„Nic po rosyjsku” - kiedyś strategia szoku, dziś fraza z porządku nostalgicznego. Przypomnę, że chodzi o tytuł jednej z misji w „Call of Duty: Modern Warfare 2”. Rzecz dzieje się na moskiewskim
"Nic po rosyjsku" - kiedyś strategia szoku, dziś fraza z porządku nostalgicznego. Przypomnę, że chodzi o tytuł jednej z misji w "Call of Duty: Modern Warfare 2". Rzecz dzieje się na moskiewskim lotnisku, jako infiltrujący rosyjskich terrorystów, amerykański agent, otwieramy ogień do Bogu ducha winnych cywilów. W zremasterowanej wersji gry twórcy znów pytają nas o granice wrażliwości i oferują możliwość pominięcia tego epizodu. Ale przecież doskonale wiemy, że „Nic po rosyjsku” było niegdyś pierwszym etapem wieloletniej, marketingowej gry. I tej perspektywy, odświeżona wersja klasycznego tytułu przypomina dokument z epoki. Dla tych, którzy przegapili lekcję, pozycja obowiązkowa.
Activision
Ach, "Modern Warfare 2"! W jednej chwili prujemy z cekaemu na afgańskiej ziemi, by kilka minut później ścigać handlarza bronią uliczkami faweli w Rio. W poniedziałek lądujemy na platformie wiertniczej nieopodal koła podbiegunowego, by we wtorek zadawać szyku w Gruzji, w środę gnać po syberyjskich zboczach na skuterze śnieżnym, a w czwartek obserwować rozszczepienie atomu na okołoziemskiej orbicie. Ukoronowaniem tego scenariopisarskiego szaleństwa jest oczywiście centralny wątek rosyjskiej inwazji na Stany Zjednoczone, wyjęty żywcem z "Czerwonego Świtu" Johna Miliusa - opowieści o dzieciakach z Kolorado, odpierających na własnym podwórku zmasowany atak komunistów. Widok twardzieli w mundurach prowadzących ostrzał z przedmiejskich trawników oraz opancerzonego "Miodożera" taranującego białe płotki to nie tylko skok przez rekina, moment usankcjonowania bombastycznej konwencji. To również ultymatywna fantazja o amerykańskiej potędze. A że nie ma zbyt wiele sensu? Gęba na kłódkę, palec na spust!
Activision
Polepione na ślinę i trzcinę skrawki opowieści nie składają się na przekonującą fabułę, są natomiast interesującym przypisem w kronice kina akcji: misja w sali prysznicowej gułagu to oczywiście "Twierdza"Michaela Baya, zadyma w fawelach inspirowana jest "Elitarnymi"Josego Padilhi, z kolei krajowe i zagraniczne przygody Rangersów układają się w jeden wielki powidok z "Helikoptera w ogniu"Ridleya Scotta. Dziarskie chłopaki mają na szczęście przebłyski trzeźwości - na przykład wtedy, gdy jednym celnym zdaniem podsumowują kolektywne cele i ambicje: "Skoro tego bronią, to znaczy, że chcemy to zdobyć". No i zdobywamy, ramię w ramię, rozkręcając koncert na sto karabinów. Jasne, w zderzeniu z nowymi odsłonami cyklu, zwłaszcza z wydanym w ubiegłym roku "Modern Warfare", remaster nieco trąci myszką. Anachroniczne rozwiązania w rodzaju bezustannie odradzających się wrogów, ograniczonej mobilności (nie ma ślizgu, skandal!), czy postępu zależnego wyłącznie od skryptów, są jednak niewielką ceną za sentymentalną podróż. Na dobre i na złe, to wciąż "Modern Warfare 2"- odpicowana bez zarzutu, napędzana błyskawicznymi zmianami rytmu, karuzela akcji.
Activision
Biorąc pod uwagę, że "dwójka" zawdzięcza swoje długie życie głównie trybom gry wieloosobowej, nieco rozczarowująca jest decyzja o oddaniu w nasze ręce wyłącznie partii dla pojedynczego gracza (o czasowej ekskluzywności dla konsoli PlayStation nie wspominając). Ten przymusowy test jakości singlowej kampanii wydaje się o tyle chybiony, że "Modern Warfare 2" pozostaje jedną z najbardziej polaryzujących gier w historii serii. Jeśli więc chcecie jeszcze raz zobaczyć, jak arkadia amerykańskiej klasy średniej kruszeje pod naporem czołgowych gąsienic, a burza ognia dociera aż pod Biały Dom, możecie wyciągnąć karabin z pawlacza i pieniądze z portfela. Jeśli natomiast uważacie, że klasyczne odsłony "Call of Duty" dawno straciły swoją niewinność, czekają na Was ciekawsze gry o współczesnej wojnie.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu