Cronenberg należy do wymierającego gatunku reżyserów pozbawionych wszelkich oporów przed podejmowaniem trudnych tematów w swoich kontrowersyjnych dziełach. Stara, ale jara "
Mucha" obrzydziła seans niejednemu kinomanowi rewelacyjnym i paskudnie realistycznym zobrazowaniem przemiany ambitnego naukowca w gigantycznego owada, zaś "
eXistenz" zagwarantowało donośny szczękopad otwartym zakończeniem. Niestety, ostatnimi czasy nawet wielki mistrz zaczął podupadać na reżyserskiej formie, tworząc zawiły, lecz niezbyt udany film "
Cosmopolis". Cofnijmy się jednak ponownie o parę lat wstecz, spoglądając na produkcję "
Historia Przemocy" z roku 2005. W tym uznawanym przez wielu za wzorcową adaptację komiksu obrazie,
Cronenberg podjął współpracę z
Viggo Mortensenem, szukającym nowych wyzwań po udziale w trylogii "
Władcy Pierścieni". Najwyraźniej praca na planie udała się Panom wyśmienicie, bowiem dwa lata później
Mortensen ponownie otrzymał angaż w głównej roli, tym razem w filmie "
Wschodnie obietnice". Czy i w przypadku wspomnianej produkcji widz może liczyć na seans uderzający w potylicę z siłą obucha?
Wigilia Bożego Narodzenia – czas pokoju, wzajemnych czułości oraz wszechobecnej radości. Dla pewnej Rosjanki ów dzień stanie się istnym koszmarem. Przerażona kobieta, z licznymi nakłuciami na zgięciach rąk, trafia na oddział położniczy w stanie krytycznym. Dając życie dziecku, dokonuje własnego żywota. Odbierającej poród Anna (
Naomi Watts), młodej pielęgniarce z londyńskiego szpitala, udaje się jednak wejść w posiadanie pamiętnika niedoszłej matki. Niestety, bez znajomości języka rosyjskiego nie jest w stanie rozszyfrować treści weń zawartej. Ojciec Anny, rodowity Rosjanin, oferuje swą pomoc córce, powoli odkrywając przerażającą historię ukrytą na kartach notesu. W międzyczasie pracujący jako szofer małomówny Nikolai (
Viggo Mortensen) coraz bardziej zjednuje sobie przychylność bossa rosyjskiej mafii Semyona (
Armin Mueller-Stahl) oraz jednego z jego synów (
Vincent Cassel). Niestety, informacje z pamiętnika mogą postawić całą mafijną rodzinę w stan zagrożenia, w związku z czym Nikolai oddelegowany zostaje do zajęcia się problemem. Jak się ma jednak okazać, szef przestępczej szajki nie jest jedynym skrywającym brudny sekret...
Cronenberg po raz kolejny zaskoczył, prezentując w swoim filmie niesamowite przywiązanie do detali, dając w dodatku ogromne pole do popisu
Mortensenowi w rozbudowanej kreacji aktorskiej. Niestety, powolne odkrywanie kart historii kręcących się wokół wspomnień umieszczonych w pamiętniku oraz postaci Nikolaia o barwnej przeszłości to broń mocno obosieczna, z jednej strony budując klimat historii (widz ma szansę delektować się kolejnymi skrawkami informacji), z drugiej zaś nieco spowalniając tempo produkcji. "
Wschodnie obietnice" czarują dobrze oddanymi (jak mniemam, ghe,ghe) realiami rządzącymi rosyjską mafią, gdzie podcinanie gardzieli stoi na porządku dziennym, zaś niewygodne osoby znikają bezpowrotnie w niewyjaśnionych okolicznościach. Twórca zadbał o takie szczegóły jak zrezygnowanie z użycia pistoletów i automatów ze względu na restrykcje jaką objęta jest broń palna w Londynie, autentyczność starć (pojedynek w saunie, gdzie
Mortensen występuje "na waleta", to klasa sama w sobie) czy masa tatuaży o symbolice dobrze znanej w przestępczym światku. Widać ogrom pracy i serce włożone w produkcję, której zabrakło jednak większej ilości złożonych postaci (sam jeden Nikolai to za mało) oraz bliżej niezidentyfikowanego elementu sprawiającego, iż po "
Wschodnie obietnice" chciałoby się sięgnąć jeszcze parokrotnie. Cóż, nie chce się.
"
Wschodnie obietnice" to, nie umniejszając pozostałej części obsady, gra jednego aktora. Rola Nikolaia wygląda, jakby była pisana pod
Mortensena, który poświęcił wiele czasu i energii, by wiarygodnie oddać postać twardego Rosjanina o starannie przylizanych włosach. Wielogodzinne ćwiczenia rosyjskiego dobitnie zaowocowały, gdyż szofer posługuje się głównie tym językiem, po angielsku zaś mówiąc z wiarygodnym, mocno odczuwalnym wschodnim akcentem. Podziw budzą również wspomniane wcześniej tatuaże zdobiące muskularne ciało aktora, wskazujące na kryminalną przeszłość Nikolaia. O tym, jak bardzo
Mortensen wsiąkł w kreowanego protagonistę, świadczy również realistyczna scena starcia bohatera z dwoma drabami w miejscowej saunie. Nikolai walczy o życie nagusieńki, jak go Bóg stworzył, zaś kamera nie unika ujęć prezentujących "klejnoty" (bynajmniej nie rodzinne), stanowiąc prztyczek w nos innego wielkiego twórcy Hollywood,
Roland EmmerichZemeckisa (w komputerowo wygenerowanym "
Beowulfie" newralgiczne partie w komiczny sposób zasłaniane były kolejnymi elementami otoczenia). O krwi znaczącej bielusieńką posadzkę brunatną barwą wspominać chyba nie trzeba...
Ciekawie wypada jeszcze postać Kirila (
Cassel) o niejasnych "preferencjach". Pomimo swej pozycji w familii, przywiązuje się powoli do Nikolaia, który to zmuszony jest do zajęcia się brudną robotą w imieniu beniaminka rodziny. Nieco zniewieściały Rosjanin odegra jednak ważną rolę w intrydze...
Cronenberg swą magnetyczną osobowością zdołał przyciągnąć do produkcji znane nazwiska, uatrakcyjniając widzowi seans. Przy okazji, na spółkę ze scenarzystą
Stevenem Knightem, stworzył gęstą jak smoła opowieść z mocarnym głównym bohaterem oraz kolejnymi sekretami wyciąganymi na światło dziennie wraz ze stopniowym rozwojem fabuły. Niestety, pomimo zapadających w pamięć scen (początek u fryzjera, uniemożliwienie identyfikacji zwłok w niezawodny sposób czy brutalne starcie w saunie), zaangażowania w oddanie najdrobniejszych szczegółów oraz koronnej roli
Mortensena, "
Wschodnim obietnicom" zabrakło elementu wbijającego w fotel, wzbudzającego chęć ponownego sprawdzenia produkcji. Nie pomogła ani głęboko skrywana przeszłość Nikolaia ani lekko naiwne zakończenie. Jak to mawiają Rosjanie, zabrakło jajcow, tawariszu. Dobre rzemiosło.
Ogółem: 7+/10
W telegraficznym skrócie:
Viggo Mortensen w roli rosyjskiego zabójcy wypada znakomicie; liczne tatuaże + rosyjski akcent + przerażające opanowanie to strzał w dziesiątkę; dobra fabuła z ciekawym rozwinięciem została poprowadzona momentami zbyt ślamazarnie; parę mocnych scen zapada w pamięć, jednak jak na
Cronenberga to za mało.