Co jest największą wartością dla prawdziwie pobożnej panny? Rzecz oczywista: cnota! A ściślej mówiąc - zachowanie dziewictwa aż do momentu zamążpójścia. No przynajmniej kiedyś było to
Co jest największą wartością dla prawdziwie pobożnej panny? Rzecz oczywista: cnota! A ściślej mówiąc - zachowanie dziewictwa aż do momentu zamążpójścia. No przynajmniej kiedyś było to oczywiste... Ale dlatego też zaznaczyłem, że mowa o "prawdziwie pobożnej" osóbce. Tak czy inaczej, taką właśnie personą jest główna bohaterka filmu Mitchella Lichtensteina Dawn (Jess Weixler), która nie tylko sama przestrzega czystości przedmałżeńskiej, ale i stara się ją promować wśród młodzieży. Znajduje w tym wiernego sekundanta w osobie rówieśnika ze szkoły Tobeya, który również szczyci się swoją nienagannością. Między tą dwójką szybko zawiązuje się przyjaźń, a zaraz za nią fascynacja zgoła innej natury. Dawn jednak nie zamierza rezygnować ze składanych ślubów, pomimo że Tobey z chęcią zapomniałby choć na chwilę o zasadach. W trakcie takiej "chwili zapomnienia" dochodzi do wydarzeń, które spokojnie można nazwać niecodziennymi. Wtedy to chłopak gorzko pożałuje, że nie trzymał swych żądzy na wodzy, a dziewczyna odkryje, że jej najcenniejsza i najsilniej strzeżona część ciała potrafi doskonale obronić się sama... Tak, pomysł wyjściowy "Zębów" jest dość niezwykły. Wagina uzbrojona w zęby, które doskonale potrafią obezwładnić każdego samca, pozbawiając go jego ukochanej części ciała. Niby gdy poszperać w pamięci, to nie jest to żadne wielkie odkrycie, ale i tak sposób potraktowania tematu w obrazie Lichtensteina przyciąga uwagę. Cnotliwe dziewczę, które odkrywa nowy sposób na nauczenie rozpustnej młodzieży wstrzemięźliwości seksualnej dzięki swej specyficznej przypadłości - każdy przyzna, że to wielce płodna (sic!) i nośna koncepcja. I została tu wykorzystana w sposób naprawdę "odlotowy". Opowieść swą konstrukcją i klimatem przywodzi z miejsca na myśl płyciutkie amerykańskie komedie romantyczne dla młodzieży, ale podszyta została dużą dawką czarnego humoru, który swój pełen potencjał ujawnia wraz z odkryciem krwiożerczych właściwości pochwy bohaterki. W kilku momentach jest naprawdę przezabawnie i mowa tu zarówno o dialogach między bohaterami (argumentacja Tobeya w scenie gwałtu co do jego racji jest wprost rozbrajająca), jak i gagach bardziej sytuacyjnych. Nie ma co przytaczać poszczególnych scen, najlepiej zobaczyć to wszystko samemu. I mówiąc "zobaczyć", nie mam konkretnie na myśli jakichś wyjątkowo drastycznych czy obscenicznych elementów - tych raczej się tu nie uświadczy. Bo też "Zęby" jako horror - czy to krwawy, czy straszący atmosferą - nie spisują się praktycznie w ogóle. To przede wszystkim świetna makabreska komediowo - relaksacyjna. Kto nie widział wizyty u ginekologa w wydaniu Dawn, sam nie wie, co traci. Film Mitchella Lichtensteina to półtorej godziny solidnej, soczystej (jakkolwiek dwuznacznie by to tu nie brzmiało...) rozrywki. Ze swej strony żałuję może odrobinę, że tematu nie potraktowano nieco bardziej ekstremalnie, ale też może to i dobrze. W końcu zbytnia dosłowność potrafi zabić czasem cały urok. A tego omawianej produkcji na pewno nie brakuje. Dystrybutor reklamuje film hasłem "Każda róża ma kolce". Ja od siebie dorzuciłbym jeszcze ten cytat: "Dawna róża trwa w nazwie, nazwy jedynie mamy". Tutaj róża ma niezaprzeczalnie jedno imię: Vagina Dentata!