięcie spacji powoduje użycie umiejętności Deadlinga. Poziomy są skonstruowane tak, że wymagają umiejętnego wykorzystania cech naszych podopiecznych i połączenia ich z rozsianymi tu i ówdzie mechanizmami. A tych jest co niemiara – od przycisków otwierających drzwi, przez teleporty i zamrażacze, po mutatory zmieniające rodzaj naszego zombiaka. Na drodze mózgożerców porozstawiane są również różnorakie pułapki, takie jak piły tarczowe czy kolce. W efekcie doprowadzenie naszych niezbyt świeżych podopiecznych bez szwanku do mety wymaga od nas zarówno małpiej zręczności, jak i wysilenia szarych komórek. A im dalej w las, tym trudniej i tym więcej wspomnianych "ficzerów".
Oprawa audiowizualna może nie wszystkim przypaść do gustu, ale moim zdaniem komiksowa kreska świetnie współgra z jękami/ciamkaniem/pochrapywaniem/pierdnięciami naszych milusińskich i szaloną muzyką (autorstwa, notabene, Adama "Scorpika" Skorupy).
Studio One More Level zasługuje na swoją nazwę. W "Deadlings" syndrom "jeszcze jednego poziomu" jest bardzo silny, nawet mimo momentami pojawiającej się frustracji, spowodowanej przymusem powtarzania trudnych etapów w kółko. D:RE to produkcja, przy której warto spędzić kilka wieczorów. Albo kilkanaście, jeśli zechcemy pobawić się w trybie koszmarnym, który znacznie utrudnia rozgrywkę. Ale to propozycja jedynie dla hardkorowców lub masochistów.