Wielka szkoda, że to ostatni film tandemu Joseph Cotten - William Dieterle. Aktor i reżyser zostawili nam 4 piękne melodramaty, które do dziś wywołują łzy.
Biznesmen David Lawrence (Joseph Cotten) i pianistka Marianne 'Manina' Stewart (Joan Fontaine) poznają się podczas podróży z Nowego Jorku do Rzymu. Gdy ich lot zostaje przerwany przez problemy techniczne i zatrzymany w Neapolu, postanawiają zwiedzić miasto. Są sobą tak zaabsorbowani, że przegapiają samolot. Postanawiają więc zostać kilka dni na miejscu. Przez ten czas żonaty mężczyzna i piękna, samotna kobieta zakochują się w sobie. Gdy okazuje się, że samolot, którym mieli lecieć wpadł do morza i uznano ich za zmarłych, decydują się zostać we Włoszech i zacząć nowe życie. Wkrótce Manina i David przekonają się, że nie tak łatwo uciec od przeszłości...
Piękne historie miłosne zazwyczaj są osadzone w świecie bogatych, młodych i pięknych dwudziestolatków (przynajmniej tak robi się ostatnimi czasy). W "Wrześniowej przygodzie" romans nawiązuje się między steranym życiem, nieszczęśliwie żonatym ojcem prawie dorosłego syna, a równie smutną i samotną pianistką, dla której muzyka jest całym życiem. Ich miłość może nie jest szalona, ale to dojrzałe uczucie nadaje filmowi autentyczności, której w romansach tak brakuje.
Nie mamy tu zwrotów akcji rodem z filmów sensacyjnych, tempo wydarzeń, szczególnie w pierwszej połowie, jest raczej spokojne. Reżyser pozwala nam się przyjrzeć powoli rodzącemu się uczuciu, a później swoistej tęsknocie bohaterów za dawnym życiem i ojczyzną, fabuła nie pędzi na łeb, na szyję, tylko w miarę upływania kolejnych minut seansu delikatnie przyśpiesza, by dotrzeć wreszcie do punktu kulminacyjnego.
Bardzo dobre kreacje tworzą tu odtwórcy głównych ról, Joseph Cotten i laureatka Oscara Joan Fontaine. On ze swoją "zmęczoną" fizjonomią idealnie pasuje do postaci wykończonego monotonią życia biznesmena, a ona ze swoją delikatną, mimo upływu lat wciąż dziewczęcą urodą autentycznie wnosi powiew świeżości nie tylko na ekran, ale i w życie bohatera. Obydwoje tworzą prawdziwe postacie z krwi i kości, a ich gra aktorska nie jest nachalna i przesadzona, co często zdarza się w melodramatach. Cotten i Fontaine zagrali po prostu zwykłych ludzi, takich jak my wszyscy, którzy chcą choć na chwilę wyrwać się z szarej rzeczywistości.
Uwagę zwracają też piękne zdjęcia, zrealizowane we Włoszech. Są one niewątpliwie ogromną zaletą filmu, dzięki nim możemy poczuć klimat słonecznej Italii. Co ciekawe, w przerwie między zdjęciami Fontaine i Cotten zagrali drobne epizody w kręconym równolegle filmie ich przyjaciela, Orsona Wellesa, "Otello". Uwagę zwracają też piękne kostiumy autorstwa wielokrotnej laureatki Oscara Edith Head. Warto też zwrócić uwagę na nastrojową muzykę Victora Younga, nagrodzoną Złotym Globem.
Dieterle, Fontaine i Cotten dali nam naprawdę piękny, subtelny i wysmakowany melodramat, dziś już tak zapomniany, ale wciąż wart zobaczenia.